Rozdział 11: Morderca...?

435 36 15
                                    

Byłam w jakimś tunelu. Błądziłam wzrokiem po ścianach szukając drogi do czegoś . Szukałam rudowłosego, bo chciałam mu przekazać coś ważnego. Nagle usłyszałam głos Pennywise'a lecz nie był on tak spokojny i ciepły jak wtedy gdy mówił do mnie. Ten głos był wściekły, mroczny głośny, jak gdyby coś go opętało. Słyszałam również inne głosy. Jeden damski i parę męskich. Postanowiłam biec do źródła dźwięku. Będąc dostatecznie blisko usłyszałam jak grupka ludzi krzyczy do klauna same negatywne rzeczy. Ale dlaczego?! Zbliżyłam się jeszcze bardziej i ujrzałam rudowłosą dziewczynę, a z nią czterech mężczyzn. Piąty ku niemiłemu zaskoczeniu leżał martwy gdzieś z boku. Znalazłam wzrokiem Penny'ego . Był mały, bardzo mały i nie przestawał się zmniejszać. W końcu ptzyrósł do ziemi i jego ciało stawało się płaskie i pomarszczone. Piątka zebranych podeszła do biednego mikreo klauna i patrzyła na niego z pogardą. W jednej chwili jeden z nich wyrwał mu serce, po czym zgnietli je, rufowłosy znikł pozostawiając po sobie zimną skałe.
- NIEEEE, PENNYYY!!!!! - wrzasnęłam przez łzy padając na kolana zrozpaczona. Postacie odwróciły się do mnie zdziwione. Kobieta, chyba zrozumiała o co chodzi i popatrzyła na mnie ze współczuciem. Nagle wszystko zniknęło. Byłam tylko ja i ciemność wokół. Błysnęło światło i przede mną stał Pennywise. Wyglądał tak spokojnie. Wyciągnął dłoń gładząc mój policzek. Uśmiechnął się smutno, otwarł moje łzy, czas stanął w miejscu. Jednak mężczyzna zaczął się cofać i robił się przezroczysty. Wyciagnęłam rękę przed siebie chcąc go zatrzymać, niestety na próżno. Na nowo wstrząsnął mną płacz. Usłyszałam słowa piosenki "Wake me up". Oczy miałam jak pięć złotych. Poderwałam się do siadu, oddychajac szybko i ciężko. Otarłam spocone czoło. *To był tylko zły sen*pomyślałam uspokajając się. Wyglądało to tak prawdziwie, tak realistycznie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Godzina ósma Miałam rozmowę o wolontariat w pobliskim schronisku dla zwierząt o wpół do jedenastej, więc ubrałam się na szybko w zwykłe ciuchy i wypiłam małą ławę. Postanowiłam udać się na krótki spacer, żeby pooddychać świeżym rannym powietrzem. Przemierzając ulice napotkałam pewną rodzinę. Przygnębienie malowało się wyraźnie na ich twarzach. Domyśliłam się, że miało miejsce kolejne morderstwo, które dotknęło osobiście wszystkich zebranych. Zabawki na ganku wskazywały na śmierć dziecka. Nie podobało mi się to. Myślałam, że to co stało się w przeszłości nie wróci. Myliłam się. Tak czy siak, dotarłam w końcu do schroniska. Przywitała mnie tam starsza kobieta o niskim wzroście i siwych włosach. Miała na imię Rose. Swoim ciepłym, serdecznym uśmiechem zaskarbiła sobie moją sympatje. Przypominała mi nieżyjącą już babcię. Oprowadziła mnie po całym terenie placówki. W jednym z kojców zauważyłam kotkę. Prawdopodobnie to rasa Ragdoll. Wlepiała we mnie swoje błękitne ślepka inocierała się o kratki.

 Spytałam wtedy Rose, czy wolontariusz też może zaadoptować zwierzę z tego schroniska

