Rozdział 12: W porządku?

434 39 26
                                    

Tej nocy nie śniło mi się nic. Absolutnie nic. W głowie siedział mi tylko klaun, a właściwie to czego dosiedziałam się o nim wczoraj. Czy to normalne że tak szybko zaakceptowałam informacje o jego naturze? A może gdzieś w głębi poczułam strach i brak zaufania? Ciężka sprawa naprawdę. Od rana kłuciłam się sama ze sobą.*Co robić...?*. Wstałam i przeciagnęłam się ociężale. Byłam po prostu padnięta, bolała mnie głowa, ale pierwszy dzień w schronisku nie zaliczy się sam. Stojąc w łazience spojrzałam w luzstro i przeraziłam. Na głowie miałam szopę nie włosy, oczy małe i podkrążone. Po prostu katastrofa. No nic. Przemyłam twarz wodą i tonikiem w piance, włosy związałam w kok i ubrałam czarne spodnie, szarą bluzkę z długim rękawem i czarne trampki przed kostki.

 Przemyłam twarz wodą i tonikiem w piance, włosy związałam w kok i ubrałam czarne spodnie, szarą bluzkę z długim rękawem i czarne trampki przed kostki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie chciało mi się zbytnio jeść więc skoczyłam tylko do kuchni po szklanke soku bananowego, chwyciłam swój czarny plecak i opuściłam dom. Będąc w drodze poczułam się obserwowana, ale domyśliłam się przez kogo. Intuicja mnie nie zmyliła, gdy odwróciłam głowe w zaroślach dostrzegłam klauna. Coś w środku ścisnęło mnie. Spuściłam wzrok odwróciłam się z powrotem i zignorowałam rudzielca idąc dalej. Kiedy dotarłam, z szerokim uśmiechem przywitała mnie Rose. Jednak jej mina zmieniła się po chwili na zatroskaną i oraz zaciekawioną.

- Czym się tak przejmujesz dziecko, coś cię trapi ? - zapytała.
- Nie,nie, jest w porządku proszę Pani - odpowiedziałam nieszczerze.

