Rozdział 10

120 10 0
                                    

*Ross*

Poczułem czyiś oddech na policzku. Chciałem otworzyć oczy, ale powieki są zbyt ciężkie. Zacząłem słyszeć głosy. Nagle coś trzasnęło. Łapczywie łapię oddech. Czuję kłucie w klatce piersiowej. Podjąłem kolejną próbę otwarcia oczu. Udało się. Jasne pomieszczenie oślepiło mnie. Obraz jest niewyraźny, choć z chwili na chwile wiedzę coraz lepiej.
- Doktorze. Pacjent się wybudził. - usłyszałem kobiecy głos
Podszedł do mnie dość młody lekarz.
- Nazywam się Dave McCourtneyson
Popatrzyłem na niego tępym wzrokiem.
Gdzie ja do cholery jestem?!
- Proszę nic nie mówić. Twoje narządy jeszcze się dobrze nie zregenerowały.
-Zadam panu tylko jedno pytanie. Kiwnij głową na tak, a na nie palcem lewej ręki.
Popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Nazywasz się Ross Lynch ?
Otworzyłem usta i wydobyłem z siebie dźwięk wogóle nie przypominający mojego głosu. Dostałem nagły atak kaszlu. Na czole pojawiły się krople potu i zacząłem drżeć. Zabrakło mi tlenu. Za każdym kaszlnięciem czułem okropne kłucie w klatce piersiowej. Nie mogłem złapać oddechu.
- Siostro - krzyknął Dave
W tej chwili przyłożono mi maskę do twarzy. Stopniowo kaszel ustępował. Druga kobieta podeszła do mojej trzęsącej się ręki i wbiła mi igłę w żyłę. Chwilę później przestałem się trząść, a oddech wyrównał się.
- Dobra Ross. Sprawdzę jeszcze jedną rzecz i zostawiam cię w spokoju.
Mężczyzna podszedł do mnie. Zmęczony leżę bez ruchu i kontroluje swój oddech. Pielęgniarka poświęciła mi w oczy.
- Dalej źrenice rozszerzone- mruknął.
- Panno Latimer, proszę to zapisać.
Kobieta skinęła głową i szybko pisała. Dave podszedł do mojej lewej ręki i odkrył moją klatkę piersiową. Leżę bez życia.
- Rana dobrze się goi - stwierdził do dziewczyny, która bacznie mu się przyglądała z notesem w ręku.
- Za pół godziny leki przeciwbólowe przestaną działać. Proszę przypilnować by wszystko przebiegło w odpowiedni sposób - powiedział wychodząc. Popatrzyłem w jego stronę i za szybą zobaczyłem swojego brata i siostrę.

W tym samym czasie na korytarzu

Zza drzwi do pokoju Rossa wydobywa się zdenerwowany głos lekarza i donośny kaszel. Riker, Rocky i Rydel są w szpitalu od rana. Blondyn przygląda się lekarzom pracującym przy jego bracie przez szybę. Widział jak się dusił i jego wzrok. Rydel po ataku podeszła do Rikera i patrzyła na młodszego. Jej i jego wzrok się spotkał. Jego brązowe oczy przepełnione bólem i przerażeniem zostaną w jej pamięci na długo. Pragnęła wejść tam i powiedzieć mu, że cały czas z nim jest, ale lekarz twierdzi, że za wcześnie.

Z sali wyszedł lekarz. Rodzeństwo podeszło do niego czekając na jakieś informacje.
- Jak już słyszeliście udało nam się wybudzić go. Musimy zrobić badania, czy nie uszkodził sobie czegoś jeszcze podczas napadu kaszlu. Z badań jeszcze wynika, że jest na środkach odurzających. Jeszcze to nie zeszło, ale to mnie. Została jeszcze jedna rzecz. Ross cały czas jest na lekach przeciwbólowych i uspokajających. Dzisiaj miał ostatnią dawkę. Wiecie nie może już przyjąć, bo może mieć problemy. W każdym bądź razie dzisiaj jego organizm będzie odreagowywał. Może to spowodować ataki bólu, dlatego nie wystraszcie się. Wszystko jest pod kontrolą.
- Dzięki Dave- powiedział Rocky
Młody lekarz zostawił ich.
- Rocky, a skąd ty znasz Dava ?- zapytała Rydel.
- Znajomy ze studiów. Kiedy można do niego wejść ? - zapytał wychodzącej od Rossa pielęgniarki.
- Napewno nie dzisiaj. Może jutro, ale dopytam - odpowiedziała brunetka.

Welcome To My Fu*king World ~ Ross LynchWhere stories live. Discover now