Rozdział 30

781 54 47
                                    

Próbowałam zasnąć od dobrej godziny, ale myśli kotłujące się w mojej głowie oraz każdy najcichszy dźwięk dobiegający spoza jaskini nie pozwalały mi na to

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Próbowałam zasnąć od dobrej godziny, ale myśli kotłujące się w mojej głowie oraz każdy najcichszy dźwięk dobiegający spoza jaskini nie pozwalały mi na to. Zazdrościłam Artemowi, który rozwalił się w najlepsze pod jedną ze ścian jaskini i cicho pochrapywał, ponieważ mi odejście w objęcia Morfeusza nie przychodziło z taką łatwością. Miałam już nawet ochotę rzucić w niego leżącym obok mnie kamieniem, ale zapoczątkowałoby to kolejną kłótnię między nami, a miałam już dość jak na ostatnie dwanaście godzin.

W końcu udało mi się zasnąć na prowizorycznej poduszce, którą zrobiłam ze zwiniętej chusty, ale wyraźnie nie spałam długo. Kiedy wreszcie się obudziłam promienie słońca padały wprost na moją twarz, przez co miałam problem z otworzeniem oczu. Warknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, a kiedy wreszcie uniosłam powieki, zauważyłam Artema jedzącego mięso ze swoich racji i cicho śmiejącego się ze mnie.

- Co? – zapytałam, mrużąc oczy. – O co ci chodzi?

- Już dawno domyśliłem się, że jesteś wiecznie zła, ale nie wiedziałem, że potrafisz warczeć nawet na słońce.

Nie skomentowałam tego, a jedynie spiorunowałam mężczyznę wzrokiem i zabrałam się za swoje jedzenie. Zapewne spędzilibyśmy ten posiłek w ciszy, gdyby nie pytanie, które nurtowało mnie od momentu wybuchu miny. Wiedziałam, że będę musiała się w końcu zadać, a tamten moment wydawał się dobry jak każdy inny.

- Dlaczego mnie uratowałeś?

Artem nie oderwał się od jedzenia, jakby spodziewał się, że to pytanie w końcu padnie i nie zrobiło ono na nim większego wrażenia. W sumie to nawet na mnie nie spojrzał i odpowiadając, nadal wpatrywał się w świat na zewnątrz jaskini.

- Może i jesteś upierdliwa, ale pozwoliłem już zginąć zbyt wielu osobom. W sumie to zabiłem ich osobiście, ale nie skończyło się to dla mnie dobrze, bo przez większość życia musiałem uciekać przed Federalnymi. Twoja śmierć zapoczątkowałaby kolejną katastrofę.

- Kim są federalni? – zapytałam, marszcząc czoło.

Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i wreszcie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.

- To jak armia złożona z samych ciebie; mnóstwo małych Lux, których celem życiowym jest zabicie cię, ale nie mogą tego zrobić, bo inni uważają, że jesteś potrzebny.

Popatrzyłam na niego ze zmrużonymi oczami.

Popatrzyłam na niego ze zmrużonymi oczami

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Answer me | BellarkeWhere stories live. Discover now