Bez niepotrzebnego przeciągania rozmowy wzięłam się do roboty. Wyczyściłam kojce, nakarmiłam zwierzaki i wyszłam na spacer z Maxem i Roxi. Max to dwu letni terier, zaś Roxi to pięcioletnia rottweilerka. Kochane psiaki, baardzo żywe. Wróciliśmy ze spaceru zmęczeni. Odprowadziłam futrzaki do kojców i poszłam do pomieszczenia gospodarczego. Tam razem z Rose zrobiłyśmy sobie zasłużoną przerwę na kawe i ciasto. Oczywiście ciasto upiekła sama. NIEBO W GĘBIE. Jednak czar odpoczynku prysł, do głowy znów wpadły mi mysli z Pennym. Kobieta zobaczyła jak osowiałam. Nic nie powiedziała, tylko położyła mi dłoń na ramieniu, by dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się smutno na ten gest. Znałyśmy się krótko,a mimo wszystko stała się dla mnie jak rodzina. Szkoda, że na świecie jest tak mało ludzi jak ona. Okazało się, że wszystkie obowiązki zostały już zaliczone, więc mogłyśmy iść wcześniej do domu. Pożegnałam się z kobietą i wyszłam. Przez cały ten czas czułam się obserwowana, ale tym razem miałam zamiar to zignorować. Jednak obawy się nasiliły, więc odwróciłam się dosłownie na chwilkę. Nie ujrzałam wtedy nikogo. Podążałam dalej drogą, aż dotarłam do małego monopolowego stojącego przy lasku. Wstąpiłam na chwilkę po wodę mineralną i jakąś bułkę, bo byłam głodna, znowu. Opuszczając sklep zdałam sobię sprawę,że grupka lekko wstawionych chłopaków wlepia we mnie swoje zamglone od alkoholu oczy. Śmierdziało od nich na kilometr. Dosłownie tak waliło, że oczy mi się zaszkliły. Dumnym krokiem ruszyłam dalej. Zaniepokoił mnie fakt, iż owa grupa za mną szła. Podążali za mną aż od sklepu. Stanęłam i odwróciłam się przodem do nich. Miałam już serdecznie dosyć takich akcji, śledzenia mnie i tym podobnych dram. Chłopaki widząc, że się do nich odwróciłam uśmiechnęli się obleśnie, zbliżając się coraz bardziej i bardziej. 
Wkurzona zapytałam...
- Czego? -.
Stanęli zdezorientowani popatrzyli po sobie, a potem z powrotem na mnie.
- Skarbie zejdź troszkę z tonu. Jesteśmy troskliwi i chcieliśmy ci dotrzymać towarzystwa - rzekł ten najwyższy i obleśnie oblizał usta przeczesując palcami włosy.
-Przestań, bo się jeszcze wzruszę - odpowiedziałam ironicznie, przewracając oczami, - nie mam ani czasu ani chumoru na taką ciuciubabkę, idźcie się bawić gdzie indziej dzieciaczki - dodałam.
Ich miny diametralnie zrzędły. Wspomniany wcześniej wysoki chłopak znalazł się tóż przy mnie, wykonując zaledwie trzy duże kroki. Złapał mnie dłonią za szczękę i mocno ścisnął. Dopiero wtedy zaczęłam się bać i zastanawiać czemu tak kozaczyłam.
- Chcieliśmy to zrobić na spokojnie i po dobroci, ale widać koleżanka nie umie wyczuć pozycji, w której się znajduje - wywarczał mój oprawca, zwracając się do kolegów i na koniec zaśmiał się perfidnie. Byłam zamoczona w bagnie po pachy. Otoczyli moją osobę z każdej strony. Na nic zdałyby się krzyki, czy szarpanina. Nawet jeśli udało by mi się wyrawć jednemu to drugi zaraz mnie złapie. Ręce zaczęły mi się pocić z nerwów kiedy ręka jednego z typów spoczęła na moim ramieniu. Dłonie chłopaków miały się już znaleźć pod moją bluzką, jednak nie wiadomo z kąd rozległo się warczenie. Warczenie przerodziło się w agresywne szczekanie. Oprawcy cofnęli swoje ręce i zaczęli się rozglądać na wszystkie strony w poszukiwaniu zagrożenia. To własnie ja dostrzegłam go pierwsza.Na skraju lasku stał duży biały pies ze skopiowanymi uszami, prężył się jak gdyby miał zaraz atakować.

Na skraju lasku stał duży biały pies ze skopiowanymi uszami, prężył się jak gdyby miał zaraz atakować

