18-Zazdrosny?!

255 24 4
                                    

-Kim więc jesteś jeśli nie Joyce? -zadał kolejne pytanie. 

-Tego to się już ode mnie nie dowiesz. 

-Łączy cię coś więcej z Pingwinem niż tylko interesy? 

Ana na szczęście nie zdążyła odpowiedzieć gdyż nagle usłyszeć można było strzały. Jim spojrzał na nią momentalnie wiedząc że strzały spowodowane są jej obecnością tutaj. Ona uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi również wiedząc co się zapowiada. 

Jim wyszedł z pomieszczenia prosząc jakiegoś innego policjanta o popilnowanie Any. Gordon pobiegł w stronę głównego pomieszczenia budynku, skąd też padały strzały. W zamian za niego naprzeciwko dziewczyny usiadł jakiś starszy mężczyzna. 

Patrzył na nią takim wzrokiem jakby chciał ją zamordować na miejscu. Widocznie jeden z zabitych policjantów był dla niego bliski. 

Strzały były coraz częstsze i wydawały się być również głośniejsze. Więc Ana była coraz bardziej zadowolona, i mniej zdenerwowana. Widocznie strzały z broni ją odprężały. 

-Nie idziesz im pomóc? -zapytała Ana z uśmiechem powoli się nudząc między ciszą między nimi. W tle ciągle było słychać wystrzały. -Ja bym poszła. -dodała nie słysząc odpowiedzi od policjanta. -Wolałabym tam się trochę pomęczyć niż tutaj siedzieć i za chwilę dostać kulkę. 

-Jaką znowu kulkę? -zapytał nie rozumiejąc o co chodzi. Nie zdążył jednak nic dodać gdyż drzwi otworzyły się z hukiem, a w wejściu stanął Victor Zsasz z bronią skierowaną w policjanta. Chłopak strzelił parę razy w mężczyznę, a ten upadł na ziemię bez życia tuż obok stóp Any. 

-Taką kulkę.-dodała uśmiechnięta do nieżyjącego już policjanta. Krew podczas wystrzału rozbryzgała się nie tylko na ścianie ale również trochę na twarzy Any. 

-Dużo im powiedziałaś? -zapytał Victor podchodząc do dziewczyny. 

-Nie aż tyle żeby rozumieli kim jestem. -odparła szybko i nie czekając na odpowiedź kontynuowała.- Pomożesz? -zapytała podnosząc ręce do góry i pokazując że wciąż jest przymocowana do stołu. Victor od razu przestrzelił łańcuch którym dziewczyna była przymocowana blatu pomagając jej się wydostać. Ana wstała z krzesła już wolna i uśmiechnęła się szczerze do Zsasza w podziękowaniu, po czym podeszła bliżej niego i pocałowała go w policzek odciskając również na nim krew która została po przestrzeleniu policjanta. 

-Chodź już szybko bo zaraz nas złapią. -dodała łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia. 

Wybiegli tylnym wyjściem żeby nie narażając Any na przestrzelenie podczas gdy uciekała by głównym wejściem, gdzie teraz dalej usłyszeć można było strzały. Od razu przy wyjściu stał samochód w którym za kierownicą siedział znany jej już pracownik Oswalda. Oboje wsiedli do środka na tylne siedzenia. Kierowca od razu odjechał z piskiem opon kierując się w stronę klubu Pingwina. 

-Akcję zorganizował Oswald, tak? -zapytała Ana przyglądając się Victorowi który właśnie chował broń do pochwy. 

-Jest w furii bo Gordon pozwolił użyć na tobie paralizatora a potem zabrał cię bez pozwolenia i do tego jeszcze powstrzymał nas przed przeszkodzeniem podczas gdy oni cię zabierali. Tak się zdenerwował że wezwał swoich najlepszych gangsterów i nasłał na komisariat podczas gdy ja zająłem się tobą. 

-Mój wybawiciel. Ale wiesz że dałabym sobie radę sama? -zapytała z uśmiechem na ustach. 

-Sama? Gdybyś chciała się wydostać to zrobiłabyś to już dawno. Nie dałabyś rady wyrwać się z tych kajdanek. -odparł Zsasz od razu. 

-Są też inne sposoby, nie tylko użycie siły by pomogło. 

-Ale siła w tym wypadku jest najlepszym sposobem. 

-Ta, masz rację. -przyznała.-No ale muszę ci dziś podziękować po raz drugi. Tyle że tym razem za pomoc w ucieczce a nie za zdjęcie butów. 

Oboje się zaśmiali. 

-Nie musisz dziękować. Ratowanie Cię z opresji to sama przyjemność. -przyznał udając że się kłania. 

-Więc nie przyzwyczajaj się. -oznajmiła szybko dalej się uśmiechając.-To był pierwszy i ostatni raz. 

-Zobaczymy... -Victor pod nosem wypowiedział to słowo, tak żeby Ana tego nie słyszała, jednak nie udało się. 

-Ej!-krzyknęła uderzając go lekko w ramię.- Mówię serio. Anastasia poradzi sobie ze wszystkim sama. 

-Z kajdankami chyba jednak nie. 

-Gdybym miała więcej czasu, dałabym radę. 

-Ta, jasne. -odparł wątpiąc w jej słowa.- Wezwałabyś Wayne'a na pomoc i tyle. 

-Ty znowu o tym Waynie... -Ana jęknęła odwracając wzrok w inną stronę. Była znudzona ciągłym powtarzaniem Victora o Bruce'ie.-Teraz już możesz przestać o nim gadać bo on już wszystko wie... Ale czekaj, czekaj... -spojrzała z powrotem na chłopaka po czym uśmiechnęła się szeroko.-Czy ty jesteś zazdrosny? 

Ana zaczęła się śmiać tak głośno że musiała się trzymać za brzuch bo ten aż zaczął ją boleć od śmiechu. Między wybuchami śmiechu powtarzała: "Zazdrosny! Victor Zasasz Zazdrosny!"

-Dobra, dobra już. -chłopak próbował ją jakoś uspokoić. Jednak mimo tego że ona nie mogła opanować śmiechu z jego powodu, on nie miał nic jej za złe i też pod nosem się uśmiechał. Tak żeby ona tego nie widziała. Widząc ją tak bardzo rozbawioną, czuł się jakby był w odpowiednim miejscu i czasie.  Cieszył się tym, jednak kiedy zdał sobie z tego sprawę, postawił już o tym nie myśleć. W końcu jest bezdusznym mordercą, on nie może myśleć o dziewczynie w tak dobry sposób. 

-Nie możliwe. -Ana dalej nie mogła uspokoić śmiechu.- Ty? Zazdrosny o mnie i Wayne'a? Victor Zsasz jednak posiada serce? Nie wierzę. -stwierdziła siadając już odpowiednio na miejsce. 

-Nie będę na to odpowiadał. -odparł Victor udając poważnego. Jednak chyba mu to nie wyszło bo dziewczyna widząc jego minę znów zaśmiała się i oparła swoją dłoń na jego ramieniu. 

-Ok, rozumiem. Temat zamknięty. Udajemy że nic się nie wydarzyło. Ej ty panie kierowco, nic nie słyszałeś zrozumiano? -pochyliła się do przodu wyjmując słuchawki z uszy kierowcy. 

-Ale o co chodzi? -zapytał niczego nieświadomy. 

-Tak trzymaj Edwardo. -poklepała go po ramieniu. 

-Jestem Ben. 

-Tak, tak Edwardo. 


CollideOnde histórias criam vida. Descubra agora