Daleki Krewny

87 5 0
                                    

VIII

Thomasa lepiej poznałem w gimnazjum. Okazało się, że to jakiś daleki krewny, ale że mieszka gdzieś blisko i będzie tu chodził do szkoły. Odwalaliśmy różne dziwne akcje. Po gimnazjum wyjechał gdzieś dalej tak, że się nie widywaliśmy. Jedyne, co pozostało to wspomnienia. Jakoś pół roku temu napisał mi, że miał wypadek

Z samego rana udałem się w długą podróż do stolicy do miejskiego szpitala.

Thomas zaraz po wypadku trafił właśnie tam. Po za kilkoma złamaniami i stłuczeniami nic mu nie było, tak, że poleżałby kilka tygodni i wyszedł. Jednak chyba czwartego dnia pobytu się zaczęło. Komplikacje, różne ataki, omdlenia. Ostatecznie wprowadzili go w śpiączkę i zaczęli szczegółowe badania. Po kilku dniach byli już pewni. Rak. Niestety złośliwy z powikłaniami. Lekarze dali mu pół roku. Dzisiaj pozostał mu około tydzień. Pewnie poprosił o spotkanie by się pożegnać.

Około jedenastej zatrzymałem się przed szpitalem. Byłem gotowy na każde jego słowo. Szybko poszedłem do szpitala i zapytałem się o Thomasa. Wskazano mi drogę, po czym się tam udałem. Zastałem go samego w sali. Był strasznie wychudzony i blady.

- Cześć – Powiedziałem. Nie odpowiedział. Spojrzał tylko w moją stronę i się uśmiechnął.

- Co tam u ciebie – Spytałem zabierając krzesło spod okna i stawiając je przy rozmówcy usiadłem na nim.

- A co ma być? Jestem tutaj od pół roku i codziennie to samo jedzenie, ta sama rutyna i tak w kółko. Dodatkowo zastało mi około tygodnia życia, więc nie jest najgorzej. – Powiedział do mnie ochrypłym półgłosem tak, że się troszkę przeraziłem.

- Nic się nie zmieniłeś, jeśli chodzi o poczucie humoru.

- To tam nie ważne. Słuchaj, mówię ci to teraz, bo nie wiem czy dożyję te kilka dni. Jak już umrę to będziesz mógł sobie przygarnąć mój komputer. Wiem, że zawsze o nim marzyłeś. Dla pewności ująłem to w testamencie. Ponadto – łzy zaczęły mu ciec po policzkach – Przekażę ci połowę zysków z giełdy i – chwycił mnie mocno za koszulę i przyciągnął ku sobie – jedną z działek pod stolicą... - głos mu się załamał. Nie zaczął płakać, zaczął się dusić. Szybko się odsunąłem. Zrobiłem to w odpowiednim momencie, bo właśnie opluł pół pościeli krwią. Wybiegłem na korytarz i krzyknąłem o pomoc. Szybko zlecieli się jakieś pielęgniarki i lekarze. Ja zostałem na korytarzu i czekałem. Po kilku minutach wybiegli z łóżkiem tak, że mnie mało nie potrącili. Pobiegłem za nimi.

- Co z nim będzie? – Spytałem się jednego lekarza

- Wieziemy go na blok operacyjny. Jeśli chce pan więcej informacji proszę poczekać.

Usiadłem przy drzwiach od bloku i czekałem. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu wyszedł lekarz z grobową miną.

- Co z Thomasem? – Szybko spytałem. Lekarz tylko spojrzał na mnie i wyrzekł ciche

- Przykro mi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie. Tak wiem trochę słabo przedstawić w jednym rozdziale postać i w tym samym ją uśmiercić. Aktualnie trochę brak mi weny i czasu także nie wiem jak z kolejnymi rozdziałami. Raczej będą się ukazywać ale nie wiem czy rzadziej czy tak samo ale nie wiem kiedy będę pisać dalej i co z drugim... Prawie spoiler rzuciłem. Miłego czytania

Życiowa niepełnosprawnośćWhere stories live. Discover now