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Szczerząc swoje ostre kły ruszył w naszą stronę biegnąc. Zaniechał biegu tuż przed nami i obszczekiwał wściekle chłopaków krążac wokół nas. Jednego ugryzł w piszczel. Cofnęli się ode mnie pare metrów. Nie dało się niezauważyć, że pies był po mojej stronie, bronił mnie z niewyjaśnionych powodów. W końcu niestety jeden z nich się ocknał i krzyknął do reszty...
- No co wy chłopaki, będziemy się bać jakiegoś kundla?! -. 
Oni pokiwali na to do siebie głowami porozumiewawczo , przestali się cofać i zbliżali się do zwierzęcia chwytając kije w dłonie. Poczułam, że teraz to ja muszę pomóc mojemu wybawcy. Zasłoniłam psiaka własnym ciałem,  Zaśmiali się kpiąco. Nie dziwiłam im się, wiedziałam że nie mam z nimi szans, jednak nie chiałam dać im skrzywdzić futrzaka. Zamachnęli się jednoczesnie, a ja zamknęłam oczy gotowa na cios, który jednak nie nastąpił. Zamiast tego, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam strach na ich twarzach. *Yyy ookej* pomyślałam nie rozumiejąc co się właściwie stało. 
- Bu - usłyszałam za sobą charakterystyczny męski głos i poczułam oddech na karku. 
* Dobra teraz już czaje *
W jednej chwili każdy jak tam stał biegł ile sił w nogach. Klaun pobiegł za nimi.  pare sekund później było słychać tylko krzyki, dźwięk łapanych kości i odrywanych kończyn. Przeszły mnie  nieprzyjemne dreszcze na myśl o tym co on im tam robił. Krzyki ustały i Pennywise wrócił cały we krwi z jaskrawo pomarańczowymi oczami. Stanął przede mną i pomarańcz powoli ustępował miejsca błękitowi.
- W porządku? - zapytał troskliwie.
- Tia - odpowiedziałam krzyżując ręce na piersi unikając kontaktu wzrokowego.
Klaun zrezygnowany spuścił głowę. Między nami zapanowała cisza. W oddali było słychać tylko huczenie sów. Penny postanowił przerwać milczenie.
- Chodź odprowadzę cię do domu - powiedział łapiąc mnie za ręke i ciągnąc ze sobą. 
- ZOSTAW MNIE! - krzyknełam wyszarpując dłoń z jego uścisku.
Puścił i jego wzrok powędrował na moją twarz. Wpatrywał się w moją osobę jakby starał się zrozumieć o co mi chodzi. *Niedoczekanie twoje*.
- Okłamywałeś mnie, ukrywałeś fakty przede mną, a teraz liczysz na to, że dam ci się odprowadzić?! Czuję jakbym cię wogóle nie znała - odrzekłam ze wzburzeniem bólem w głosie.
- Ja...znaczy...ale...pprzecież - starał się odpowiednio dobrać słowa, - aaa zresztą - dodał głośno, złapał mnie w talii i przerzucił sobie przez ramie jak worek ziemniaków.
- POSTAW MNIE, POSTAAAW MNIEE - wrzeszczałam waląc Penny'ego pięściami w plecy.
Klaun zdawał się nie robić sobie nic z moich kilkukrotnie powtarzanych, a raczej wykrzyczanych poleceń i szedł dalej kołysząc mną na boki. 
- Nie jestem jakąś torbą podrózną, postaw mnie na ziemie - kolejny raz wydałam polecenie, na próżno - to chociaż  nie bujaj tak, nie dobrze mii -. 
- Trudno, wytrzymasz do domu - odpowiedział znudzonym głosem.
Jego dłoń znalazła się na moim pośladku.
-Gdzie z łapami kuźwa - powiedziałam zbulwersowana szamocząc się.
- Uspokoisz się w końcu? Chciałem cię poprawić bo ześlizgiwałaś mi się z ramienia -.
- Jasne jasne, oczywiście - odrzekłam sarkastycznie.
- Dobra wiesz co? Mam dość, sama tego chciałaś - stwierdził zrezygnowany. 
Uśmiechnęłam się chytrze pewna swej wygranej, jednak mocno się przeliczyłam, czując jak Penny wciska mi kawałek materiału do ust. * Zakneblował mnie. Co za **** *.
- Ach, od razu lepiej hihi - zaśmiał się podrzucajac mną do góry w celu usadownienia mojej osoby w odpowieniej pozycji.
Wesychnęłam z poirytowania, niestety nie było nic słychać przez ten zakichany knebel.
Podążalismy tak dalej do przodu, z ciszą na ustach, wsłuchując się w dźwięki natury.


Nadeszłam, nareszcie moi drodzy, nareszcie. Dziękuję wam za cierpliwość. Mam nadzieje, że jak na razie nie zawiodłam waszych oczekiwań. Bez zbędnego owijania w bawełnę, do zobaczonka w nastepnym rozdziale. Trzymajcie się ciepło i czeeść. :*

 :*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
And it started with a yellow balloon [Pennywise]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz