62. Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi

389 48 33
                                    


Autor: MoonshadowElve

Tytuł: Dziedzictwo Orfanów: Zakon Krwi

Drodzy Czytelnicy!

Wiecie, co najbardziej lubi recenzent? Kiedy ktoś, kogo pracę wcześniej oceniał, robi postęp. Ponieważ z twórczością Autorki miałam już do czynienia (recenzja „Łez anioła") i to spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, byłam bardzo ciekawa, czy w „Dziedzictwie Orfanów" zaobserwuję pozytywne zmiany.

Opis

"Wszędzie była ciemność.

Pływała, sunęła powoli po rozmytych krawędziach świadomości, muskając każdy kąt - delikatnie i subtelnie. Rozciągała swoje macki do granic możliwości, jakby chciała poznać każdy zakamarek. Naznaczyć go. Zawłaszczyć. Razem z sobą rozsiewała uczucie. Niepokój, który przeplatał się ze strachem. Niepewnym, dość nikłym, jednak wciąż rosnącym w siłę. Ten strach obudził obraz. Sięgnął po niego głęboko i pewnie, jakby ciemność doskonale wiedziała, gdzie powinna szukać.

Widok przedstawiał ciało. Właściwie miejsce pełne ciał. Sala balowa. Wszędzie ludzie: martwi, już zimni, pogrążeni w odmętach mgły. Z niektórymi Amaya rozmawiała zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Jeszcze wtedy ich twarze były roześmiane, głowy pełne myśli o przyszłości. Nie mieli pojęcia co ich spotka. Kto mógłby to przewidzieć?"

Beztroskie życie w Yaali staje się jedynie przeszłością. Przed Amayą czekają wyzwania, których powodzenie przesądzi nad przetrwaniem jej królestwa. Dziewczyna nie ma pojęcia, że od tego, czy powiedzie, zależy los całego świata. Musi zbratać się z wrogiem i zacząć zupełnie nowe życie, by uratować tych, których kocha.

Nie możesz tego nazwać Darem, jeśli jedyne co przynosi, to cierpienie.

Opis jest długi. Zbyt długi, by umieścić go na okładce, jednak moim zdaniem prezentuje się dobrze. Chociaż jego znaczna część jest cytatem, fragment został rozsądnie wybrany. Styl Autorki, o czym zapewne jeszcze nieraz wspomnę, jest plastyczny i pełen emocji.

Przyznam tylko, że na tym etapie miałam pewne obawy, dotyczące opisywanej postaci. Bałam się kolejnej Marysi Zuzanny, która będzie musiała zbawić świat. Na szczęście, jak szybko się okazało, mój strach był zupełnie niepotrzebny.

Fabuła i bohaterowie

„Dziedzictwo Orfanów" to historia wielowątkowa, a losy bohaterów są ze sobą powiązane. Księżniczka Amaya jest naznaczona przekleństwem. Zostaje zmuszona do małżeństwa, by podtrzymać pokój. Dziewczyna nie czuje się jednak gotowa, by opuścić rodzinny dom. Dochodzi do tragedii, która sprawia, że Amaya będzie musiała zmienić swe nastawienie do wielu spraw...

 I to dopiero początek, na którym urwę, ponieważ chciałabym, żeby ta recenzja była jednak pozbawiona spoilerów (jeśli coś się pojawi – będę ostrzegać).

Autorka zdecydowała się sięgnąć po popularne, żeby nie powiedzieć wyświechtane motywy. Nie oszukujmy się, nie brakuje książek i filmów o niechcianych małżeństwach i zerwanych zaręczynach, dlatego niezwykłą sztuką jest przedstawienie tego typu wątków w świeży sposób. I Autorce się to udało. Jak to zrobiła? Uważam, że tajemnica sukcesu tkwi w tym przypadku w bohaterach. Ani Amaya, ani Adriel nie są stereotypową parą, którą zmusza się do małżeństwa. Ona nie jest dzieckiem (ani wkurzającą księżniczką, która nie ma pojęcia o konsekwencjach swoich decyzji, ani egzaltowaną panną, ani nikim innym, kogo czytelnik mimowolnie sobie wyobraża), on zaś nie jest podstarzałym, obleśnym typem, który tylko szuka okazji do obmacywania dziewczyny. To... zwyczajni, młodzi ludzie (właściwie młode elfy), których na swojej drodze postawiła przepełniona intrygami polityka. Owszem, Amaya nie zachowuje się wybitnie odpowiedzialnie, jednak myśli w sposób adekwatny do swojego wieku. Usprawiedliwia swoją decyzję i stara się, by ta wydawała się logiczna. Sprawia to, że czytelnik szybko zaczyna sympatyzować z księżniczką. Dziewczyna nie jest pozbawiona wad. Jest zaskakująco zwyczajna, ale w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jej Mroczny Dar nie okazuje się powodem do ciągłego użalania się nad sobą, bo Amaya potrafi wykorzystywać go tak, by nieść pomoc (sceny, nazwijmy je, weterynaryjne były miodem na moje zwierzolubne serce).

Recenzje na miarę - zakończoneWhere stories live. Discover now