Rozdział 34

1.4K 60 40
                                    

Od ludzi z obozu dostaliśmy ciepłe ubrania i jedzenie. Wreszcie można było się trochę ogarnąć i coś zjeść. Po tym wszystkim czekała mnie rozmowa z Thomas'em.

Chłopak znalazł mnie w jednym z namiotów, do których pomogłam Mary donieść ubrania. Kobieta od razu zostawiła nas samych byśmy mogli porozmawiać na osobności.

- Przejdę od razu do rzeczy. - powiedział brunet, gdy tylko zostaliśmy sami po czym podszedł do mnie.

- No mam taką nadz... - zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo brunet mnie pocałował.

Na początku nie wiedziałam jak zareagować, ale po chwili odwzajemniłam gest. Brunet obiął mnie w pasie, a ja ujęłam jego twarz w dłonie. Nie był to zwykły pocałunek. Był pełen tęsknoty, pragnienia i miłości.

- Dlaczego to zrobiłeś...? - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy podczas, gdy on odgarnął kosmyk moich włosów.

- Z takiego samego powodu, z którego ty go odwzajemniłaś. - odparł. - Wiem, że widziałaś mnie i Brendę razem na tamtej imprezie, ale wierz mi, że nic to dla mnie nie znaczyło. Nie myślałem racjonalnie... W dodatku...

- W dodatku, co?

- Miałem zwidy i... Zamiast niej... Widziałem ciebie. - powiedział wciąż patrząc mi w oczy. - Dopiero po fakcie oprzytomniałem. Przepraszam... - miał łzy w oczach. - Ona nigdy nie była i nie będzie tobą.

- Tom...

- Nie... Chcę, żebyś to wiedziała. - przerwał mi. - Może nie wszystkie wspomnienia do mnie wróciły, ale pamiętam większość tych związanych z tobą i wiem, że... Byłaś, jesteś... I zawsze będziesz dla mnie ważna. Straciłem rodzinę... Ale mam ciebie. Tess, jesteś częścią tej rodziny i zawsze będziesz. Bez względu na wszystko. Straciłem cię raz i nie mogę stracić kolejny. Więc proszę jeśli... - zasłoniłam mu ręką usta.

- Po prostu to powiedz... - uśmiechnęłam się lekko, a pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach.

- Kocham cię... - szepnął i ujął moją twarz w dłonie. Otarł moje łzy kciukami po czym kontynuował. - Słyszysz? Kocham cię. Nie Brendę, nie Minho.. - dodał na co się zaśmiałam. - Tylko ciebie. Kocham cię.

Nie mogłam już dłużej wytrzymać tylko ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Brunet od razu to odwzajemnił. Zawsze marzyłam by poznać kogoś, komu będzie na mnie zależeć. Kogoś kto będzie mnie kochał bez względu na wszystko. Kto zawsze przy mnie będzie. Cóż... Zdaje się, że wreszcie mi się to udało.

- Ja ciebie też... - szepnęłam, gdy się od siebie odsunęliśmy.

- Nie słyszę... - brunet uśmiechnął się zadziornie.

- Tom... - tym razem to ja ujęłam jego twarz w dłonie. - Kocham cię. - dodałam i mocno go przytuliłam co oczywiście odwzajemnił.

***

Byłam szczęśliwa, że pogodziłam się z Thomas'em. Czułam się dobrze z tym, że wreszcie mogłam wyznać to, co czuję.

W późniejszym czasie Newt i pozostali zawołali nas na ognisko.

- A gdzie Teresa? - spytałam chłopaków.

- Tam. - Patelniak wskazał na jedną ze skał.

- Zaraz przyjdę. - powiedziałam i poszłam do siostry.

Dlaczego stała tam sama? Może coś się stało?

- Hej... - zawołałam, gdy już wgramoliłam się na górę. - Wszystko dobrze? Co tu robisz?

- Tak, wszystko w porządku. - odparła dziewczyna. - Po prostu myślę. - dodała.

Skinęłam głową.

- Więc... Nie będę przeszkadzać. Ale jakby co to chłopaki czekają z jedzeniem. - mówiłam. - Tylko lepiej się pośpiesz, bo wszystko zjedzą. - dodałam na co obie się zaśmiałyśmy.

- Dobrze, dziękuję. - odparła z lekkim uśmiechem. - Jak między tobą, a Thomas'em?

- Dobrze... - odparłam i podeszłam o krok bliżej. - A nawet bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się i poczułam, że się rumienię.

- Więc bardzo się cieszę. - uśmiechnęła się szczerze. - Kibicowałam wam od samego początku.

- Dzięki. - zaśmiałam się.

- Tessa...?

- Hm?

- Pamiętasz naszą mamę? - spytała nagle czym całkiem zbiła mnie z tropu.

- Czasami widzę ją w moich snach... - powiedziałam. - Ale większość rzeczy jest zamazana. A ty?

- Pamiętam. - odparła ze łzami w oczach.

- Jaka była?

- Była piękna. Wszyscy ją uwielbiali. Przed DRESZCZem miałyśmy tylko ją. Gdy zachorowała... Nie wiedziałam co robić... Nie chciałam ciebie tym zadręczać więc na początku nic ci nie mówiłam, ale później i tak się domyśliłaś. - mówiła. - Trzymałyśmy ją zamkniętą, w ukryciu. Myślałyśmy, że wyzdrowieje... - łza spłynęła mi po policzku podobnie jak i u Teresy. - Co noc było słychać te okropne dźwięki. Krzyki... Aż pewnej nocy... Przestała... Umilkła... Poszłyśmy do niej... Wszędzie była krew... A ona spokojnie siedziała. Powiedziała, że jest lepiej. Że pozbyła się halucynacji. Wyłupiła sobie oczy... - płakała dziewczyna. - Na świecie chorują miliony ludzi. Każdy przeżył podobną tragedię... Nie możemy ich zawieść. Nie ja...

- Co to znaczy...? - spytałam niepewnie.

- Że musisz to zrozumieć... - kolejne łzy spłynęły jej po policzkach.

- Co zrozumieć? - zaostrzyłam nieco ton.

- Dlaczego to zrobiłam... - odparła. Po chwili za nią pojawiły się światła śmigłowców, a ja zamarłam.

- Teresa...? - szepnęłam.

- Proszę cię, nie walcz z nimi...

- Coś ty zrobiła? - wciąż nie mogłam w to uwierzyć.

- Zrozum, proszę...

- Coś ty zrobiła?! - nie zwracałam już uwagi na jej słowa. - Jak mogłaś?! - nie czekałam już dłużej ani chwili tylko szybko zeszłam ze skały i ruszyłam biegiem w stronę obozu.

Miałam nadzieję, że zdążę, ale było już za późno...

- Nie!! - wrzasnęłam w momencie, gdy pierwsze bomby dotknęły obozu.

Streferka (PL)Where stories live. Discover now