Rozdział 14

1.6K 97 275
                                    

- Nigdzie nie idziesz – warknął Bellamy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Nigdzie nie idziesz – warknął Bellamy. – Gość z Eligiusa wyraźnie mówił o potrzebnej jednej osobie, która musi znać wioskę. Roan pójdzie, ty zostajesz.

Kiedy tylko wróciliśmy do domu i ustaliliśmy, że następnego dnia spotykamy się z Artemem w celu zdobycia potrzebnych narzędzi, od razu dałam mężczyźnie do zrozumienia, że idę z nimi. Wyraźnie mu się to nie podobało i próbował mnie odwieźć od tego pomysłu, ale byłam zbyt uparta. Chciałam się na coś przydać i wreszcie móc coś zrobić. Roanowi również zbytnio nie podobało się to, że chcę ryzykować, ale nic nie mówił – w przeciwieństwie do Bellamy'ego. Gdy jego oczy były karabinami maszynowymi, zapewne już dawno bym nie żyła.

- Czyli wszyscy mają ryzykować, tylko nie ja? – burknęłam. – Jestem jakąś świętą krową?

- Nadal jesteś zmęczona – syknął. – Masz posiniaczone ciało i mnóstwo ran. Puszczenie cię z nami to ostatnia rzecz, na jaką mógłbym wpaść. Chyba, że chciałbym cię zabić.

- Zdecydowanie mnie nie doceniasz. Czuję się świetnie! A małe ranki w niczym nie przeszkadzają. Wasze lądowanie też na pewno nie zostawiło was beż żadnych uszczerbków, więc nie próbuj mi teraz wmówić, że jestem najbardziej poszkodowana.

Nie podobało mi się to, że cała reszta musi się przysłuchiwać tej wymianie zdań, ale nie miałam zamiaru odpuszczać. Harper wzięła Jake'a na górę, więc nie musiał się przysłuchiwać kłótni rodziców. To dawało mi szansę na przekonanie Bellamy'ego do mojego planu, ale on najwyraźniej postanowił po prostu uciąć tę konwersację.

- Nigdzie. Nie. Idziesz – powiedział niskim głosem, przeszywając mnie spojrzeniem swoich czekoladowych oczu. – Rozmowa skończona.

Nawet nie czekając na moją odpowiedź, po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi, najwyraźniej chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Przez chwilę stałam w tym samym miejscu co wcześniej, próbując zdusić w sobie wściekłość, lecz to było mocniejsze ode mnie. Jeżeli myślał, że wychodząc z domu postawi na swoim, to najwyraźniej mnie nie znał.

Miałam dość. Miałam dość tego jak Bellamy mnie traktował i że w ogóle nie liczył się z moim zdaniem. Zachowywał się, jakbym była mu zupełnie obca, podczas gdy pięć lat wcześniej urodziłam mu syna, a na palcu nadal nosiłam podarowany mi przez niego w Los Angeles pierścionek. Wiedziałam, że nasza relacja ulegnie zmianie po ich powrocie na Ziemię, ale oczekiwałam choć odrobiny ciepła, podczas gdy nie otrzymałam nic. Potrzebowałam go, przez cały ten czas, a on nawet nie był w stanie spojrzeć mi w oczy.

Nie wytrzymałam i ruszyłam za Blake'iem. Wychodząc, zauważyłam go stojącego pod jednym z drzew i wpatrującego się w ciemność. Targały mną różne emocje: od wściekłości po tęsknotę i żal. Musiałam to w końcu w siebie wyrzucić.

- Możesz wreszcie przestać to robić?! – krzyknęłam, wreszcie zwracając na siebie uwagę chłopaka.

- Co robić? – zapytał, odwracając się w moją stronę.

Answer me | BellarkeWhere stories live. Discover now