Rozdział 57

824 49 10
                                    

12 marca 1998
Od kilku dni próbowałam porozmawiać z Harrym, ale nie wiedziałam gdzie jest, ani w sumie nie wiedziałam co mu powiedzieć. W końcu spotkałam go w bibliotece. Miał już wychodzić lecz go zatrzymałam.
- Potter, zaczekaj.
- Co chcesz. - odparł
- Musimy porozmawiać.
- Tak uważasz?
- Tak.
- No dobrze. Mów.
- To co Ci teraz powiem, może wydać Ci się dość dziwne.
- Do rzeczy.
- Stoisz po niewłaściwej stronie. To Dumbledore jest zły, to on zabił twoich rodziców, nie Tom.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie wierzysz mi? Powiedz Weasley'owi, że znasz prawdę. Wtedy się przekonasz, że mam rację.- powiedziałam i odeszłam.

***

Harry był zdziwiony słowami Elizabeth. Postanowił to sprawdzić.
Poszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru. Zastał tam przyjaciół.
- Ron. - zawołał, a chłopak uśmiechnął się do niego i podszedł.
- Co jest stary?- zapytał
- Długo miałeś zamiar mydlić nam wszystkim oczy? Znam całą prawdę.
- O czym ty mówisz?
- Już nie udawaj. To Dumbledore zabił moich rodziców. Ton on jest zły. - powiedział zielonooki. Wszyscy przysłuchiwali się ich rozmowie z zaciekawieniem.
- Kto Ci powiedział? Pewnie ta głupia Malfoy. - Na twarzy Weasley'a widniała czysta furia.
- A jednak, to prawda. Dlaczego to zrobiłeś? - po tych słowach Ron zdał sobie sprawę ze swojej głupoty. Jak mógł dać się tak podejść.
- Widzisz Harry, dla władzy. Co myślałeś, że zawsze będę w cieniu wielkiego 'Chłopca-Który-Przeżył' lub najmądrzejszej czarownicy od czasów Roweny Ravenclaw, zwykłej szlamy?
- Ron, przecież nie byłeś w żadnym cieniu- odparł Potter
- Nie? No to na przykład. Drugi rok. Kto odkrył, że to bazyliszek jest tym potworem, w komnacie Tajemnic? - Hermiona, właśnie. A kto go zabił? - Ty- W takim razie co zrobiłem ja? - Gdy tylko to powiedział, wyszedł. Przysiągł sobie, że zemści się na siostrze Malfoy'a.
Wszyscy uczniowie znajdujący się w pokoju wspólnym, nie mogli uwierzyć, w to co słyszeli.

***

Wojna była coraz bliżej, nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam mówiąc Potterowi prawdę.
Posiedziałam trochę w bibliotece i poczytałam o różnych zaklęciach, które mogły mi się przydać lecz nic ciekawego nie znalazłam. Postanowiłam wrócić do dormitorium. Opuściłam czytelnię i powolnym krokiem szłam do lochów. Gdy prawie byłam na miejscu, ktoś przyłożył mi rękę do ust i zaciągnął do pustej klasy.

***

Max szukał Elizabeth wszędzie, lecz nie mógł jej znaleźć. Pytał Pansy, czy nie ma jej w dormitorium. Odkąd się pogodziły, spędzały ze sobą bardzo dużo czasu. Gdy dziewczyna powiedziała, że od śniadania jej nie widziała chłopak zdziwił się. Był już w bibliotece, na Błoniach i wieży astronomicznej. Nie był w stanie jej znaleźć. Może coś jej się stało, pomyślał. Zaczął przeszukiwać puste sale. Nie minęło wiele czasu, a znalazł dziewczynę. Siedziała na krześle, związana. Nie mogła również nic powiedzieć, ponieważ miała zaklejone usta.
- El! Co się stało? - zapytał podbiegając do niej.
- Mmm yhm mher.- chciała coś powiedzieć, lecz taśma jej to uniemożliwiała. Chłopak odkleił ją, a blondynka rzekła- Uciekaj stąd, to pułapka.
Po tym zdaniu drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
- Oh jak uroczo, chłoptaś przybył Ci na pomoc? - zaszydził.
- Jak mogłeś, ty zdrajco!- wykrzyknęła dziewczyna, a z cienia wyszedł Paulo.

***

Nie wiem, czy się wyrobie dzisiaj z tym ehh

Loffki

~ Roka


Zaginiona księżniczkaWhere stories live. Discover now