Rozdział 17

1.4K 79 26
                                    

To, że zgodziłam się nie uczestniczyć w napadzie na wioskę nie oznaczało, że mi to całkowicie odpowiadało

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

To, że zgodziłam się nie uczestniczyć w napadzie na wioskę nie oznaczało, że mi to całkowicie odpowiadało. Rozumiałam jednak, że byłabym jedynie kulą u nogi i zdecydowanie spowalniała resztę. Już i tak wystarczająco dużo ryzykowali, a moja obecność zapewne naraziłaby ich jeszcze bardziej. Postanowiłam siedzieć cicho i pozwolić im działać, podczas gdy ja, Raven, Monty, Harper i Jake mieliśmy udać się samochodem na skraj Edenu i tam czekać na resztę. Artem powiedział, że dostaną się w wyznaczone na kładach, dlatego postanowiliśmy zaufać jego słowom. A przynajmniej ja chciałam to zrobić, natomiast Bellamy i reszta ufali mi.

Raven prowadząca samochód podjechała dość blisko obozu, ponieważ wiedziała, że i tak w ciągu kilkunastu sekund się stamtąd ewakuujemy. Jako pierwsi w samochodu wyskoczyli Emori i Murphy, którym najwyraźniej wizja takiej misji bardzo się podobała. W podobnym humorze był Jasper, jednak Raven ostudziła jego zapał:

- Tylko spróbuj zginąć, to cię zabiję – warknęła, odwracając głowę zza kierownicy i patrząc na osoby po kolei opuszczające pojazd.

- Reyes, zdajesz sobie sprawę, że twoje słowa w ogóle nie mają se...

- Zamknij się i wróć w jednym kawałku – przerwała mu, po czym dodała szeptem. – Proszę.

Głupawy uśmieszek zszedł z twarzy Jaspera. Zamiast tego jego wzrok złagodniał, natomiast sam chłopak podszedł do kobiety i delikatnie położył dłoń na jej policzku.

- Nie martw się. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

Dwójka wymieniła łagodne uśmiechy i spodziewałam się nawet, że się pocałują, jednak zaraz Jordan odchrząknął, odwrócił się i wyszedł z samochodu, zostawiając niewiedzącą co dalej robić Raven samą.

Również spojrzałam w tamtą stronę. Bellamy stał już na zewnątrz z Jake'iem przytulonym do jego tułowia i obejmował go delikatnie dłońmi. W końcu odsunął chłopca od siebie, kucnął i pocałował go w czoło. Powiedział mu jeszcze kilka słów i podniósł synka, wsadzając ponownie do samochodu. Wtedy właśnie nasze oczy się spotkały.

- Poza Edenem będziecie bezpieczni – powiedział, patrząc na mnie. – Dotrzemy do was w ciągu kilku godzin. W pełnym składzie.

- Pamiętaj, że Artem nie jest naszym wrogiem – pouczyłam go. – Wiem, że nadal mu nie ufasz, ale przynajmniej zaufaj mi. Pomoże wam, a wtedy zabierzecie go ze sobą. Nienawidzi tamtego miejsca równie mocno co ja. Może nawet bardziej.

- Wiem o tym – westchnął. – Nie mam zamiaru go zdradzać, chyba że on zrobi to jako pierwszy.

- Wierz mi, nie zrobi.

Wpatrywaliśmy się w siebie przed chwilę, póki nie zrobiłam kilka kroków wprzód. Bellamy wyciągnął wtedy dłonie, położył je na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Owinęłam ramiona wokół jego szyi, natomiast on wtulił twarz w moje włosy, wdychając mój zapach. Próbowałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów tej chwili, w razie gdybyśmy znowu zostali rozdzieli na dłuższy czas. Poprzednia rozłąka nauczyła mnie, że należy cieszyć się chwilą, ponieważ wszystko może runąć w każdej chwili.

Answer me | BellarkeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora