31-Ty i on? Serio?

154 13 0
                                    

Głos był bardzo zdenerwowany i bardzo charakterystyczny. Ana i Victor od razu wiedzieli że wrzask ten należał do Pingwina który był nastawiony na zabranie ich dwójki z posterunku. Niestety nie chciał ich wybawić ich z opałów, lecz za to chciał im zrobić piekło za to że "niby przez nich" wybuchło całe osiedle ludzi. Co było oczywiście nie prawdą.

Kiedy zdali sobie sprawę że pozostały im sekundy do ucieczki Victor szybko zabrał się do wyciągnięcia pistoletu z buta Any. Szybko uwijał się z rękoma zamkniętymi w kajdanki, i już po chwili udało mu się wydobyć broń. Niestety jednak kiedy Ana zdejmowała swoją nogę z blatu metalowego stołu przez przypadek strąciła z rąk Victora broń która teraz upadła na ziemię.

Oboje spojrzeli na siebie szybko lecz nic nie zdążyli zrobić, gdyż do pomieszczenia nagle weszło dwóch wysokich i umięśnionych mężczyzn. Ana od razu wiedziała że ci gangsterzy przyszli z polecenia jej brata na którego ona teraz była bardzo wkurzona za to że postrzelił jej nogę.

-Hejka. -odezwała się z uśmiechem w międzyczasie kładąc swoją podeszwę na broni która wylądowała na ziemi zaraz obok jej nogi. Teraz pistolet nie był widoczny, więc jeszcze była nadzieja. -Jak tam dziś dzionek mija?

-Najpierw zabieramy łysego, potem ślicznotkę. -oznajmił jeden z mężczyzn zwracając się do swojego kolegi. Mówiąc słowo "ślicznotka" uśmiechnął się natrętnie w stronę Anastasi.

-Ej bez takich, ona jest zajęta. -sprzeciwił się od razu Zsasz na co Ana uśmiechnęła się pod nosem.

Jeden z pracowników Cobblepota ruszył pewnym krokiem w stronę Victora i szybko odpiął jego kajdanki od strasznego i zimnego stołu po czym agresywnie pociągnął chłopaka za sobą prowadząc w stronę drzwi.

-Trzymaj się Zsasz! Nie daj się zabić zbyt szybko! -krzyknęła Ana z uśmiechem w stronę wyprowadzanego Victora.

-Do zobaczenia lalunia! -odkrzyknął w odpowiedzi po czym zniknął za drzwiami zostawiając ją samą z przerośniętym pomocnikiem Oswalda.

-To co może mnie odepniesz? -zapytała po chwili Ana podczas gdy mężczyzna wpatrywał się w nią z zaciekawieniem i równocześnie zdziwieniem.

-Ty i on? Serio? -zapytał zdziwiony podchodząc i odpinając jej kajdanki.

-Ta wiem dużo osób się dziwi. -stwierdziła i już po chwili poczuła że jej ręce już nie są skute kajdankami. -Dziękuję bardzo uprzejmemu panu. -dodała uśmiechając się do mężczyzny miło. Od jakby zadowolony odwzajemnił uśmiech.

-Masz odsuniętego buta. -stwierdził kiedy dziewczyna wstała z twardego krzesła pocierając swoje obolałe nadgarstki.

-A no tak! Dzięki za przypomnienie. -znów uśmiechnęła się szeroko do coraz bardziej zadowolonego gangstera po czym pochyliła się do swojego buta i zasunęła suwak który przed chwilką odsunął jej Zsasz w poszukiwaniu broni którą ona teraz powoli wyciągała spod podeszwy.

Gangster był zbyt zajęty wpatrywaniem się w jej tyłek, więc Ana mogła spokojnie wyciągnąć broń i ją odbezpieczyć. Kiedy podniosła się z powrotem do pozycji stojącej szybko wycelowała broń w głowę mężczyzny i bez wahania nacisnęła spust. Broń wystrzeliła i w ułamku sekundy zdziwiony pracownik jej brata upadł na ziemię z dziurą w głowie. 

-Do zobaczenia kiedyś tam w zaświatach. -odparła szybko po czym schyliła się po lepszą i większą broń którą teraz trzymał przy sobie już trup. 

Do ręki wzięła karabin i odbezpieczyła go po czym ruszyła do wyjścia. Pociągnęła delikatnie klamkę i wyszła na korytarz z którego już słyszeć było głośne rozmowy i zamieszanie. Ana wiedziała że teraz nie będzie to najlepszy czas na atak skoro cały posterunek jest wypełniony policjantami i gangsterami Oswalda. Wiedziała że na razie musi dać sobie spokój z wybawianiem Victora, i uciekać z posterunku na którym znajduje się jej brat. Tak więc też postanowiła zrobić. 

