Chapter 1

611 10 12
                                    

OSTRZEŻENIE:
Przed zaczęciem czytania musisz wiedzieć, że ta książka jest bardziej na podstawie filmu "Bohemian Rhapsody "niż na prawdziwym życiu muzyków, jednakże postanowiłam trochę zamieścić prawdziwych wydarzeń lub dat. Ponadto występuje tu od samego początku John, ponieważ Deaky jest cool.

- No przepraszam bardzo! - oburzona krzyknęłam - Nie chcecie nas wpuścić do tego klubu, pomimo, że dziś tu występujemy?

- Takie zasady, nie mój problem. - stwierdził nieugięty ochroniarz. Mężczyzna miał posturę goryla ubrany był w czarną koszulę z naszywką loga pubu. Prezentował się jak powszechny członek ochrony, był łysy, a jego duży, kartoflany i lekko zaczerwieniony nos zdobiły okulary przeciwsłoneczne.

Wraz z Johnem*,Brianem*, Timem*i Rogerem* stałam cała mokra od deszczu przed wejściem do lokalu. Budynek zbudowany był z czerwonej cegły. Przez szyby w oknach można było zobaczyć bawiących się nastolatków.

Biały samochód blondyna stał zaparkowany blisko nas z otwartym bagażnikiem, z którego mogło się dostrzec nieco obskurną perkusję i pozostałe instrumenty- bas, gitarę elektryczną, akustyczną i statyw od mikrofonu.

- Dziś o dziewiętnastej mamy tu występować! - Bri się uniósł - W czym problem nas wpuścić?

- To przyjdźcie o dziewiętnastej . - wzruszył ramionami członek ochrony.

- Gościu! - ryknął wyraźnie już zirytowany Roger.. - Widzisz ten samochód, a raczej co w nim jest - wskazał na swoje ukochane auto.

Mężczyzna kiwną głową.

- Mamy tam instrumenty, prawda? - podpytał przesłodzonym głosem niebieskooki, aby potem niespodziewanie krzyknąć - WIESZ, ILE CZASU NAM ZAJMUJE WNIESIENIE TEGO GÓWNA?!

-Spójrz...- oznajmił spokojnie May, powstrzymując rozwścieczonego Rog'a przed rzuceniem się na pracownika ochrony. Chłopak był najniższy z naszej całej piątki. Lazurowe oczy właśnie zabijały swoim sposobem patrzenia wyliniałego, a włosy barwy pszenicy sterczały we wszystkie możliwe strony, przez gniew, jaki napełnił Taylor'a. - Po prostu potrzebujemy czasu na przygotowanie się do występu...więc pogadaj z szefem...Myślę, że uzna nasze przygotowania za bardziej korzystne, niż ci się teraz wydaje.

Zawsze podziwiałam naszego Loczka za jego spokój i za to, że z każdej sytuacji znajduje wyjście. Nie raz wyratował nas tą zdolnością z jakiś kłopotów.
Ochroniarz kiwną głową, na znak, że rozumie, po czym poszedł do właściciela tego budynku.

John, który do tej pory powstrzymywał się od powiedzenia czegokolwiek westchną z ulgą, odgarniając z twarzy swoje długie, brązowe włosie. Pomimo starań jego orzechowe ślepia wciąż zasłaniała grzywka. Najmłodszy był raczej mało gadatliwy, często milczał, jednak nie gardził opowiadaniem dowcipów i dogryzaniem innym.

- Myślałem już, że nas nie wpuszczą .... - powiedział - I znowu byśmy musieli się wkraść przez otwarte okna od piwnicy...

Wszystkie spojrzenia powędrowały na Rogera. Dostrzegając to krzyknął:

- To był tylko jeden raz! Przecież chciałem dobrze!

- Tak...I zamiast grania koncertu w pubie, graliśmy go w areszcie. - przewrócił oczami Brian.

- CHCIAŁEM DOBRZE!- powtórzył jasnowłosy

Sytuacja, którą miał na myśli Deacon miała miejsce jakiś miesiąc temu, gdy właściciela knajpy nie było. Złotowłosy wpadł na "genialny" pomysł, mieliśmy wkraść się przez uchylone okno piwniczki z alkoholem. Skończyło się na tym, że trafiliśmy do aresztu, ponieważ włamaliśmy się nie do tego budynku, co było trzeba.

Nastała cisza...niezręczna cisza... Z niewiadomego mi powodu zerknęłam na May'a, który w tej samej chwili odkręcił głowę w moim kierunku. Nasze spojrzenia zetknęły się na chwilę, puki oboje cali czerwoni nie odkręciliśmy wzroku.
Bezczynność przerwał agregat, oznajmując, że właściciel wyraził zgodę na wcześniejsze przygotowania się do występu.

