Rozdział 21

86 7 3
                                    

Dochodzi 22:10. Siedzę na ławce przy stawie w kompletnej ciszy. Dookoła jest ciemno. Latarnie nie działają, a jedyne światło jakie tu jest to blask księżyca. Z czerni wyłaniają się trzy postaci. Poczułem ciarki i nagle zrobiło mi się gorąco. Gwałtownie wstałem chowając ręce do kieszeni skórzanej kurtki. Staram się jak najbardziej przypatrzeć sylwetkom zmierzającychy.
Są to wysocy, napakowani faceci. Jeden silniejszy od drugiego. Na głowie mają kaptury i złowieszczy uśmiech na twarzy. Podeszli do mnie ale żaden się nie odezwał. Zaraz pojawił się czwarty. Trochę od nich niższy i mniej umięśniony.
- Widzę, że ci zależy Lynch - mężczyzna drwiąco  zaakcentował moje nazwisko. Wpatrywałem się w jego twarz próbując dostrzec jakikolwiek szczegół.
- Układ jest taki - zaczął jeden z mięśniaków - wszystko co tutaj usłyszysz i zobaczysz pozostaje między nami. Nikt nie może się dowiedzieć o tym co tu zajdzie. Pamiętaj że zapłacą za nieposłuszeństwo twoi bliscy.
- Starczy Jill. Teraz ja.
Czwarty z nich podszedł bliżej. Jednak wciąż był w cieniu.
- Będziesz dla nas pracował.
- I co jeszcze - parsknąłem śmiechem.
Jeden z nich zamachnął się wymierzając mi w policzek. Poczułem piekący ból. Postać podeszła do mnie bliżej ujawniając się.
- Malcolm Brush ? - zawołałem zaskoczony.

Jak mogłem się nie domyśleć że mój wieczny cień, rzucający na każdym kroku kłody pod nogi może mnie prześladować po wsadzeniu go do pierdla za narkotyki.

Drugi raz dostałem w te samo miejsce. Poczułem rdzawy smak krwi na ustach. Starłem jednym ruchem ciecz wracając wzrokiem na mojego 'wroga'.
- Twoja robota będzie polegać na likwidowaniu ludzi zagrażający mi. Takich jakim ty byłeś.
- Dlaczego mnie od razu nie zabijesz - warknąłem starając się ukryć strach.
- Raz próbowałem, ale stwierdziłem że przydasz mi się żywy. Taki urok osobisty może ci pomóc w robocie.
- A co jeśli się nie zgodzę.
- Zlikwiduje ciebie i twoją rodzine.
Brunet wyciągnął dłoń.
- Umowa stoi ? - powiedział pewnie wyszczerzając kły.
Nie miałem wyjścia. Podałem niechętnie mu rękę.
- Czekaj na dalsze instrukcje - mruknął i odszedł w ciemność zostawiajac mnie ze swoimi bodyguardami. Miałem już iść w przeciwnym kierunku gdy jeden z nich pociągnął mnie za ramie uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- Co jest ?! - krzyknąłem próbując się wyrwać. Nagle odepchnięcie od boku sprawiły, że straciłem równowagę. Upadłem na kolana. Mężczyźni zaczęli mnie kopać po plecach, nogach, brzuchu i rękach. Przewróciłem się na bok chroniąc głowę. Leżałem skulony z nadzieją że zaraz to się skończy. Trwało to w nieskończoność długo gdy nagle odeszli zostawiajac mnie na ziemi. Przewróciłem się na plecy starając się złapać oddech. Czułem ból z każdej części mojego ciała. Przetarłem twarz zewnętrzną częścią dłoni ścierając  krew. Chwile później uniosłem się na rękach i powoli wstałem podpierając się o ławkę. Otrzepałem się z kurzu i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę domu.

*Rydel*

Wtulona w swojego chłopaka oglądam film. Nagle słyszę trzaśnięcie drzwiami i ruch ściąganych butów na korytarzu. Wychylam się z kanapy sprawdzając kto przyszedł.
- Ross to ty ? - zapytałam. Nikt nie odpowiedział dlatego uwolniłam się z uścisku Ellingtona i wyjrzałam na schody.
- O Boże !- zawołałam przykrywając z szoku usta. Ellington podszedł zobaczyć co mnie tak zaskoczyło.
- Ross wszystko dobrze ?
Nie odpowiedział tylko stał opierając się o barierkę schodów. Wyglada jak sto nieszczęść. Brudny z błota w podartej i zakrwawionej koszulce. W ręce trzyma zniszczoną kurtkę, a na twarzy krew cieknie z wargi. Dodatkowo cały roztrzęsiony chwiejnym krokiem poszedł na górę.
Spojrzałam na mojego chłopaka.
- Idź do niego lepiej. Nie chcemy żeby wrócił do tego stanu co wcześniej.
Skinęłam głową na potwierdzenie. Poszłam do kuchni zaparzyć herbaty. Po przygotowaniu napoju wzięłam kubki i weszłam do jego pokoju. W tym czasie chłopak brał prysznic. Postawiłam parującą ciecz na biurku i usiadłam na jego łóżku. Nie musiałam długo czekać. Blondyn wrócił wykąpany w samych bokserkach. Przyjrzałam mu się dokładnie. Mój wzrok przykuła blizna po operacji i rany po cięciu się.
- A to co ? - wskazałam na sine ślady na brzuchu i nogach. Blondyn odwrócił się do mnie tyłem aby wyciągnąć z szafy bluzę. Moim oczom ukazały się definitywnie ślady po pobiciu. Jego całe plecy są posiniaczone z pociętymi kreskami. Chłopak ubrał się i usiadł obok mnie podając kubek z herbatą.
- Miętowa ? - zapytał udając jakby nic się nie stało.
- Ross nie zmieniaj tematu. Co się dzieje ?
Ten upił łyk odwracając wzrok.
- Nic - odparł sucho.
- Jak nic skoro wracasz roztrzęsiony do domu ? - starałam się zabrzmieć łagodnie, ale stanowczo. Jego oczy ściemniały. Już nie przypomina tego człowieka co rano. Wraca ten sam zagubiony i samotny chłopiec.
- Czego się boisz ? - zapytałam troskliwie. Blondyn spojrzał mi głęboko w oczy.
-Rydel. Nie mogę ci powiedzieć. Nawet nie wiesz jak bardzo chce żebyś wiedziała co się dzieje, ale nie mogę. Robię to dla ciebie, Ellingtona, Rikera, Rockiego, Rylanda i naszych przyjaciół.
Poczułam gorycz w tym co mówi. Jest przerażony tym co może się wydarzyć dlatego nie naciskam.
- Ufam ci i proszę. Uważaj, cokolwiek się dzieje.
Chłopak wywołał na twarzy lekki uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym. Chwile później wyszłam zostawiajac go samego.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 31, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Welcome To My Fu*king World ~ Ross LynchWhere stories live. Discover now