Na ratunek rodzinie

69 7 0
                                    

Dwa lata później

- No  dalej co tak wolno chłopaki! - krzyczałam do żółwi. Właśnie odbywaliśmy codzienny wieczorny trening po dachach Nowego Jorku. Zatrzymaliśmy się trzy przecznice od naszego domu. 

- W skorupę, wyrobiłaś się przez te dwa lata. - stwierdził Raph dysząc.

- No nie mów że się zmęczyłeś. 

- Ja się nie męczę. 

- Jasne, a te krople potu?- zaśmiał się Mikey. 

- Odwal się Mikey!- jak zwykle Raph zaczął dokuczać bratu.

- Myślicie, że oni kiedyś dorosną? - spytałam Lea i Dona, patrząc na szarpiących się dwóch braci. 

- Raczej to nigdy nie nastąpi. - Zaśmiał się Donnie.

Gdy tak staliśmy i patrzyliśmy z politowaniem na tych dwóch znikąd pojawił się dziwnie ubrany chłopak. Jak za dotknięciem magicznej różdżki żółwie przestały się szarpać. 

- Kim jesteś?- zapytał Leo wyjmując miecz i przybrał pozycje bojową. Ja jak i reszta zrobiła to samo. 

- Nazywam się Zeke. I potrzebuje swojej starszej siostry jak i swojego bliźniaka do wypełnienia planu. 

- A więc idź ich szukać, a nie przerywasz nam trening. - zaczęłam się już wkurzać.

- Siostrę już znalazłem. - łaskawie się na nas w końcu spojrzał. A raczej na mnie. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, aż poczułam ciarki na całym ciele. 

- Co ty pieprzysz za głupoty? Kim ty w ogóle jesteś przebierańcu?! - oj Leo zaczął się wkurzać.  Jeśli chodzi o niego to jest trochę przewrażliwiony na moim punkcie, ponieważ wziął na serio rolę mojego opiekuna. Splinter kazał mieć mnie na oku, żeby przypadkiem znów mi się coś nie stało. 

- Kto tu jest odmieńcem zielona skorupo. 

Dobra tym razem przesadził. Myślałam, że jest jakimś obłąkańcem, nazywając mnie swoją siostrą, ale on obraża moich przyjaciół! A na to nie pozwolę. Ruszyliśmy całą piątką na niego. Ale on się rozpłyną. Pojawił się teraz w miejscu, w którym my staliśmy przed chwilą.

- Widzę że nie pamiętasz, co się stało 16 lat temu? Nie pamiętasz po co trafiłaś do Joshiego? - patrzyłam się na niego jak na idiotę, chyba zauważył, że nie wiem do czego on piję bo dopowiedział. - Czyli Mikihisa cię nie odwiedził i nic ci nie wyjaśnił? Dlaczego cię zostawił u niego? Huh no proszę. Nasz ojczulek wyrzekł się pierworodnej. 

Wtedy zaczęło mi się coś przypominać. Ciężarna kobieta żegnająca się ze mną. Długowłosy mężczyzna, który przyprowadził mnie do mojego ojca. Ich rozmowa. Odrodzenie szamana. O tym rozmawiali facet, który wtedy był u Joshiego mówił o zabiciu swoich synów.

- Sądząc po twojej minie pamiętasz. 

- Tak. To ty pięćset lat temu próbowałeś się dostać siłą do miasta szamanów i pozyskać moc ich króla duchów.  To ciebie Mikihisa chciał zgładzić by ten koszmar z przed pięćset laty się nie powtórzył! Chciał poświęcić swojego drugiego syna!

- No proszę jestem pod wrażeniem. Tak to ja miałem zginąć ale no cóż nie udało się. - on sobie z tego wszystkiego drwił! -Powinnaś się skupić na doskonaleniu szamaństwa, a nie na jakichś sztukach walki i na swoich żółwikach, którzy i tak są bezwartościowi. - przelał czarę tym zdaniem. 

- Co bezwartościowi? Zaraz pokażemy ci co potrafią te ,,bezwartościowe żółwiki,, - odpowiedziałam wściekle. Wiem, że dobry wojownik nie powinien działać pod wpływem gniewu. Mój ojciec jak i sen sei zawsze mi to wpajał, gdy tylko coś mi nie wychodziło. - brać go. 

Znów na niego ruszyliśmy. Tym razem udało nam się go dorwać, ale to było tylko złudzenie. on chciał byśmy do niego się jak najbliżej zbliżyli. Zeke złapał Lea i Rapha. A raczej jakiś duch za nim. Próbowali się wyrwać, lecz bezskutecznie. 

- Pożegnajcie się ładnie. Duchu. - spojrzał się na wielkiego błyszczącego różowego potwora, który spalił moich przyjaciół! NIE! 

- Zapłacisz nam za to! Słyszysz?! - do moich oczu napłynęły łzy.  Ale nim zdążyliśmy odeprzeć atak oni się rozpłynęli. Już na dobre.  Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. 

- Musimy wracać do domu i opowiedzieć wszystko Splinterowi, może będzie wiedział co robić. - odezwał się łamiącym głosem Don.

- Ale Donnie co on może zrobić?! Nie przywróci Lea i Rapha do życia! - zaczęłam na niego krzyczeć.  Byłam w jakimś amoku. Nawet nie wiem kiedy Don i Mikey przyprowadzili mnie do naszej kryjówki w kanałach. 

Gdy chłopcy opowiadali szczurowi co się stało ja siedziałam na kanapie i się kołysałam. Spojrzałam się na nich dopiero wtedy, gdy Splinet przyniósł miech Hamato Joshiego. Myślałam, ze przepadł! 

- Wiem co trzeba zrobić, ale musisz mi pomóc Kami. - skinęłam głową. - Musimy przywołać ducha naszego mistrza. 

Usiedliśmy na przeciwko siebie ze Splinetrem w jego pokoju pomiędzy naszymi spojrzeniami leżał wcześniej wspomniany miecz, a żółwie stały za drzwiami.  Splinter kazał położyć dłoń ca ostrzu i przywołać najmilsze wspomnienie ze zmarłym. Po paru minutach nad mieczem zaczął unosić się duch. Duch mojego wychowawcy i mistrza. Wstałam z podłogi.

- By odzyskać przyjaciół musisz zdobyć koronę szamanów. By to uczynić musisz stać się szamanką. Zostanę twoim duchem stróżem.  Jeśli uda ci się wygrać turniej szamanów, będziesz miała dość mocy by przywrócić do życia Leonarda i Raphaela. Zgadzasz się?

- Tak, ojcze. 

Turniej SzamanówWhere stories live. Discover now