17-Prawda wychodzi na jaw

263 24 0
                                    

Kiedy Gordon z pomocą paru innych policjantów wprowadził ją na komisariat policji w Gotham wiele osób zaczęło klaskać. Był to znak pogratulowania kapitanowi że aresztował winną zabójstwa kolegów po fachu. Ana miała ochotę powyrywać wszystkim głowy słysząc te wszystkie wiwaty na cześć policjantów którzy ją tutaj wnieśli. 

Jim zaprowadził ją do pokoju w którym przesłuchiwali osoby aresztowane czy winne jakimś wykroczeniom. Najpierw do pomieszczenia wszedł inny policjant który dokładnie przeszukał dziewczynę od góry do dołu. Oczywiście na każdym kroku wyjmował jakiś nóż lub pistolet.Noże były praktycznie wszędzie, w każdym rękawie, nogawce, przy pasku i przy staniku, kieszeniach i nawet w butach. Pistoletów miała tylko dwa, jeden włożony był za skarpetkę, a drugi za pasek przy spodniach. Kiedy skończyli ją przeszukiwać i cały stół był pokryty jej bronią Jim posadził Anę na krześle przy stole i kajdanki przykuł do stołu, aby nie mogła się wydostać. 

-Dostanę je z powrotem, nie? -zapytała widząc jak policjanci wrzucają jej noże do pudełek które były szczelnie zamykane. 

-Raczej nie nastawiaj się na to.- odparł Gordon stojący w kącie pomieszczenia. Czekał aż koledzy z pracy spakują wszystkie niebezpieczne przedmioty. 

-Więc sama je sobie wezmę. -odparła zakładając nogę na nogę. -Tak jak to było z aktami. 

Gordon nie odpowiedział. Dopiero kiedy cała bron zniknęła ze stołu, i drzwi zamknęły się, wtedy usiadł naprzeciwko niej i przyjrzał się jej dokładnie. 

-Imię i nazwisko. -zaczął Jim. 

-Anne Sheridan. 

-Prawdziwe imię i nazwisko. 

-Joyce Boggs. 

-Wiesz co zrobiłaś? -zapytał Gordon słysząc że dziewczyna już przyznała się do imienia Joyce. Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała on kontynuował.- Odebrałaś życie dwóm policjantom. A podczas wybuchu w szkole militarnej, który ty wywołałaś, ponad 80 osób. 120 rannych. Budynki dookoła szkoły, w których mieszkali ludzie... nic z nich nie zostało. Odebrałaś ludziom życie, zdrowie, rodzinę i dom. A mi przyjaciół. 

-Daruj sobie. -przerwała mu siadając z powrotem prosto na krześle.-Czytałeś przecież akta. Ja nie czuję czegoś takiego jak współczucie. Nawet nie próbuj go we mnie wywołać. -Tom jej głosu mówił że jest dość zdenerwowana i niepoczytalna. 

-Dlaczego zamordowałaś policjantów w archiwum?-kontynuował Gordon. 

-A jak myślisz idioto? Byłam znudzona. -odparła pewnie ciągnąc za kajdanki. Miała nadzieję że może je jakoś zdoła wyrwać. Co było nierealne, ale nadzieję wciąż miała. 

-Tylko dlatego postanowiłaś ich zabić? Bo Ci się nudziło? 

-Ty jesteś głupi czy coś? Przecież wiesz że masz przed sobą psychopatkę morderczynię, a dalej jesteś zdziwiony moim zachowaniem. 

-Byłaś taka bezbronna, i  miła... Nikt się tego nie spodziewał. -stwierdził przypominając sobie poprzednią rozmowę. Wydawała się być niewinna i podejrzana za jednym razem. Płakała że jest niewinna, że nic nie zrobiła... Prawda jednak okazała się być inna. 

-Czy aby na pewno? -zapytała Ana z jadem w głosie. Jak na razie nie chciała pokazywać pazurów, ale sytuacja w której się znalazła, nie była w jej planach i trochę ją to denerwowało.- Ty mnie podejrzewałeś od początku. Tylko ty widziałeś we mnie prawdziwą mnie. 

-Co tam się wydarzyło naprawdę? Po co się tu pojawiłaś? Po co ich zabiłaś? -kontynuował trzymając przy swoim. 

-Mówiłam już, nie będę się powtarzać. -Ana jednak również nie dawała za wygraną. 

CollideWhere stories live. Discover now