Leigh-Anne
Kiedy tracisz osobę, którą kochasz, życie przestaje cieszyć. Zmęczyłam się nim. Zmęczyłam się życiem. Zaczęło mi ono ciążyć, okazało się za trudne, żeby udźwignąć je w pojedynkę. Straciłam chęć do życia. Nie chciałam żyć.
Ale musiałam. Dla Aaliyah. Dla Jade. Dla Perrie. Dla Jesy. Dla Becky. Dla synka Jesy i Zabdiela. Dla bliźniaków Becky i Joela. Bo chciałam zobaczyć jak będą się cieszyć po narodzinach. Musiałam.
Szczęście dawała mi tylko muzyka. Przez te parę minut na scenie zapominałam o bólu, bólu, który przeszywał mnie od środka.Każdy dzień taki sam, tak samo ponury, tak samo szary.
Najgorsze są dni, kiedy Ali jest u Richarda.
Wieczorem Richard napisał z zapytaniem, czy mogłabym jutro przywieźć mu Ali. Zgodziłam się. To również, a w zasadzie przede wszystkim jego córka. O dziewiątej byłam pod domem chłopaków.
- Cześć. - Przywitałam się cicho, zamykając drzwi.
- Cześć, Leigh-Anne! - Krzyknął Zabdiel z salonu. Poszłam na górę do pokoju Richarda i zapukałam.
- Wejdź. - Powiedział chłopak. - Cześć.
- Cześć. Połóż ją niedługo spać, bo nieźle dawała dzisiaj w nocy. Jest ogólnie jakaś marudna, sprawdź co jakiś czas na wszelki wypadek czy nie ma gorączki. Nie wiem, jak będzie naprawdę okropna, to daj znać i wezmę ją na noc, bo i tak ostatnio niewiele śpię. To chyba tyle.
- Co znaczy ostatnio?
- Nie powinno cię to obchodzić. - Powiedziałam cicho.
- Leigh...
- W razie czego pisz albo dzwoń. - Przerwałam mu, po czym wyszłam z pomieszczenia.
Zeszłam na dół.
- Napijesz się czegoś, Lee? - Spytał z kuchni Erick.
- Nie, dzięki, w zasadzie będę już lecieć. - Weszłam do pomieszczenia.
- Boże! - Podskoczył chłopak. - Przestraszyłaś mnie! Wyglądasz jak śmierć.
- Błagam, nie mów, że jest aż tak źle. - Jęknęłam.
- Chodź, trzeba coś z tobą zrobić.
- Po co? I tak jadę do domu.
- No, ale jakbyś na drodze została skontrolowana przez jakiegoś bardzo przystojnego policjanta...? Chodź, i nie protestuj. - Pociągnął mnie w stronę swojego pokoju.
Po dziesięciu minutach robienia czegoś z moimi włosami podał mi lusterko.
- Co myślisz? - Spytał.
Moje włosy były ogarnięte, w miarę rozprostowane, ale jednak lekko pofalowane.
- Fajnie. Są... Dłuższe.
- No i o to chodziło!
- Dziękuję. - Przytuliłam go.
- Polecam się na przyszłość.
- Lecę. Paa!
- Cześć.
Wróciłam do domu. Dlaczego dni bez Ali są tak okropne? Bo nie mam nawet powodu, żeby wyjść z domu. Ciągle śpię, a raczej próbuję. Ciężko tak żyć.
- Leigh-Anne... - Jęknęła Jesy, po południu wchodząc do mojego pokoju. - Nie możesz tak robić! - Przytuliła się do moich pleców. - Słyszysz? Odpowiedz coś. Leigh...
- Zostaw mnie samą. Proszę. - Szepnęłam.
- Jak chcesz. - Poddała się. - Ale pamiętaj, że jeśli chcesz pogadać to my cały czas tu jesteśmy. - Powiedziała, po czym wyszła.
Następnego dnia Richard powiedział, że mogę zabrać Ali. Poprosiłam Pezz, żeby po nią pojechała. Dziewczyna się zgodziła.
