Rozdział 9: Wróciłam...

442 35 13
                                    

Okej, na wstępie poinformuję was że tak zwana przeze mnie hibernacja Pennywise'a w opowieści będzie krótsza. Trwa 27 lat , ale ze wzgledu na wiek postaci wszyscy byliby już po 40 . Tutaj czas ten ograniczymy do 10 lat . Tak więc postać będzie miała 28 lat.  👵🏼🤷🏽

Minęło już 10 długich lat. Oj działo się w tym czasie dużo rzeczy działo. Może najpierw zacznę od spraw sercowych. Pamiętacie Tom'a, tego właściciela? Cóż, byłam z nim przez jakiś czas. Ten związek niestety nie miał przyszłości. Ja wciąż rozpamiętywałam miłość z Derry, a on bardzo dużą część swojego czasu spędzał poza domem. Relacja przestała się kleić czy tego chcieliśmy, czy nie. Rozstaliśmy się w zgodzie, nadal byliśmy przyjaciółmi. Ze smutnych wiadomości, Hades odszedł z tego świata trzy lata po moim wyjeździe. Oczywiście płakałam jak bóbr gdy się dowiedziałam. Są jednak rzeczy których człowiek nie zmieni nigdy i jest to między innymi śmierć.
Wracając do rzeczywistości, udało mi się spełnić marzenia. Zostałam projektantką na Broadway'u. Parę razy pisali w gazecie o moich kostiumach. Budziły zachwyt i to napawało mnie dumą. Zarobki były bardzo godziwe. Nie miałam na co narzekać.
Pewnego dnia popijałam kawę w pobliskiej kawiarence czytając "New York Times", gdy nagle zabrzmiał dźwięk dzwonka mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiła się fotka mamy.
[- Cześć mamuś, co słychać? - zapytałam biorąc kolejny łyk ciepłego napoju.
- Córka się do mnie nie odzywa ponad tydzień, więc nic nie słychać. - odpowiedziała rodzicielka z udawanym zawodem w głosie.
- Wybacz mamo miałam bardzo dużo pracy nad nowymi strojami do kolejnego musicalu.
- No niech ci będzie, odpuszczam tobie winy - zaśmiała się do słuchawki  cytując tekst z biblii.
- Zaiste raduje się tym faktem - również się zaśmiałam i poczułam na sobie wzrok ludzi, którzy też siedzieli w kawiarni, - tak czy siak, coś się stało, że dzwonisz? - dokończyłam już poważniejszym tonem.
- Chciałam się córuś spytać czy odwiedzisz mnie w najbliższym czasie -.
- Najprawdopodobniej tak. Mamy przerwę w projektach, Broadway będzie przechodził renowacje i na ten czas jest zamknięty - odpowiedziałam przywracając kolejne strony gazety.
- To cudowne, kiedy mogę się ciebie spodziewać? - spytała cała w skowronkach.
- Daj mi cztery dni max. Muszę się spakować i zabukować bilety, a wiesz że w lato z miejscami może być problem.
- Dobrze, dobrze już się nie mogę doczekać Meg. Bardzo się steskniłam, poza tym Carola pewnie z chęcią też się z tobą zobaczy. -.
- Więc jesteśmy umówione - uśmiechnęłam się.
- Mama musi lecieć, praca wzywa. Także do zobaczenia kochanie - powiedziała po czym się rozłączyła.]
Poprosiłam o rachunek, zapłaciłam i udałam się do domu. * Trzeba by się spakować* i w pokoju po paru minutach wyglądało jak po wybuchu granatu. Poszperałam w internecie i zabukowałam bilety. Lot miałam mieć pojutrze. Napisałam do mamy co, kiedy i jak. Następnie zadowolona z siebie poszłam wsiąść kąpiel i wskoczyłam do łóżka. Odpłynęłam po niespełna pięciu minutach. Darujmy sobie relacje z następnego dnia. Dzień jak codzień, jedzenie, spanie spacerowanie, gadanie i tak dalej. Nadszedł dzień powrotu w dziecięce strony. Kiedy walizka znajdowała się już w luku bagażowym, wsiadłam do samolotu i udałam się na swoje miejsce. Po dotarciu do celu przywitał mnie deszcz. Jak na złość spakowałam wszystko tylko nie parasolkę. Jednak opady specjalnie mi nie przeszkadzały, więc postanowiłam dojść do domu spacerkiem. Przechadzając się ponownie ulicami Derry, na latarniach i różnych słupach  dało się zauważyć liczne ogłoszenia o tajemniczych zaginięciach lub śmierci  nieletnich i dorosłych. * Chyba mam deja vu * pomyślałam. Stojąc na ganku zauważyłam gazetę na której widniał wyjustowany  tytuł artykułu "Kolejne zaginięcia. Czy historia sprzed dziesięciu lat się powtarza?".
