ROZDZIAŁ 𝐕

6.3K 382 69
                                    

DZIEŃ 25

Najwięcej czasu przy szpitalnym łóżku spędzał na przemian Steve i Tony. Ten pierwszy, jako nieco zauroczony w kobiecie, a drugi jako dobry przyjaciel. Obydwoje jednak matwili się o nią tak samo, może nawet zaczęli o to trochę rywalizować, jednak starali się ukryć zazdrość jak najbardziej się dało, co wychodziło im dobrze, bo nikt niczego nie podejrzewał.

Reszta Avengersów również często odwiedzała poszkodowaną, a reszta jej znajomych nie miała pojęcia o stanie, w jakim znajduje się Melody. W ogóle gdzie znajduje się Melody.

Tony westchnął cicho, wpatrując się bezradnie w kobietę. Zignorowała jego słowa ostrzegawcze, ratując kogoś takiego, jak Loki. Ratując postać, która zabiła w swoim życiu tylu ludzi, że nie mógł sobie tego nawet wyobrazić. Za tą decyzję przepłaciła prawie życiem, które i tym razem zdołało się uratować.

Z drugiej strony był z niej trochę dumny. Jej wyniki nie poprawiały się od miesięcy, wszyscy myśleli, że straciła swoje moce i już ich nie odzyska. Jednak wyszło, jak wyszło, a skutki pewnie będą bardziej tragiczne, niż Stark przypuszczał.

Znał prawdę o jej mocach, o wszystkim co wydarzyło się na Syberii. Czasem żałował, że postanowił nie mówić niczego nikomu i zdarzały się chwile, w których miał ochotę wyjść na środek salonu w Avengers Tower i wykrzyczeć szczegółowy przebieg wydarzeń. Jednak z drugiej strony, bogacz był przede wszystkim uparty, jak osioł oraz trzymał buzię na kłódkę i uważał na wszystko wokół, szczególnie wtedy, gdy w jego świecie pojawił się zakłamany, głupi Jeleń z ego sięgającym stąd do samego kosmosu, a jeśli się da - to jeszcze wyżej.

Co prawda minął ponad tydzień, a śpiączka, w której kobieta aktualnie się znajdowała, mogłaby się nawet nie skończyć i równie dobrze mogłaby już nigdy nie otworzyć oczu. Wszyscy się tego bali, w końcu Melody nie była im obojętna, nawet Hulkowi. Jednak Tony i Steve trzęśli się z nerwów.

Minęło piętnaście dni od wydarzenia z biblioteki miejskiej, w której bóg kłamstw został postrzelony przez zwykłego ziemianina. Zwykłego śmiertelnika, którym gardził tak samo, jak resztą tych pomiotów, osobników z gatunku upadłego. I mimo, że Loki sam nie należał do świętych, a tym bardziej do osób z dobrą reputacją, to uważał, że i tak on nie jest najgorszy. Najgorsi byli ludzie, na których nie mógł powoli patrzeć.

Coraz częściej zastanawiał się jak wytrzyma tyle dni wśród tych wszystkich naiwnych istot. Szczególnie, że z każdym kolejnym dniem przebytym na Midgardzie, dowiadywał się, co naprawdę oznacza pojęcie nuda oraz brak weny twórczej.

Piętnaście ostatnich dni spędził na samotnym wymykaniu się w różne zakątki ziemi, na czytaniu książek, które musiał analizować sam ze sobą. No właśnie.

Czuł się samotny, choć wcale nie powinien. Całe swoje życie przeszedł sam i zamierzał to kontynuować. Jedyną osobą, którą chciał kiedykolwiek wpuścić do swojego świata, była jego matka, ale tu pojawiał się problem. Bo kiedy przed sytuacją z biblioteki miał towarzystwo, które pod jakimiś względami mu imponowało, tak teraz nie miał nikogo, do kogo mógłby odezwać się i powiedzieć coś złośliwego. Melody była osobą - co prawda tajemniczą - pełną charyzmy, nawet jeśli podświadomie bała się Kłamcy i dawała mu znaki, że jest dla niej pewnym zagrożeniem. Miała świetne poczucie humoru, stylu i może czasem przypominała zbyt bardzo śmiertelnika, ale Lokiemu... Lokiemu to jakoś nie przeszkadzało. Nie była typową dziewczyną, która świeciła idealnym życiem, niesamowitym intelektem i niewiarygodnymi zdolnościami, którymi potrafiła się posługiwać. Nie miała trudnej przeszłości ani łatwej teraźniejszości. Nie była egoistką i twardo trzymała się swojego, co bożkowi imponowało. I mimo jej charakteru, była taka zwykła. Zwyczajnie w porządku.