Dziewczyna weszła do pierwszych lepszych drzwi znajdujących się po jej prawej, i sprawdziła czy w pomieszczeniu znajduje się okno. Kiedy już ujrzała jej jedyną nadzieję na ucieczkę szybko podbiegła do okna i otworzyła je chcąc wyjść na zewnątrz. Kiedy podniosła ranną nogę w górę syknęła z bólu który przeszył ej ciało, ale długo się tym nie przejmując bez trudu szybko wcisnęła się między framugi otwartego okna. Ana bez problemu wydostała się i znalazła się zboku budynku na jednej z mniej ruchliwych ulic. Wydostając się z posterunku coś w jej głowie podpowiadało że ta ucieczka była zbyt prosta. Jednak nie narzekając, ruszyła biegiem w stronę pobliskiej ciemnej uliczki tak aby nikt jej nie mógł zbyt szybko zobaczyć. Kiedy biegła lekko kuśtykała przez ból w jej nodze. 

Wbiegając jednak w uliczkę krzyknęła przerażona nie spodziewając się na swojej drodze postaci ubranej w czerń. 

-Boże Wayne nie strasz mnie. -odetchnęła szybko przyglądając się chłopakowi stojącemu między dwoma wysokimi budynkami. 

-Kolejna ucieczka co? -zapytał spokojnie. 

-Skąd wiedziałeś że tutaj się zjawię? -zapytała szybko zdając sobie sprawę że to nie mógł być przypadek że właśnie trafiła na Bruce'a.- Mam jakiś nadajnik czy coś? 

-Widziałem cię akurat jak wychodziłaś z tamtego okna w komisariacie. -chłopak wskazał ruchem dłoni kierunek w którym znajduje się budynek policji. -Stwierdziłem że nie bez powodu musisz uciekać, więc lepiej dmuchać na zimne. 

-Tylko nie mów mi że jesteś tu żeby mnie zatrzymać. -zaśmiała się krótko lecz widząc całkowitą powagę Bruce'a przestała. -Nie aresztujesz mnie co nie? -dodała nie wierząc że chłopak może ją powstrzymać. 

-Nie jestem policjantem. 

-No całkowicie to nie ale w pewnym stopniu to w sumie jesteś. -stwierdziła Ana. 

-Po prostu chciałem wiedzieć po co to robisz. 

Ana spojrzała na Bruce'a zmieszana nie wiedząc dokładnie o co mu chodzi. Chłopak jednak wydawał się być bardzo poważny. Jego wyraz twarzy nie zdradzał żadnych emocji, a ona zaczynała się czuć niekomfortowo w jego towarzystwie. W końcu kiedyś zachowywał się dość normalnie kiedy ona znajdowała się w pobliżu. 

-Ale co robię?

-Znów uciekasz. -odparł zawieszając wzrok na dziewczynie. 

-Jezu ale wy wszyscy macie problemy.-Ana przewróciła oczami.-  Po prostu nie chcę być zamordowana z ręki mojego brata który myśli że wysadziłam tą całą Przystań. 

-A wysadziłaś? -spytał podchodząc powoli bliżej do młodej  Cobblepot. 

-Nie! -odkrzyknęła.- Pewnie że nie. Może trudno w to uwierzyć ale mam trochę serca. Oswald jednak mi nie wierzy i już zdążył mnie postrzelić w nogę a teraz zabrał Victora któremu na pewno zrobi krzywdę bo już go dawno nienawidził za zdradę. 

Bruce spojrzał na przesiąkający krwią bandaż na jej nodze. Ana zrobiła to samo i zdała sobie sprawę że zaczyna krwawić bardziej po lekkim wysiłku fizycznym którym było wydostanie się z komisariatu. Jednak nie przejęła się tym jakoś bardzo. Bardziej zależało jej  na przedostaniu się do mieszkania w którym mieszkała z Victorem po to aby zebrać jak najwięcej broni do obrony i ubrać odpowiedniejszy strój niż ten który miała teraz na sobie. 

-Zsasz da sobie radę. -odparł Wayne szybko. 

-Może tak, może nie. Jeżeli Oswald tak bardzo się na mnie zdenerwował to nawet możliwe że zrobi Victorowi krzywdę tylko żeby mi zrobić na złość. 

-Ana wydaje mi się że potrzebujesz lekarza. -oznajmił po chwili ciszy Wayne dalej patrząc to na jej twarz to na bandaż na jej nodze. 

-Nie potrzebuję pomocy. Jedyne czego teraz potrzebuję to trochę więcej broni. -oznajmiła po czym pewnie ruszyła przed siebie chcąc szybko ominąć Wayne'a i pójść w końcu w swoją stronę. 

Jednak kiedy już miała ominąć chłopaka on złapał ją mocno za ramię i zatrzymał. Spojrzał jej prosto w oczy i z troską w głosie oznajmił: 

-Daj sobie pomóc chociaż raz. 


CollideWhere stories live. Discover now