33-Winny!

138 13 1
                                    

Kiedy Ana przebrała swoje zakrwawione ciuchy na swój strój do walki i załadowała każdą możliwą kieszeń bronią i nożami przed wyjściem ze swojego mieszkania zabrała jeszcze swój pasek na który zapięła jeszcze pistolet. Kiedy już miała wychodzić przypomniała sobie o prezencie od Zsasz'a który dostała od niego trochę wcześniej przed tym jak zostali zaatakowani a potem zabrani na komisariat. W szafce nocnej dalej bez naruszenia leżało pudełeczko z którego szybko wyciągnęła przepiękny nóż z czarną różą. Długo się nie zastanawiając wzięła nóż po czym wyszła z mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Szybko zbiegła klatką schodową na dół po czym wyszła na zewnątrz i z powrotem wsiadła na tylne siedzenia radiowozu w którym siedzieli również Jim i jego partner Harvey. 

-Dłużej się nie dało? -zapytał Harvey kiedy już zajęła swoje miejsce z tyłu. 

-Przepraszam panie niecierpliwy ale moje ciuchy były zakrwawione i musiałam je zmienić, a wierz mi w to wdzianko nie wskakuje się w dwie minuty. -odparła rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu podczas gdy Gordon za kierownicą już ruszył w drogę. 

Niegdyś używany jako ratusz burmistrza budynek teraz należał do Oswalda. Pod budynek ten cała trójka dotarła po paru minutach, od razu widząc że do środka chodzą bez problemu grupy ludzi. Budynek był również otoczony przez pracowników Pingwina, widocznie w razie jakiegoś niebezpieczeństwa. 

-Wejdziemy razem jako grupa głównym wejściem...

-Ja wchodzę osobno. -oznajmił Ana przerywając nagle Jimowi jego wypowiedź. 

-A co to za różnica niby? -spytał Harvey odwracając się na fotelu aby móc spojrzeć na dziewczynę. 

-Jak ci strażnicy zobaczą że wchodzę z wami od razu dadzą znać Oswaldowi i on wtedy pomyśli że jestem z wami w zmowie. A tego nikt z nas nie chce. -odparła malując swoje usta bezbarwną pomadką jakby nigdy nic. 

-Dobra to wychodź jako pierwsza my potem wejdziemy chwilę po tobie.  

-Zrozumiano detektywie. -powiedziała z uśmiechem salutując jakby Jim był kimś komu warto oddawać honor. Po tym otworzyła drzwi od radiowozu i z impetem weszła na ulicę z uniesioną brodą pokazując od razu wszystkim w okolicy że to ona tu rządzi. 

Wszyscy strażnicy praktycznie od razu zwrócili na nią uwagę i zaczęli przyglądać się wchodzącej do budynku dziewczynie. Niektórzy z nich zaczęli między sobą coś szeptać, a Anastasia zauważyła że jeden z nich nawet wziął do ręki walkie talkie które służyło do komunikacji i zaczął coś do niego mówić szybko się uwijając ze słowami. 

-Uzbrojona... Tak szefie. Tak to ona. Jasne. Załatwione.- usłyszała przechodząc obok mężczyzny trzymającego w rękach nie tylko komunikator ale także broń. Ana przeszła obok strażnika, lecz zanim zdążyła odejść dość daleko, usłyszała za plecami jego głos wołający ją.

-Ślicznotko! -krzyknął z głupim uśmieszkiem a kiedy Ana się odwróciła w jego stronę kontynuował- Szef cieszy się że wpadłaś. Ma nadzieję że nie na krótko. 

-Ja mam inną nadzieję. -odparła tylko po czym odwróciła się z powrotem i ruszyła dalej w stronę głównej sali. 

Szybko podążyła za tłumem i bez problemu dotarła do ogromnej sali w ratuszu w której zbierali się już mieszkańcy miasta. Cobblepot zdała sobie z tym również sprawę że  Oswald nie żartował że to ludzie zadecydują o losie Zsasz'a. Według niej był to całkowicie głupi pomysł. W końcu gdyby naprawę chciał go zabić wystarczy nacisnąć spust a nie bawić się w sąd ostateczny z udziałem ludu który i tak jest rządny mordu i krwi. Tak więc wyrok jest już wszystkim znany i z tego był zadowolony Pingwin. 