Możnaby powiedzieć, że Loki nie wiedział o niej niczego, jednak prawda była całkiem inna. Tak, nie wiedział skąd pochodzi i tak, nie wiedział co dokładnie potrafi zrobić, ale to wcale nie było najważniejsze. Uratowała mu życie i podczas tego, Loki odkrył jej najważniejszą cechę charakteru. Bezinteresowność.

Nie miał zamiaru jej odwiedzać, a kiedy powróci do Avengers Tower, Kłamcy albo będzie już zasiadał na tronie, albo po prostu zacznie ją ignorować. Nie mógł się do nikogo przywiązywać, a izolacja zawsze wychodziła mu na dobre.

- Doktorze! - usłyszał Steve, wracając z kubkiem kawy w stronę pokoju Melody.

Ten od razu rzucił niedbale papierowy kubek na jakiś stolik, o mało nie wylewając napoju i rzucił się w stronę sali.

Złapał się framugi drzwi i ujrzał lekarza, stojącego nad przyjaciółką. Niski brunet o średnim wieku, świecił kobiecie w gałki oczne i co chwilę coś do niej mówił, jednak Steve przez natłok myśli nie był w stanie określić, co dokładnie.

- Pani Melody - mówił spokojnym tonem głosu, kiedy blondynka nieprzytomnym wzrokiem patrzyła po wszystkich - Słyszy mnie pani?

Kiwnęła nieco głową i zaczęła się rozglądać.
Kiedy zauważyła swojego przyjaciela w progu sali, uśmiechnęła się lekko i chciała się odezwać, jednak szybko się zorientowała, że przez zaschnięty przełyk nie umiała wydobyć z siebie ani jednego słowa. Zakasłała cicho, na co pielęgniarka od razu, jakby czytała jej w myślach, chwyciła kubeczek z wodą i podstawiła go tóż pod usta kobiety z ciepłym uśmiechem.

- Brakuje mi jej ciasteczek... - Steve usłyszał za sobą. Po chwili do sali wszedł Thor, a na jego twarzy natychmiast pojawił się szok, pomieszany ze szczęściem - OBUDZIŁA SIĘ?

- Melody się obudziła - oznajmił oficjalnie Stark do wszystkich Avengersów, na których twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.

Kłamca stal jak zwykle z tyłu, z dala od grupy przebierańców i prowadził ze sobą monolog wewnętrzny na temat blondynki. Jego "ja" krzyczało, jak bardzo zawiedzie się na Melody, ale on sam czuł potrzebę zobaczenia jej całej i zdrowej. Nie wiedział co zrobić. Skoro się obudziła, to według jego planu, zostało mu tylko i wyłącznie izolowanie się od niej, jednak pomimo tak krótko spędzonego ze sobą czasu, było mu trudno nawet o tym myśleć.

Wpatrzony w jakiś nieokreślony punkt, wyczuł, że ktoś stoi obok niego, co wyrwało go z zamyślenia prawie od razu.

- Powinieneś ją odwiedzić - mruknął Thor, kiedy reszta właśnie świętowała.

- Po co? - zapytał oschle - To tylko zwykła kobieta, która niczym nie różni się od twojej byłej, czy jakichkolwiek innych ziemianek.

- Ale uratowała ci życie - odpowiedział Thor z małym uśmieszkiem.

- Przeżyłbym.

- Prawie oddała je za ciebie, bracie. Powinieneś ją odwiedzić.

- Pieprzysz głupoty, Thorze. Idę do siebie.

Jak powiedział, tak zrobił, jednak nie chciał przyznawać racji swojemu głupiemu bratu. A rację miał i tego nie można było zaprzeczyć, jednak gdyby pokiwał grzecznie główką i od razu poleciał biegiem do Melody, jego ego straciłoby na wartości znacznie więcej, niż wszystkim się wydaje.

Mimo wszystko, Thor miał rację, a Loki powinien odwiedzić blondynkę.

Heeej, piękni. Oficjalnie zaczęły się wakacje, więc korzystajcie z wolnego czasu i uważajcie na siebie!!

Impediment || 𝐋𝐨𝐤𝐢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz