Rozdział 52

1.3K 56 12
                                    

- Janson! - Thomas wyszedł z kryjówki zanim Szczurowaty zdążył pociągnąć za spust i rzucił w jego stronę mikroskopem.

Mężczyzna zdążył schylić się przed ciosem, a osłabiony Thomas opadł na ziemię i oparł się o biurko.

- Pudło, ty smarku. - uśmiechnął się Szczurowaty.

- Czyżby? - odpowiedział mu tym samym Tom.

Zerknęłam na szybę, w którą trafił brunet. To nie była zwykła szyba. Za nią znajdywali się dwaj Poparzeńcy, którzy w chwili pęknięcia szyby, zaatakowały Janson'a.

Wykorzystałam to, podbiegłam do bruneta i pomogłam mu wstać. Razem ruszyliśmy w stronę wyjścia i zaczęliśmy kierować się na dach budynku. Tylko tam nasi przyjaciele ze śmigłowca, mogli nas dostrzec.

Budynek płonął co o wiele nam utrudniało sytuację. Miałam nadzieję, że po drodze znajdziemy też moją siostrę, ale niestety tak się nie stało. Thomas coraz bardziej krwawił i był bardzo osłabiony. Podtrzymywałam go, ale nie było to zbyt łatwe, bo nie ukrywając, chłopak był w miarę ciężki.

Udało nam się dostać do klatki schodowej. Ogień buchał z dołu i wszędzie był dym. Zaczęliśmy się więc wspinać na górę aż dotarliśmy na dach. Tu powinni znajdywać się nasi przyjaciele, ale niestety nie było tu ich. Chciałam zawrócić, ale wybuchło wejście, którym się tu dostaliśmy. Zostaliśmy bez wyjścia. Thomas nie mógł dłużej ustać na nogach i opadł na ziemię. Zdążyłam go jednak przytrzymać i razem z nim usiadłam na podłodze.

Gorączkowo myślałam jak się stąd wydostać, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Cóż wydaje się, że z jednym Janson miał rację. To już koniec.

- Razem aż do końca... - wyjąkał ranny Thomas.

- Razem aż do końca... - powtórzyłam za nim i otarłam łzy.

Dach się palił, otaczał nas dym i totalny chaos, a my znajdowaliśmy się w środku całego zamieszania.

- Nie tak to sobie wyobrażałam... - powiedziałam i oparłam o siebie Thomas'a. - Myślałam... A raczej kiedyś myślałam... Że umrę ze starości... Z książką w ręku... Oparta na twoim ramieniu. Miałam nadzieję, że będziemy mieli lepsze życie, ale zdaje się, że to było jednak nie możliwe. W każdym razie nie dla nas... - kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.

- Gdy szukaliśmy Marcusa... - wtrącił ledwo żywy Thomas. - Gdy weszliśmy do tamtego miasta... - mówił, a ja przypomniałam sobie tamten moment. - Ci wszyscy ludzie... Mimo, że nie mieli wiele, to cieszyli się z tego co mieli. Rodziny z dziećmi... Miałem nadzieję, że kiedyś i my tego doczekamy...

- Chciałabym nas zobaczyć w roli rodziców. - uśmiechnęłam się co odwzajemnił. - Ooo, albo Minho w roli wujka. - zaśmiałam się razem z brunetem.

- To by było ciekawe. - poparł mnie Thomas.

Po chwili jednak z powrotem spochmurniałam. Budynek zaczynał się zawalać. Nasz koniec był już blisko.

- Tom...? - brunet spojrzał na mnie. - Myślisz... Że, gdyby nie DRESZCZ... To moglibyśmy mieć jakąś szansę?

- Chciałbym się tego dowiedzieć...

- Tommy... - powiedziałam po kilku chwilach, gdy ponownie usłyszałam jak budynek zaczyna się powoli zawalać. - Jak myślisz... Jaka jest śmierć? Będzie bolesna...? Czy może raczej szybka i cicha...? Poczujemy cokolwiek?

- Nie mam pojęcia, Tess... - brunet spojrzał mi w oczy. - Ale cieszę się, że jestem tu z tobą. Dzięki temu... Mniej się jej obawiam.

Spojrzałam mu w oczy. Pojedyncza łza ponownie spłynęła po moim policzku, gdy Thomas złączył nasze usta w ciepłym pocałunku.

Streferka (PL)Where stories live. Discover now