Ana stanęła za całym wrzeszczącym tłumem i oparła się w ciemnym kącie gdzie nikt jej nie mógł dobrze zobaczyć. Takim sposobem schowała się przed zbędnym wzrokiem ludzi, a wciąż mogła widzieć całą "rozprawę". Kiedy do sali wprowadzili Victora serce jej zabiło trochę szybciej. Nie stresowała się ani nie przejmowała się że mogą mu zrobić krzywdę, bo w końcu była przygotowana na użycie broni, ale jednak przez ułamek sekundy coś ją zaniepokoiło w widoku chłopaka trzymanego przez dwóch uzbrojonych przerośniętych gangsterów. 

Już po chwili usłyszała charakterystyczny wrzask i podnosząc wzrok zobaczyła wchodzącego do sali brata. Pokuśtykał on na środek sali i widząc zebrany w sali tłum jeszcze raz krzyknął prosząc o ciszę. 

-Spokój! 

-Chciałem tylko zapytać czy ja dostanę adwokata? -zapytał Zsasz przyglądając się Oswaldowi stojącemu trochę parę kroków przed nim. -Bo czuję że zgwałcone są moje prawa. -dodał szybko. 

-Nie twoje prawo do zachowania milczenia. -odparł tylko Oswald po czym Ana zobaczyła że jeden z przerośniętych gangsterów bierze do ręki srebrną taśmę klejącą po czym zakleja usta Victorowi. 

To serio było bardzo niesprawiedliwe, ale w końcu to Oswald prowadzi tą  sprawę w jego sądzie i z jego prawami. Ana w sumie nie zdziwiła się zachowaniem swojego brata. 

-Więc gdzie dokładnie widziałeś oskarżonego chwilę przed eksplozją? -kontynuował Pingwin zwracając się teraz do świadka siedzącego po drugiej stronie sali. 

-Wychodził z budynku. -oznajmił spokojnie mężczyzna o ciemnym kręconych włosach. Był ubrany w garnitur, jakże formalnie. -pomyślała Ana. 

-Budynku który kilka chwil później stanął w płomieniach które pochłonęły wiele ofiar? -dokończył za świadka Oswald udając bardzo przejętego całą sytuacją. 

Tłum ludzi zaczął szeptać między sobą, kobiety zaczęły zwieszać głowy a niektórzy nawet zaciągnęli się cichym acz imponującym szlochem. Ana widząc ten przebieg sytuacji wywróciła oczami po czym do rąk wzięła jeden ze swoich noży do rzucania i zaczęła nim obracać w dłoniach. 

-Czy na sali są może jeszcze inni świadkowie którzy mogą poprzeć te słowa? 

Większość ludzi z tłumu podniosła dłonie w górę dając znak że popierają wersję wydarzeń o której mówił świadek. 

-Kapitan Gordon uważa że wszyscy jesteście w błędzie. -oznajmił nagle Oswald pokazując ręką gdzie na sali teraz znajduje się Gordon. Tłum zaczął buczeć i wytykać detektywa palcami.- Twierdzi że pan Zsasz nie jest odpowiedzialny na wybuch. Kapitanie jeśli chcesz coś powiedzieć, teraz masz okazję. 

-To nie była bomba. -oznajmił Gordon spokojnie na co nagle cały tłum przestał buczeć i zaczął słuchać. -To był pocisk z granatnika wystrzelony z dachu pobliskiego budynku. Skoro Zsasz był na ziemi, jak twierdzą świadkowie, nie mógł tego dokonać. Wiem że domagacie się sprawiedliwości. Ja też. Jesteście wściekli. Boicie się. Od miesięcy słyszycie tylko że pomoc nadejdzie. Prawda jest taka że jesteśmy zdani na siebie.-kontynuował widząc jak ludzie zaczynają wszystko rozumieć.- A jeśli to prawda, to co robimy teraz jest o wiele ważniejsze? To nie jest sprawiedliwość. Nie takimi ludźmi jesteśmy. 

-Potraktuję to jako twoją mowę końcową. -powiedział Oswald podchodząc do Jima. -No więc skoro obrona już skończyła, wysłuchajmy ludu! Co wy na to? 

Tłum przez chwilę stał w całkowitej ciszy lecz już po chwili wszyscy bez wyjątku zaczęli krzyczeć: 

-Winny! Winny! 

CollideTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon