♥3♥ Ciężko tak żyć

191 12 18
                                    

Leigh-Anne

Kiedy tracisz osobę, którą kochasz, życie przestaje cieszyć. Zmęczyłam się nim. Zmęczyłam się życiem. Zaczęło mi ono ciążyć, okazało się za trudne, żeby udźwignąć je w pojedynkę. Straciłam chęć do życia. Nie chciałam żyć.

Ale musiałam. Dla Aaliyah. Dla Jade. Dla Perrie. Dla Jesy. Dla Becky. Dla synka Jesy i Zabdiela. Dla bliźniaków Becky i Joela. Bo chciałam zobaczyć jak będą się cieszyć po narodzinach. Musiałam.

Szczęście dawała mi tylko muzyka. Przez te parę minut na scenie zapominałam o bólu, bólu, który przeszywał mnie od środka.Każdy dzień taki sam, tak samo ponury, tak samo szary.

Najgorsze są dni, kiedy Ali jest u Richarda.

Wieczorem Richard napisał z zapytaniem, czy mogłabym jutro przywieźć mu Ali. Zgodziłam się. To również, a w zasadzie przede wszystkim jego córka. O dziewiątej byłam pod domem chłopaków.

- Cześć. - Przywitałam się cicho, zamykając drzwi.

- Cześć, Leigh-Anne! - Krzyknął Zabdiel z salonu. Poszłam na górę do pokoju Richarda i zapukałam.

- Wejdź. - Powiedział chłopak. - Cześć.

- Cześć. Połóż ją niedługo spać, bo nieźle dawała dzisiaj w nocy. Jest ogólnie jakaś marudna, sprawdź co jakiś czas na wszelki wypadek czy nie ma gorączki. Nie wiem, jak będzie naprawdę okropna, to daj znać i wezmę ją na noc, bo i tak ostatnio niewiele śpię. To chyba tyle.

- Co znaczy ostatnio?

- Nie powinno cię to obchodzić. - Powiedziałam cicho.

- Leigh...

- W razie czego pisz albo dzwoń. - Przerwałam mu, po czym wyszłam z pomieszczenia.

Zeszłam na dół. 

- Napijesz się czegoś, Lee? - Spytał z kuchni Erick.

- Nie, dzięki, w zasadzie będę już lecieć. - Weszłam do pomieszczenia.

- Boże! - Podskoczył chłopak. - Przestraszyłaś mnie! Wyglądasz jak śmierć.

- Błagam, nie mów, że jest aż tak źle. - Jęknęłam.

- Chodź, trzeba coś z tobą zrobić.

- Po co? I tak jadę do domu.

- No, ale jakbyś na drodze została skontrolowana przez jakiegoś bardzo przystojnego policjanta...? Chodź, i nie protestuj. - Pociągnął mnie w stronę swojego pokoju.

Po dziesięciu minutach robienia czegoś z moimi włosami podał mi lusterko.

- Co myślisz? - Spytał.

Moje włosy były ogarnięte, w miarę rozprostowane, ale jednak lekko pofalowane.

- Fajnie. Są... Dłuższe.

- No i o to chodziło!

- Dziękuję. - Przytuliłam go.

- Polecam się na przyszłość.

- Lecę. Paa!

- Cześć.

Wróciłam do domu. Dlaczego dni bez Ali są tak okropne? Bo nie mam nawet powodu, żeby wyjść z domu. Ciągle śpię, a raczej próbuję. Ciężko tak żyć.

- Leigh-Anne... - Jęknęła Jesy, po południu wchodząc do mojego pokoju. - Nie możesz tak robić! - Przytuliła się do moich pleców. - Słyszysz? Odpowiedz coś. Leigh...

- Zostaw mnie samą. Proszę. - Szepnęłam.

- Jak chcesz. - Poddała się. - Ale pamiętaj, że jeśli chcesz pogadać to my cały czas tu jesteśmy. - Powiedziała, po czym wyszła.