- Kochanie stoisz tak od trzech minut i wpatrujesz się w te gazetę. Wejdź do środka - powiedziała mama, która wcześniej obserwowała mnie przez okno.
Weszłam do środka tak jak prosiła. * Nic się nie zmieniło*. Rozglądałam się dokoła. Przez myśl przemknął mi pomysł by iść na górę i tak też uczyniłam. Gdy weszłam do mojego pokoju zamurowało mnie. On wciąż tam był. 10 lat minęło, a on wciąż się unosił. Byłam w niezłym szoku. Podeszłam do niego bliżej, zachowując jednak bezpieczną odległość.
- Nie chciałam go wyrzucać, bo pomyślałam że może być dla ciebie ważny - .
- Jezus mamo nie straaaasz bo zawału dostane! - krzyknęłam zaskoczona.
- Ha ha, wybacz niunia. Chciałam ci powiedzieć, że za pół godziny kolacja -.
Kiwnęłam tylko głową na znak zrozumienia. Kobieta opuściła pomieszczenie, a ja rozpakowałam się jako tako i zeszłam na kolacje.
Po jedzeniu poszłam się przejść. Witałam się z każdym napotkanym sąsiadem. Nasłuchałam się jaka to ja miła, nic się nie zmieniłam, albo odwrotnie, że wypiękniałam. Chcąc nie chcąc znalazłam się pod spruchniałym domem klauna, którego kiedyś pokochałam. Tym razem jednak coś mi się nie zgadzało. Z boku ogrodu za domem dostrzegłam ruch. * To raczej nie on. Pewnie jakieś dzieciaki robią sobie urbexa * przeszło mi przez myśl. Nawet jeśli nie wiadome było czy jeszcze kiedyś się tam pojawi, nikt nie miał prawa włamywać się na jego terez bez pytania. Cichym i powolnym krokiem okrążałam dom żeby zaskoczyć włamywaczy. Będąc już na tyłach posiadłości zdziwiona zdałam sobie sprawę, że nie było tam żadnych włamywaczy. Nie było nikogo.
- Eh , pewnie mi się wydawało - powiedziałam zrezygnowana.
Odwróciłam się, gotowa do wyjścia, lecz usłyszałam coraz głośniejsze dźwięki tartej o siebie gumy. Powoli odwróciłam się przodem do źródła dźwięku. Nie mogłam uwierzyć. Przede mną unosił się wielki, naprawdę wielki pęk czerwonych balonów. Jednak ktoś je trzymał. Balonik i zaczęły podlatywać do góry stopniowo ukazując ich właściciela. Ja wciąż przyglądałam się w skupieniu czekając aż postać się ukaże. Kiedy tak się stało, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. We własnej osobie stał tam Penny, mój Penny sprzed lat.
Uśmiechnął się tym swoim charakterystycznym uśmiechem.

Wywiercał we mnie dziurę wzrokiem, jak gdyby starał się rozpoznać kim jestem

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wywiercał we mnie dziurę wzrokiem, jak gdyby starał się rozpoznać kim jestem.
- Meghan? -.
- Penny - powiedziałam spokojnie patrząc mu prosto w oczy.
Zbliżyliśmy się do siebie i dzieliło nas zaledwie 5 centymetrów.
- Co ty tu robisz? -.
Uśmiechnęłam się spokojnie, ciesząc się z tej chwili. Choć nie rozumiałam co go tak zaskoczyło w mojej wizycie.
- Wróciłam...-.

Dotrwaliście do końca moi drodzy. Mam nadzieję że się podobało. Krótki odstep między rozdziałami, bo mi się zachorowało stety lub niestety. Następny rozdział już niedługo 💻📚 Trzymajcie się ciepło i do następnego 😘🥂🎪🔥

And it started with a yellow balloon [Pennywise]Where stories live. Discover now