Ledwie wyciągnęłam Aaliyah z fotelika, a odezwał się mój telefon. Joel.
- Halo?
- Ej, Lee, przyjedziesz na chwilę? Mam sprawę.
- No luz, daj mi moment.
- To dozo.
- Cześć.
Wzięłam Ali na ręce i poszłam do dziewczyn.
- Laski? Mogłybyście się trochę zająć Ali? Chłopaki coś ode mnie chcą.
- Jasne, leć. - Odpowiedziała Becky. Poszłam w stronę drzwi. - Tylko wyląduj!
Wsiadłam w auto i pojechałam do domu chłopaków. Weszłam bez pukania.
- Hejka! Co jest tak naglącą sprawą?
Odpowiedziała mi cisza.
- Hej, Joelito! Chłopaki?!
Dotarłam do kuchni. Oparty o lodówkę stał tam Richard. Wszystko zrozumiałam.
- Ja nie wierzę! Jesteście skończonymi idiotami! Przysięgam, że urwę Joelowi jaja. Co on się w swatkę bawi?!
- Możemy pogadać?
- Nie.
- Proszę. Tylko dziesięć minut. To nie aż tak wiele. - Westchnęłam.
- A potem dasz mi spokój?
- Co tylko zechcesz.
- Niech ci będzie. - Mruknęłam i wskoczyłam na blat wyspy kuchennej. - Zatem słucham.
- Leigh-Anne, ja wiem, że zwaliłem po całości i masz pełne prawo mnie nienawidzić, ale nie masz pojęcia, jak tego żałuję. Boli mnie ta rozłąka. I widzę, że ciebie też. Lee, jesteś cieniem człowieka. Po co tak cierpieć?
- Po co to wszystko robisz? Po co tak walczysz?! Oboje wiemy jak trudna jestem, po co ci to?
- Wolę tę trudną miłość z tobą niż łatwą z kimkolwiek innym.
Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę.
- Nienawidzę cię, wiesz o tym? - Wycedziłam.
Chłopak podszedł do mnie, stanowczo za blisko, ujął mój podbródek i pociągnął za niego do góry.
- Spójrz na mnie i powtórz to, patrząc mi w oczy.
Uniosłam wzrok. Otworzyłam usta.
- Nie... nie mogę. - Znów opuściłam głowę. Richard cofnął się z tryumfalnym uśmiechem. Oparł się o blat naprzeciwko i skrzyżował ręce. - Po co ty to robisz? Dlaczego tak ci zależy?! Co takiego zrobiłam?! Co sprawiło, że uważasz, że jestem tego warta? Pozbądź się złudzeń, nie jestem.
- Nawet tak nie mów. - Podszedł bliżej. - Leigh-Anne, nie musimy tego ciągnąć. Wystarczy że powiesz jedno słowo, i wszystko będzie jak dawniej. - Ponownie uniósł mój podbródek. Zamknęłam oczy.
- Najpierw powiedz, że mnie kochasz.
- Kocham cię, Leigh-Anne, i to się nigdy nie zmieni, wiesz o tym?
- Po prostu mnie pocałuj. - Szepnęłam.
Chłopak złączył nasze usta. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Rozchyliłam lekko usta, a on wsunął w nie język. Oplotłam jego tułów nogami, on złapał mnie za pośladki i lekko ścisnął. Wyrwał mi się cichy jęk. Richard ściągnął moją bluzę. Po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Co było dalej chyba możecie sobie dopowiedzieć sami.
♥♥♥♥♥♥♥
Ależ ja was rozpieszczam...
![](https://img.wattpad.com/cover/198556252-288-k781782.jpg)
YOU ARE READING
Barcelona III. Tell Me You Love Me
FanfictionPół roku może obrócić całe życie do góry nogami. Jade i Chris po ślubie, najszczęśliwsi na świecie, teraz starają się o dziecko. Co jednak, jeśli okaże się to nie takie proste, jak im się wydawało? Becky jest już w zaawansowanej ciąży. Wraz z Joel'e...