Następnego dnia Richard powiedział, że mogę zabrać Ali. Poprosiłam Pezz, żeby po nią pojechała. Dziewczyna się zgodziła.

Ledwie wyciągnęłam Aaliyah z fotelika, a odezwał się mój telefon. Joel.

- Halo?

- Ej, Lee, przyjedziesz na chwilę? Mam sprawę.

- No luz, daj mi moment.

- To dozo.

- Cześć.

Wzięłam Ali na ręce i poszłam do dziewczyn.

- Laski? Mogłybyście się trochę zająć Ali? Chłopaki coś ode mnie chcą.

- Jasne, leć. - Odpowiedziała Becky. Poszłam w stronę drzwi. - Tylko wyląduj!

Wsiadłam w auto i pojechałam do domu chłopaków. Weszłam bez pukania.

- Hejka! Co jest tak naglącą sprawą?

Odpowiedziała  mi cisza.

- Hej, Joelito! Chłopaki?!

Dotarłam do kuchni. Oparty o lodówkę stał tam Richard. Wszystko zrozumiałam.

- Ja nie wierzę! Jesteście skończonymi idiotami! Przysięgam, że urwę Joelowi jaja. Co on się w swatkę bawi?!

- Możemy pogadać?

- Nie.

- Proszę. Tylko dziesięć minut. To nie aż tak wiele. - Westchnęłam.

- A potem dasz mi spokój?

- Co tylko zechcesz.

- Niech ci będzie. - Mruknęłam i wskoczyłam na blat wyspy kuchennej. - Zatem słucham.

- Leigh-Anne, ja wiem, że zwaliłem po całości i masz pełne prawo mnie nienawidzić, ale nie masz pojęcia, jak tego żałuję. Boli mnie ta rozłąka. I widzę, że ciebie też. Lee, jesteś cieniem człowieka. Po co tak cierpieć?

- Po co to wszystko robisz? Po co tak walczysz?! Oboje wiemy jak trudna jestem, po co ci to?

- Wolę tę trudną miłość z tobą niż łatwą z kimkolwiek innym.

Spuściłam głowę i wbiłam wzrok w podłogę.

- Nienawidzę cię, wiesz o tym? - Wycedziłam.

Chłopak podszedł do mnie, stanowczo za blisko, ujął mój podbródek i pociągnął za niego do góry.

- Spójrz na mnie i powtórz to, patrząc mi w oczy.

Uniosłam wzrok. Otworzyłam usta.

- Nie... nie mogę. - Znów opuściłam głowę. Richard cofnął się z tryumfalnym uśmiechem. Oparł się o blat naprzeciwko i skrzyżował ręce. - Po co ty to robisz? Dlaczego tak ci zależy?! Co takiego zrobiłam?! Co sprawiło, że uważasz, że jestem tego warta? Pozbądź się złudzeń, nie jestem.

- Nawet tak nie mów. - Podszedł bliżej. - Leigh-Anne, nie musimy tego ciągnąć. Wystarczy że powiesz jedno słowo, i wszystko będzie jak dawniej. - Ponownie uniósł mój podbródek. Zamknęłam oczy.

- Najpierw powiedz, że mnie kochasz.

- Kocham cię, Leigh-Anne, i to się nigdy nie zmieni, wiesz o tym?

- Po prostu mnie pocałuj. - Szepnęłam.

Chłopak złączył nasze usta. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Rozchyliłam lekko usta, a on wsunął w nie język. Oplotłam jego tułów nogami, on złapał mnie za pośladki i lekko ścisnął. Wyrwał mi się cichy jęk. Richard ściągnął moją bluzę. Po chwili znaleźliśmy się w jego sypialni. Co było dalej chyba możecie sobie dopowiedzieć sami.

♥♥♥♥♥♥♥

Ależ ja was rozpieszczam...

Barcelona III. Tell Me You Love MeWhere stories live. Discover now