Rozdział 58

948 41 10
                                    

Przeddzień wojny, Malfoy Manor.

- Jutro jest wojna, uważam, że jesteście dobrze przygotowani. Nie wszyscy wrócimy tu żywi. Wielu z nas może nie przeżyć tej ostatniej bitwy. Ostatecznie, dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody. Idźcie spędzić te chwile w gronie najbliższym. Oczekuję was tu jutro o zachodzie słońca. Osiemdziesiąt procent sukcesu to obecność. Bądźcie wypoczęci. Energia i wytrwałość zwycięży wszystko.- powiedział Tom do swoich popleczników. Ich grono ostatnio zwiększyło się przez niektórych, dawnych członków Zakonu Feniksa.
Wszyscy wrócili do swoich domów. Bali się jutra. Cóż się dziwić. Bitwa nie jest czymś czego, można się nie bać lecz jedyna rzecz, jakiej trzeba się bać, to sam strach. Paradoks.

Siedziałam w swoim pokoju. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. W progu stanął Max.
- Jak tam?
- Jakoś leci, a u ciebie?
- Też. Martwisz się.- powiedział podchodząc i siadając obok mnie na łóżku.
- To raczej nie dziwne.
- El?
- Tak Max?
- Obiecasz mi coś? - zapytała
- Zależy co.
- Obiecaj, że jutro nie zginiesz.
- Postaram się.
- Nie masz się postarać, masz przeżyć. Rozumiesz?
- Dobrze wiesz, że to nie ode mnie zależy. - powiedziałam przytulając się do niego.
- Zawsze możesz zostać tutaj.
- No chyba oszalałeś. Nie będę tu bezczynnie siedzieć, gdy wy walczycie. Nie ma mowy. Absolutnie, wykluczone.
- Nie chcę cię stracić.
- Nie stracisz. Zawsze będę tutaj- odparłam wskazując miejsce, w którym znajduje się jego serce.
- Ale chcę żebyś była tutaj, w tym świecie. - rzekł, a ja westchnęłam.

***

Nazajutrz wszyscy chodzili zdenerwowani i rozkojarzeni.
Usiedliśmy w salonie lecz nikt się nie odzywał. Każdy był myślami w swoim świecie. Zobaczyłam, że Draco wstaje i idzie w kierunku schodów . Poszłam za nim.
- Boję się wojny- powiedział, gdy zamknęłam drzwi jego pokoju. Stał przy oknie i wpatrywał się w las i polanę.
- Wiem, głupi by się nie bał. Będzie dobrze.
- Skąd wiesz?
- Musi być. - odparłam. Odwrócił się w moją stronę. Podszedł i przytulił.

Wieczorem byliśmy gotowi. Po kolei przenosiliśmy się na Błonia Hogwartu. Dumbledore i jego armia już czekali. Zaklęcia zaczęły latać między głowami. Max chwycił mnie za rękę, dodając tym otuchy. Uśmiechnęłam się lekko.

***
Rozdział jest okropny i krótki
Miałam skończyć książke, a coś nie pykło
Nie wiem co pisać

Zrobimy tak
Napiszę jeszcze jeden rozdział, czyli 59 i dwa zakończenia- szczęśliwe i smutne XD

Loffki
~Roka

Zaginiona księżniczkaKde žijí příběhy. Začni objevovat