Poród

82 4 1
                                    

XVII


Przeraźliwykrzyk wyrwał mnie ze snu o 5 rano. Przez pierwsze 10 minutzastanawiałem się co się stało. Wtedy przypomniałem sobie. Jestpoczątek kwietnia. Na początek kwietnia Kinga miała wyznaczonytermin porodu. Wpadłem w panikę. Nie wiedziałem co robić.Stwierdziłem że zacznę delikatnie.

-Kochanie co się dzieje? – spytałem drżącym głosem

-Jak to co nie widzisz? Zaczynam rodzić! – Krzyknęła na mnie złzami w oczach.

Miałempustkę w głowie. Nie wiedziałem co robić.

-Zawiozę cię do szpitala. – rzuciłem na szybko

-Jak przecież na wózku jesteś. Przestań tyle myśleć i dzwoń pokaretkę.

Bezzastanowienia się wezwałem karetkę.

-Dlaczego to tyle trwa?! – Krzyknęła Kinga.

-Spokojnie kochanie. Oddychaj głęboko. Dopiero co po nich dzwoniłem.Muszą jeszcze dojechać.

Karetkazjawiła się po 15 minutach. Już czekałem na wózku. Kinga niebyła w stanie podnieść się z łóżka. Wbiegli z hukiem.

-Dzień dobry gdzie żona?

- Wsypialni proszę za mną.

Szybkoudali się za mną i od progu jeden zaczął swoją gadkę szmatkę.

-Dzień dobry, ja jestem Michael, to jest Tom, jak pani się nazywa?

-Kinga – wydyszała

-Pani Kingo proszę oddychać głęboko i spokojnie zaraz sięwszystkim zajmiemy.

-Gościu skończ pierdzielić i działaj. Ona rodzi a nie, złamałanogę. Nie wiem czy zauważyłeś ale ma wielki brzuch jak balon wktórym prawdopodobnie znajduje się nasz syn. Wiec skończ tę gadkęi rób co należy.

-Proszę pana proszę się uspokoić i pozwolić nam pracować.

Machnąłemtylko rękoma z myślą „a róbcie co chcecie".

Półgodziny później siedziałem już z Kingą na porodówce. Kazali namczekać bo jeszcze za wcześnie. Co chwilę tylko powtarzałem Kindzeże wszystko będzie dobrze. Po pewnym czasie weszła pielęgniarka.Po kolei podchodziła do każdej matki. Wreszcie podeszła do nas.Coś posprawdzała po czym rzekła.

-Pani jest już gotowa. Zawołam lekarza. – po tych słowach wyszłana spokojnie

Kilkaminut później trzymałem już Kingę za rękę podczas porodu.Pamiętałem tylko pierwszy skurcz, miałem za zadanie pilnować byKinga oddychała. Nawaliłem zresztą nie pierwszy raz.

-Proszę pana! – usłyszałem jakby z daleka – Proszę pana! PanieJackson.

- Cosię dzieje?

- Now końcu się pan obudził. – Rzekła pielęgniarka z ulgą wgłosie. – Już myślałam że pan umarł. Pańska żona urodziłachłopca. Jest zdrowy dostał 10 punktów waży 2 kilogramy 600 gram.Chcę pan go zobaczyć?

Niezdążyłem odpowiedzieć ale udałem się za pielęgniarką.Weszliśmy do Sali. Od razu ją ujrzałem. Szybko udałem się dołóżka.

-Jest śliczny – Powiedziałem do niej – Jak będzie miał naimię? – spytałem automatycznie.

-Lucian. Lucian Jackson. Nie sądzisz że tak powinien się nazywaćjakiś uczony?

-Będzie z niego mądry chłopiec.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Witajcie. Oto niestety już ostatni rozdział życiowej niepełnosprawności. Jednak nie martwcie się. Na wiosnę powinien się ukazać pierwszy rozdział drugiego tomu. Życzę miłego czytania.

Życiowa niepełnosprawnośćWhere stories live. Discover now