Rozdział 15: NIE STRASZ !!!

481 33 15
                                    

Następnego dnia na śniadaniu, siedziałam cała rozanielona. Mimo bólu okresowego cieszyłam się jak dziecko.
Nuciłam piosenki, postukiwałam w blat od wyspy kuchennej. Na ustach wciąż miałam uśmiech. Mama patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem i z brwią uniesioną ku górze.

- Kochanie wszystko w porządku? - zapytała śmiejąc się.
- W jak najlepszym mamusiu - odpowiedziałam szczerząc się  i mrugając oczami.
- Co ty taka zadowolona? Znowu o czymś nie wiem - patrzyła na mnie ze skupieniem.
- Jestem po prostu wesoła, mam dobry dzień. To wszystko - stwierdziłam wzruszając ramionami, wracając do śniadania.
- Niech będzie że ci wierzę. Tak czy siak, dzwoniła starsza pani ze schroniska w którym jesteś wolontariuszką - napomknęła po chwili ciszy, -mówiła o jakimś kocie, adopcji i czymś tam jeszcze -  dokończyła popijając kawę z dużego kubka, który dostała ode mnie na dzień matki.
- Ooo, dobrze że mówisz. W takim razie będę musiała się tam przejść, ale to za jakąś godzinkę - rzekłam kończąc pić mietową herbatę.
Posiedziałyśmy jeszcze chwilkę, raz milcząc raz rozmawiając o zwykłych duperelach i życiu.
Mama miała plan zająć się ogrodem i trawnikiem, więc ja zajęłam się zmywaniem naczyń i ogarnianiem kuchni po śniadaniu. Przebrałam się w piżam w coś luźnego i wygodnego, ale zarazem modnego. Pożegnałam się z rodzicielką i wyruszyłam do schroniska. Jak zwykle na wejściu przywitała mnie Pani Rose ciepłym przytulaskiem. Popytała jak tam mija mi dzień, jak samopoczucie itp..

- Przepraszam że przerwę Rose, ale ponoć dzwoniłaś do mnie w sprawie kota, jego adopcji. O co chodziło? -przerwałam kobiecie potok przypadkowych pytań.
- Aaa, tak tak. Do schroniska trafił kolejny kot, ale nie ma dla niego miejsca w żadnym boksie. Pamiętałam, że chciałaś zaadoptować tą kotkę Ragdoll'a. Gdybyś zrobiła to teraz, zwolniło by się miejsce dla tamtego biedaka - odpowiedziała staruszka patrząc na mnie wzrokiem, który wyrażał troskę o nowego kociaka.
- Powiem, że nieźle mnie Pani zaskoczyła, lecz jeśli to ma w jakiś sposób pomóc, mogę zabrać kotkę do domu - odpowiedziałam z uśmiechem co wyraźnie uspokoiło kobietę.
- To cudownie - klasnęła w dłonie, - pójdę przygotować odpowiednie papiery. O wyprawkę i transporter się nie martw, poprzedni właściciele zostawili wszystko - i zniknęła za ścianą innego pomieszczenia, zostawiając mnie samą z własnymi myślami.

Ciszę przerwał dźwięk w telefonie. Dostałam maila z Nowego York'u, z pracy. Było w nim napisane, że prace remontowe nadal trwają, więc urlop może się troszeczkę przedłużyć. Nie zasmuciło mnie to jakoś specjalnie. Po pierwsze, był to płatny urlop, po drugie miałam wiecej czasu dla ludzi na których mi zależało. 

- Wróciłam kochaniutka, mam wszystko czego potrzeba. Przeczytaj i popodpisuj na spokojnie papierki, a ja pójdę przygotować kotkę do wyjścia i spakuję jej wyprawkę - szczęśliwa i pełna energii Rose znów zniknęła gdzieś w budynku, zaś ja zajęłam się podpisywaniem wszystkich dokumentów.

Nie było tego jakoś szczególnie dużo, ale wiadomo wszystko trzeba było dokładnie przeczytać. Przygotowałam sobie 100 dolarów, bo tyle trzeba było dopłacić do adopcji. Minęło kilka minut i staruszka wróciła z kotką i jej rzeczami. * Nie rozumiem, czemu ktoś ją oddał * pomyślałam.  
Uśmiechnęłam się ciepło i odebrałam wszystko z rąk kobieciny.

 - Zapomniałam dodać kochana, że do panienki była dodana karteczka z informacja, że bardzo lubi chodzić na smyczy - powiedziała Rose.
- To wspaniale - odpowiedziałam radośnie, - teraz jeśli Pani pozwoli udam się do domu, żeby futrzaczek nie musiał długo siedzieć w zamknięciu - dodałam szykując się do wyjścia.
- Oczywiście Meg, powodzenia z kotkiem i uważaj na siebie. Człowiek musi trzymac się na baczności w takich czasach - .
- Obiecuję, że będę uważać. Miłego dnia Rose - pożegnałam się machając wolną ręką.

And it started with a yellow balloon [Pennywise]Where stories live. Discover now