Nie rozumiałam zachowania Tima. Zazwyczaj był taaki dość szczęśliwy i radosny. Tego dnia był inny. Nasz wokalista okazał się być bardzo cichym, co się często u niego nie zdarzało.

Zabraliśmy się więc do wyciągania instrumentów z vana. Zawsze chłopcy starali się mi zostawiać lekkie przedmioty, "abym nie narzekała potem, że nic nie robię." Ten argument był najczęściej przez nich używany. Wypominali mi cały czas sytuację, gdy zaczęłam im paplać feministyczne wykłady o sile kobiet. 

Czułam się głupio, że im nie pomagam i tylko z nimi jeżdżę na występy. Takie zachowania zawsze mi się źle kojarzyły...takie laski, które chcą po prostu być w centrum uwagi, które przzyprowadza do nas Roger. Po prostu siedzące i zanoszące się śmiechem. Nie przeszkadzały mi one. Ich wizyty zazwyczaj trwały jedynie noc. Po prostu wiem jakie podejście do nich miała reszta zespołu... darmowe podwózki itd... Dlatego zawsze chciałam im w czymś pomóc. Starałam się wspierać i dodawać otuchy. Często to ja planowałam im występy, więc można by stwierdzić, że byłam ich "managerem".

Gdy Roger i John składali perkusję już wewnątrz budynku, a Tim oddalił się, aby z kimś porozmawiać, ja zostałam na zewnątrz szukając w aucie jeszcze jakiś pierduł. Zauważyłam przedłużacz do kabli od gitary elektrycznej Briana na jednej ze składanych półek. Próbując go dosięgnąć zaczęłam podskakiwać, kołysząc autem, co najwyraźniej zauważył brązowowłosy.

Skacząc poślizgnęłam się i prawdopodobnie bym upadła, gdyby nie... Brian, który w ostatniej chwili mnie złapał, trzymając w talii i lekko pochylając mnie do dołu. Patrząc sobie w oczy, Brian się głupio uśmiechnął. Już chcąc otworzyć usta, aby coś powiedzieć, przerwałam mu:

- Jeśli powiesz coś w stylu "Lecisz na mnie", to wiedz, że nie. Tylko mnie złapałeś, za co jestem oczywiście ci wdzięczna. - oznajmiłam na jednym wdechu.

- Ale ty wszystko psujesz - zaśmiał się, teatralnie przy tym przewracając oczami. - A było tak romantycznie!

Gdy wypuścił mnie ze swoich objęć, otrzepałam się i spojrzałam na półkę, przypominając sobie o przedłużaczu.

- A po co tak skakałaś? Aż się cały wóz trząsł... - oznajmił Bri, imitując rękami drżenie.

- Em...przedłużacz...- wskazałam palcem przedmiot - Czy mógłbyś...mi...go...?

- Tak, jasne! - nie wiadomo dlaczego, ale ja i Brian się speszyliśmy.

Zauważyłam, że dzieje się tak od dłuższego czasu...Ostatnio stale przypadkowo łapiemy ze sobą kontakt wzrokowy, albo gdy coś odwalimy jedno z nas się rumieni...wcześniej oboje się z tego śmieliśmy, a potem opowiadaliśmy Rogerowi, który następnie próbował odtworzyć tę konkretną sytuację.

Muszę przyznać, że Brian jest przystojny. Można go określić jako wysokiego i szczupłego z gęstą, kręconą czupryną.

Loczek podawając mi przedmiot nawet nie musiał stać na palcach. Jedynie lekko się sprężył, w ten sposób, że jego klatka piersiowa delikatnie dotykała mojej twarzy.

I tak, mogłam się posunąć, ale cała zarumieniona, wprawiona w osłupienie nie byłam w stanie się poruszyć, a po za tym, to było...nawet...przyjemne...

Często moje myśli na temat bruneta tak się kończyły. Zawsze trafiałam na wątek, który mnie przerastał. Nie byłam w stanie, normalnie powspominać sobie tej cudownej, loczkowatej czupryny, bez odczucia takiego specyficznego ukucia w sercu.

Brian podał mi przedłużacz i powiedział, że skoro nie chcemy dostać ochrzanu od Rogera, to już powinniśmy się zbierać. Weszliśmy zatem do środka i zaczęliśmy próbę.

~ 1035 słów.

You call me sweet like I'm some kind of cheeseOnde as histórias ganham vida. Descobre agora