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Spytałam wtedy Rose, czy wolontariusz też może zaadoptować zwierzę z tego schroniska. Odpowiedziałaz że tak. Pomyślałam, iż prześpię się z pomysłem adopcji koteczka. Skończylyśmy oględziny, podposałam odpowiednie papiery i oficjalnie stałam się wolontariuszką. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam. Stałam tam przez chwilę, zastanawiając się co by tu jeszcze porobić. Jak na zawołanie zobaczyłam klauna wchodzącego do lasu. Do głowy mi przyszło *fajnie by było go nastraszyć*. Zagłębiłam się dalej w las podąrzając po jego śladach. Z każdą chwilą coraz bardziej słyszalny był dźwięk jedzenia. * Będzie Jeszcze śmieszniej*. Penny usiadł a jakimś pniu tyłem do mnie i jadł. Skradałam się najciszej jak mogłam. Kiedy nadszedł odpowiedni moment...
- Buuuu - krzyknełam skacząc w ten sposób, że znalazłam się przed nim, czego pożałowałam natychmiastowo.
Wytrzeszczyłam oczy. On...on..on jadł LUDZKĄ RĘKĘ!!! Zasłoniłam usta, bo zbierało mi się na wymioty.
Penny spojrzał na mnie nie wiedząc co ma robić.
- CO TO MA BYĆ!? - wskazałam palcem najpierw na trzymaną przez niego ludzką część ciała, potem na jego usta, z których ściekała trupia krew.
- Yyyyyy... To znaczy ten tego no...jedzenie? - .
Powolutku głowa zaczęła kojarzyć fakty. Liczne morderstwa, ciała bez niektórych kawałków, zniknięcia w tajemniczych okolicznościach. No i najważniejsza sprawa, gdy Pennywise zniknął na rok żadna z tych sytuacji praktycznie nie miała miejsca.
Cofnęłam się kilka kroków w tył trząsając głową na boki odganiając nieprzyjemne myśli. Klaun wstał z zamiarem podejścia.
- Nie podchodź do mnie! - wrzasnęłam łapiąc kij i machając nim przed sobą na oślep, licząc ze w jakiś sposób odgoni to ludożerce.
Na próżno jednak nadzieja, gdyż dystans miedzy nami skracał się z każdym jego krokiem.
Nadchodzi taki czas kiedy wszystko się kończy, a w tym momencie skończył się mój tor cofania. Udeżyłam plecami o drzewo. Rozejrzałam się do okoła, nie było czasu na ucieczke, dogoniłby mnie.
Skuliłam się w sobie, bałam się bardzo. Nie czułam zbytniej chęci zostania ofiarą i posiłkiem.
- Zlituj się i zrób to szybko - krzyknęłam żałośnie, zamykając oczy gdy stał tuż przede mną.
- Co? - spojrzał na mnie nie rozumiejąc, - nie, nie, nie ja nie chce cię jeść, chodź przyznaję mógł bym - dodał chichocząc.
-Nie? - zapytałam zmieszana i zaciekawiona jednocześnie.
Pokrecił głową w zatwierdzeniu.
- To dobrze, tak czy inaczej nie zmienia to faktu, że jesteś mordercą - powiedziałam stanowczo z wyrzutem
- Nie jestem mordercą - rzekł spokojnie patrząc mi w oczy.
- Jesteś, zabijasz i zjadasz ludzi - stawiłam na swoim.
- Jestem taki sam jak każdy człowiek -.
- Ludzie nie jedzą samych siebie - stwierdziłam.
- Zabijajcie i jecie zwierzęta, krowy i tak dalej - tłumaczył Penny.
- Porównujesz życie człowieka do życia bydła ?! - zapytałam oburzona.
- Próbuje jedynie naświetlić ci pewną zależność. Ludzie jedzą żeby żyć, ja też jem żeby żyć i tyle - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Cóż... Chcąc nie chcąc ma to jakiś sens - musiałam przyznać, ten argument postawił sprawę jasno.
Pennywise uśmiechnął się szeroko i zaklaskał ochoczo w dłonie. W tej chwili zakręciło mi się w głowie, straciłam równowagę, ale podtrzymałam się na drzewie.
- Za dużo wrażeń jak na jeden dzień - zachochotałam nerwowo,-  czas na mnie-.
- Odprowadzę cię - powiedział pełen werwy Pennywise.
- Nie, nie, nie, nie trzeba - odpowiedziałam szybko - muszę iść sama i pozbierać myśli, cześć Penny - dodałam i zaczełam się kierować do domu.
Zastsnawiałam się czemu klaun mnie nie,zjadł skoro miał tyle okazji i dlaczego tak po prostu zrozumiałam i wybaczyłam mu jedzenie ludzi. Wiele spraw wciąż pozostawało bez odpowiedzi, ale miałam zamiar je rozwiązać. Tego dnia nie rozmawiałam za dużo z mamą. Zmęczona poszłam do siebie. Nawet prysznica nie brałam. Po prostu padłam na posłanie i odpłynęłam.

Hej kochanii, wybaczcie za tak długą przerwę. W tym miesiącu stało się wiele nie fajnych rzeczy, wiele zmian. Koniec końców, lepiej późno niż wcale nie. Zawsze staram się wyskrobać dla was powyżej 1000 słow, jak Raffaello 😅😅😅 Mam nadzieje że ten rozdział się wam spodoba. Za wszelkie błędy sorki.
Ps. Czcecie miedzy rozdziałami jakieś imagify z Penny'm albo coś w ten deseń? Jeśli tak dajcie znać. Do następnego bajjj 😘🎪

And it started with a yellow balloon [Pennywise]Where stories live. Discover now