Wypadek

119 4 0
                                    

IX

Po śmierci Thomasa nie mogłem się pozbierać. Wszystko leciało mi z rąk. Tamten dzień zapamiętałem do końca życia.

Do pracy musiałem iść, chociaż się na to nie czułem. Znów ta sama rutyna. Znowu szef musiał pokrzyczeć. Jednak od rana atmosfera była taka dziwna jakby coś się miało stać. I się stało.

Dochodziła 12:00. Czas przerwy. Dużo ludzi stało już w kuchni i przygotowywało kawę, niektórzy jakieś ciepłe posiłki w mikrofali, itp.

Od kilku dni mikrofala szwankowała. Nie włączała się, sama się wyłączała.

Akurat podszedłem do niej by ugrzać sobie danie kupione w sklepie za rogiem. Akurat na mnie trafiło, że się zaczęła wyłączać. Zdenerwowałem się i walnąłem ja parę razy. I się stało.

Eksplozja była na tyle duża żeby odrzuciło mnie na podłogę. Szybko wstałem i zobaczyłem płomienie. Czym prędzej rzuciłem się do gaśnicy jednak tak mi się ręce trzęsły, że nie mogłem jej odbezpieczyć. W złości rzuciłem nią tylko o ziemię i zacząłem uciekać. Jednak wtedy przed oczami mignęła mi biała smuga. Runąłem na podłogę jak długi. Upadając uderzyłem o coś głową, co na pewno nie było podłogą. Po chwili poczułem jak coś bardzo ciężkiego przygniata mnie z dużą siłą. W tym momencie przed oczami zobaczyłem to, co pokazała mi biała postać. W płonącym budynku kogoś coś przygniata. Straciłem przytomność.

Ocknąłem się po dłuższym czasie. Wszystko mnie bolało i nie mogłem złapać oddechu. Słyszałem jak ktoś coś krzyczy. „Karetka", „pomocy" to jedyne słowa, które udało mi się usłyszeć. W głowie mi piszczało. Ponownie zemdlałem.

Obudziłem się jak usłyszałem karetkę. Nie wiadomo, czemu przypomniało mi się jedno ze spotkań z białą postacią, po którym usłyszałem karetkę.

Kolejny raz ocknąłem się już w szpitalu na łóżku. Gdzieś mnie wieziono. Przypomniała mi się wizyta u Adama, moment, kiedy wywożono go z sali. Znów zemdlałem, tym razem na dłużej.

Znalazłem się w jakiejś białej przestrzeni. Unosząc się w niej pomyślałem, że lepiej byłoby chodzić. Gdy tylko to pomyślałem od razu stanąłem na równe nogi. Zacząłem się przechadzać i rozglądać. Ta biel zaczynała mi przypominać jakiś korytarz szpitalny. Wtem ktoś przemówił:

- Długo tu jesteś?

Obróciłem się żeby ujrzeć rozmówcę jednak nikogo nie było.

- Nie musisz mnie szukać. Zresztą bardzo dobrze mnie znasz

- Kto tu jest?

- Nie bój się to ja

Nagle biel zaczęła się wyostrzać i rzeczywiście ujrzałem korytarz szpitalny. Z całej tej mgły i nieostrości pojawił się on. Biała postać w kapturze. Tym razem w bardziej ludzkiej postaci. Był to dość wysoki mężczyzna o męskiej posturze i rysach twarzy prawdziwego mężczyzny. Głowę ozdabiały zaczesane do tyłu gęste białe włosy i krótka aczkolwiek gęsta siwa broda. Męski bas wywoływał u mnie ciarki. Odziany był w długi do podłogi, biały, ociekający dymem płaszcz, natomiast na nogach nie miał żadnych butów.

- Tyle razy mnie unikałeś

- C-czy ty jesteś...?

- Bogiem? No cóż. Może Bogiem aż nie, ale twoim osobistym aniołem stróżem owszem.

- Czy ja umarłem?

- Zapewne gdybyś umarł to nie spotkałbyś się ze mną tylko ze świętym Piotrem u wrót nieba a następnie z Bogiem. Zapewne jestem tylko wytworem twojej wyobraźni powstałym w wyniku uszkodzeń czaszki, powstałych w wyniku przygniecenia przez regał tam w kuchni, a następnie mózgu, powstałych w wyniku jego niedotlenienia.

- Słucham?

- Teraz to mało istotne. Zważając na moje poczucie humoru zapewne nie chcesz ze mną rozmawiać. Dlatego powiem to tak. Nie wiem, co ciebie czeka tam na ziemi, jeśli wrócisz, ale wiem, że jeśli to zrobisz to możesz dużo zmienić

Ta rozmowa mnie nieco zirytowała, ale i zaskoczyła. Zacząłem intensywnie myśleć nad wyborem, jaki postawił mi mój anioł stróż.

- Mam do Ciebie dwa pytania. Jakie jest twoje prawdziwe imię? I jak mam wrócić?

- Dobre pytanie. Jak mam na imię? A jak byś mnie nazwał? Nie wiesz jak wrócić? A, przypomnij mi jesteś tu pierwszy raz? A to pech. No trudno będę musiał ci wytłumaczyć. Jak ja kocham tą robotę.

- W takim razie jeszcze jedno pytanie. Dlaczego podczas tego wypadku przypominały mi się niektóre wydarzenia z twoim udziałem?

- Widzisz. Po prostu czasami miałem wielką ochotę z tobą pogadać, ale na ziemi jestem tylko jak zjawa. Nie mogę mówić, ludzie przeze mnie przenikają.

- To pomożesz mi wrócić?

- Zobaczymy

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie. Oto Kolejny rozdział. W Następnym będzie się działo. Miłego czytania

Życiowa niepełnosprawnośćWhere stories live. Discover now