Stary przyjaciel, starzy wrogowie

77 9 0
                                    

Sześć lat później 

Nowy Jork, USA

Błądziłam przez sześć lat po całym świecie. Dziś w  szesnaste urodziny dotarłam do Nowego Jorku. Gdy tak przechadzałam się nowojorskimi uliczkami moim oczom ukazał się wieżowiec ze znakiem fut. Wróciły do mnie stare wspomnienia, poczułam że blednę i zaczęłam się wycofywać. Przed budynek zajechał czarny van, a z niego wysiadł Hun. Spojrzał się w moją stronę i rozpoznał mnie. Cholera! Powiedział coś do ludzi z samochodu i zaczęli biec w moim kierunku. Puściłam się pędem między budynki nie patrząc za siebie. 

Skręciłam w lewo i zauważyłam garaż a w jego oknie zabitym dechami dziurę. Weszłam tam uznając to miejsce za świetną kryjówkę. Zaczęłam się rozglądać po garażu.  Był tam czerwony motocykl oraz śmieciarka. Trochę mnie zdziwiło co robi śmieciarka w opuszczonym garażu. Nadepnęłam na jakiś guzik, który otworzył chyba winę?  Weszłam do niej twierdząc, że im dalej od Huna tym lepiej. Tak jak myślałam to była winda, która zaczęła jechać w dół. Gdy drzwi się otworzyły wyszłam w totalną ciemność. Usłyszałam jakieś szelesty. Próbowałam przygotować się na ewentualny atak, ale bezskutecznie. Poczułam coś ostrego na plecach. Światło nagle się zapaliło. Przede mną stały trzy duże żółwie. Za mną, jak zobaczyłam przez ramię, jeszcze jeden który nadal trzymał ostry przedmiot na plecach.  Mieli już zaatakować , gdy ktoś nagle krzyknął. 

- Synowie stop! - powiedział duży szary Szczur. Do złudzenia przypominał mojego małego przyjaciela z dzieciństwa, ale to przecież nie było możliwe. Widziałam jak Splinter wylatuje przez okno. - Leonardo opuść proszę miecz. 

- Kim wy jesteście? - zapytałam bardziej zdziwiona niż przestraszona. 

Żółw, który nosił imię Leonardo stanął naprzeciwko mnie. 

- To raczej my powinniśmy się ciebie spytać kim jesteś i co tu robisz. - okej, wyglądał trochę groźnie, ale tylko trochę. Biła od niego dobra aura, więc wiedziałam, że nie ma złych zamiarów. Chciał tylko bronić swojego terytorium. 

- Kami? - szczur zwrócił się w moim kierunku. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Skąd on zna moje imię? 

- Czytasz w myślach czy jak? - zapytałam zaintrygowana. 

Zaśmiał się przyjaźnie. 

- Nie. To ja Splinter. 

- Okej tego już za dużo. Najpierw ten pieprzony Hun z jakimiś bandziorami, a teraz  próbujesz mi wmówić, że szczur z mojego dzieciństwa zmartwychwstał, urósł do ludzkich rozmiarów i jeszcze mówi? Nie to jakiś sen. - zaczęłam się szczypać w rękę. - Auć. To nie sen. - spojrzałam się na całą piątkę. Dość dziwnie się na mnie patrzyli, a żółw w pomarańczowej bandanie zaczął się ze mnie śmiać. - Ha ha, ciekawe czy będzie ci tak do śmiechu, gdy skopię ci tą skorupę. - próbowałam zrobić groźną minę. 

- Już cię lubię. - odparł żółw w czerwonej bandanie, klepiąc pomarańczowego w ramię. 

- Chłopcy spokój. - odezwał się szczur.  - Tak Kami, to ja. 

Nie chciałam mu wierzyć. 

- Nawet jeśli, to jakim cudem żyjesz? I jesteś taki wielki i umiesz mówić? I przede wszystkim jakim cudem znalazłeś się na drugim końcu świata?! - złapałam się jedną ręką za głowę. 

- Zaraz mistrzu czy to jest ta dziewczynka? Uczennica twojego Sen seia? - zapytał żółw z fioletową bandaną. 

- Owszem Donatello. To ona. Cała i zdrowa. 

- Okej, chyba mamy dużo do opowiedzenia sobie nawzajem. - stwierdziłam. 

- A ja jestem ci winien przeprosiny. - Leonardo ukłonił się. - Nazywam się Leo, a to moi bracia.  W czerwonej bandanie Raphael, w Pomarańczowej Michaelangelo, a w fioletowej Donatello. 

- Miło was poznać. - gdy już się przedstawiliśmy, to zasiedliśmy ze Splinterem na kanapie razem z Leo, a reszta usiadła na dywanie przed nami. 

Najpierw ja opowiedziałam jak znalazłam się w Nowym Jorku i co działo się ze mną zaraz po ataku Shredera na nasz dom.  

- No i z grubsza to tyle. - skończyłam swoją opowieść.  Splinter zaczął mówić.

-Nie miałem już nic. Shreder zabił naszego mistrza a ty... myślałem, że zginęłaś. Wsiadłem na jakiś statek i dopłynąłem do Nowego Jorku. W kanałach znalazłem tam cztery małe żółwiki. Były oblane jakimś zielonym płynem. Czyszcząc je, też się tym ubrudziłem. A potem zaczęliśmy rosnąć i się rozwijać. Wyłowiłem z kanałów książkę o renesansowych malarzach. Stąd imiona dla moich synów. Nauczyłem ich też wszystkiego, czego mi samemu udało się nauczyć od Hamato Joshiego. 

- I co teraz zrobisz ze sobą? - zagaił Raph.

-Możesz tu zostać. - wyprzedził moją odpowiedź szczur. 

Przystałam na jego propozycję. I tak nie miałam się gdzie podziać. 

Turniej SzamanówOnde histórias criam vida. Descubra agora