Rozdział 6

2K 82 7
                                    

Podczas snu jak zwykle widziałam kawałki swoich wspomnień, które przeważnie nie miały zbytniego sensu. Ponownie widziałam młodą kobietę o niebieskich oczach. Mówiła coś do mnie, ale nie rozumiałam co. W kolejnych wspomnieniach widziałam jeszcze ponownie Thomas'a i starszą kobietę ubraną całą na biało. Jej słowa rozumiałam: "Program jest dobry" .

Nie miałam jednak pojęcia co to miało znaczyć.

Gdy się obudziłam i nieco ogarnęłam zobaczyłam, że Thomas ponownie zniknął. Chuck jednak powiedział, że Alby zabrał go do ściany by podobnie jak reszta, wyrył na niej swoje imię.

W późniejszym czasie Newt zabrał go do ogrodników by pomógł przy roślinach. Wraz z nim poszedł i Chuck. W końcu to jego przewodnik.

Ja w tym czasie udałam się do naszych uzdrowicieli. Jeff poprosił mnie o pomoc w opatrywaniu rzeźników. Często im pomagałam więc i tym razem nie odmówiłam. Po kilku godzinach pracy nagle usłyszałam krzyk Chuck'a.

- Tessa! - od razu wybiegłam na zewnątrz.

- Chuck? - podbiegłam wraz z Jeff'em i Clint'em do niego. - Co się dzieje? - chłopiec nie musiał dokańczać, bo po chwili usłyszeliśmy kolejny krzyk. Od razu poznałam do kogo należał. - Thomas...

Nagle z lasu wybiegł właśnie Thomas, a tuż za nim biegł Ben. Jednak ten drugi nie zachowywał się normalnie, dlatego od razu pobiegliśmy w ich stronę. Ben z niewiadomych nam powodów chciał zabić Thomas'a.

Napastnik złapał nowo przybyłego i zaczął go dusić.

Przybiegłam na miejsce jako pierwsza. Newt podał mi tylko jakiś kij, którym chwilę później walnęłam Ben'a w głowę.

- Co robisz?! - Newt wraz z Gally'm i innymi przytrzymywali Ben'a tak by ponownie nikogo nie zaatakował.

- Nic ci nie jest? - spytałam bruneta.

- Nie. - odparł zadyszany.

- Co się stało? - spytał Patelniak.

- Zaatakował mnie. - odparł mu Thomas.

- Spokojnie, Ben. - chłopakom udało się go nieco uspokoić.

Wyglądał zupełnie inaczej.

Miał bledszą twarz i usta. Oczy mu jakby ściemniały, a żyły zmieniły kolor na czarny. To mogło oznaczać tylko jedno i zdaje się, że Alby również się tego domyślił, bo kazał odsłonić jego brzuch.

- Nie, nie, nie! Proszę! - wołał Ben.

Jednak jego wołania na nic się nie zdały. Gdy streferzy podciągnęli mu koszulkę, zobaczyliśmy spory ślad po użądleniu. Wszyscy oprócz Thomas'a wiedzieliśmy co to oznacza.

- Dziabnął go. - powiedział Gally. - W dzień?

- Proszę... - błagał Ben. - Pomóżcie mi.

- Do jamy. - rozkazał Alby więc chłopcy podnieśli Ben'a i ruszyli w stronę wskazanego miejsca.

Ben nie przestawał krzyczeć, ale nie mieliśmy innego wyjścia.

- Co się z nim stało? - spytał mnie Thomas, gdy wszyscy się rozeszli.

- Wiesz kim są dozorcy, prawda? - zerknęłam na niego, a on przytaknął. - To się nazywa Przemiana. Te stwory potrafią żądlić zupełnie jak pszczoły. Ich jad właśnie tak działa, a choroba się rozwija. - wskazałam na Ben'a. - Przestajesz być sobą.

- I zabijasz wszystko co stanie ci na drodze? - domyślił się brunet.

- Właśnie. - odparłam po czym wzięłam go za zranioną rękę i przyjrzałam się ranie. - Chodź, opatrzę ci to. - dodałam i poprowadziłam go do naszej lecznicy.

Jeff i Clint jeszcze nie wrócili więc byliśmy sami. Wzięłam bandaż, czystą wodę i usiadłam obok strefera.

- Rana na szczęście nie jest groźna, nic ci nie będzie. - powiedziałam i przelotnie na niego spojrzałam.

Przemyłam ranę, a później zaczęłam ją opatrywać. Chłopak przez cały ten czas dokładnie mi się przyglądał.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś jedną z biegaczy? - spytał po chwili.

- Bo nie pytałeś. - odpowiedziałam podobnie jak ostatnio na co on tylko przewrócił oczami, ale uśmiechnął się lekko. - Już nie bywam tak często w labiryncie. - dodałam po chwili.

- Dlaczego?

- Alby i Newt powiedzieli, że jestem im tu potrzebna. Podobno jako jedyna dziewczyna potrafię łagodnie załagodzić nie jedną sytuację. Chłopcy podobnież mnie lubią więc mnie słuchają. - dodałam.

- Gally też? - dopytał Thomas z zadziornym uśmieszkiem.

- Czasami. - uśmiechnęłam się. - Ale rzadziej niż reszta, a czy mnie lubi to w to wątpię.

- Cóż ja też nie zawszę cię słucham, ale cię lubię. - powiedział czym przykuł moją uwagę.

- Naprawdę? - uniosłam jedną brew i odwzajemniłam uśmiech. - Zapamiętam to, Tom. - dodałam i skończyłam go opatrywać.

- Tom...- powtórzył za mną, a ja odwróciłam się w jego stronę. - W moich wspomnieniach... - brunet spojrzał się na mnie. - Pojawiasz się w moich wspomnieniach... I właśnie tak mnie nazywasz.

- Ty również widzisz starszą kobietę w białych ubraniach, która...

- W kółko powtarza te same słowa? - dokończył za mnie Tom, a ja ponownie na niego spojrzałam.

- Tak. - zgodziłam się z nim.

- "Program jest dobry". - powiedzieliśmy równocześnie.

- Co to może znaczyć? - spytałam, ale dalszą rozmowę przerwali nam Jeff i Clint, którzy właśnie weszli do środka.

***

Pod wieczór niestety czekało nas najgorsze zadanie. Nie znaliśmy żadnego lekarstwa, które mogłoby pomóc Ben'owi. Pozostało nam więc tylko jedno wyjście.

Wszyscy streferzy czekali przy wrotach labiryntu. Alby, Newt, Patelniak i kilku innych streferów trzymało w rękach wielkie tyczki, które były potrzebne by wypchnąć Ben'a w wnętrze labiryntu.

Tak... To było jedyne wyjście.

Minho przyprowadził chorego Ben'a, a później zaczęło się najgorsze. Drzwi ponownie zaczęły się zamykać na noc, a streferzy zaczęli powoli wpychać Ben'a do środka. Chłopak nie przestawał błagać, a jego wygląd znacznie się pogorszył. Oczy stały się czarne, krew leciała mu z ust, a na całym ciele miał wiele paskudnych ran.

Nie mogłam na to wszystko patrzeć, podobnie jak Chuck. Przytuliłam go do siebie by nie musiał na to patrzeć i powoli oddaliliśmy się od pozostałych.

Po kilku chwilach usłyszeliśmy trzask oznajmiający zamknięcie wrót. Oznaczało to, że los Ben'a pozostaje w "rękach" labiryntu i dozorców...

Streferka (PL)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu