XIII

6.8K 327 117
                                    

Obiad minął w dość łagodnej i miłej atmosferze. Dumbledore zapowiedział, że niebawem pojawi się więcej informacji o Turnieju Trójmagicznym. Podkreślił też, że należy mieć ukończone siedemnaście lat, a granica wieku jest niepodważalna i nikt młodszy nie ma możliwości wzięcia udziału w wyzwaniu, co dość mocno mnie uspokoiło. Nie chciałam by Harry czy Draco próbowali się w to bawić. To zbyt niebezpieczne, poza tym oboje są zbyt lekkomyślni. Czternastolatkowie nie mają odpowiednich umiejętności i wiedzy. Ilość zaklęć, które są wymagane jest naprawdę ogromna. Jak dobrze, że wiekowo się do tego nie nadają.
Rozejrzałam się po jadalni w poszukiwaniu młodego Malfoy'a. Blondyn znajdował się przy wyjściu z Wielkiej Sali i unikał wzroku Pansy, co było dość zabawne. Wyglądał jakby ukrywał się przed nią, więc postanowiłam mu pomóc. Wstałam z miejsca i szybkim krokiem ruszyłam ku niemu. Uśmiechnęłam się i pociągnęłam chłopaka za sobą.

— Uratowałam Cię — zaśmiałam się, trzymając cały czas dłoń chłopaka — gdzie moja nagroda?
— Tutaj — wskazał na moje usta i delikatnie mnie pocałował.
— Draco... — Wyszeptałam zaskoczona, ale bardzo szczęśliwa. No kto by nie był?
— Przejdźmy się — powiedział uśmiechając i kierując się w stronę wyjścia z zamku.

Drogę szkolnym korytarzem pokonaliśmy w ciszy. W tym gwarze ledwo dało się myśleć, a co dopiero mówić. Wszyscy byli przejęci czarą ognia, turnieje, przebiegiem i tym, kto weźmie w nim udział, a kto się nie dostanie. Prawdę mówiąc to było dosyć irytujące i psuło cały mój humor. Pomysł turnieju uważałam za głupi i niebezpieczny. W ogóle mi się nie podobał.
Chłodne powietrze od razu oblało moje ciało, a wiatr rozwiał rude, coraz dłuższe włosy. Widziałam jak nastolatek się na mnie patrzy - z uśmiechem i ogromnym zadowoleniem z siebie, tak jakby podziwiał piękny obraz namalowany przez siebie lub czytał bardzo ważne dzieło jakiegoś autora, którego zna osobiście.

— Jesteś śliczna jak muzyka akustyczna — puścił mi oczko.
— Może po Hogwarcie zostań raperem, co? — Zaśmiałam się.
— I jak niby miałbym się nazywać? — Parsknął śmiechem. Ten chłopak naprawdę mi się podobał.
— Może... Young Malfoy?
— Na Salazara Slytherina, Ty nie jesteś normalna! — Wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem. Każda chwila spędzana z chłopakiem była tak cudowna, tak miła.

Biegając, łaskocząc się i rzucając głupimi tekstami spędzaliśmy czas na błoniach. Chłodne powietrze ani duża ilość wiatru wcale nam nie przeszkadzała - bawiliśmy się świetnie. Spędzanie czasu razem odcinało nas od problemów, od ojca Draco, od kłótni. Potrzebowaliśmy takich chwil. Oboje. Gdyby nie one, ześwirowalibyśmy. Chociaż nie wiem czy w świecie czarodziejów da się być w ogóle normalnym.
Usiedliśmy na trawie pod jednym z większych drzew by chwilę odpocząć. Malfoy objął mnie ramieniem, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Nie obchodziło mnie, że jestem Potter, że on Malfoy, że jego ojciec najchętniej wybiłby całą moją rodzinę i wszystkich mugoli.

— Julie — nastolatek obdarzył mnie głębokim spojrzeniem — o czym chciałaś porozmawiać?
— O nas, Draco — posłałam mu ciepły uśmiech — o naszych pocałunkach, spojrzeniach, rozmowach. O tym co między nami jest. Bo coś jest, prawda? — Pytając patrzyłam przed siebie, na Hogwart. Miejsce moich przygód, dom magii, dom początku mojej miłości.
— Spodziewałem się tego. Chciałem poznać Twoje zdanie, wiesz... — przerwał, również patrząc na szkołę — w naszym życiu nic nie jest proste, a mój ojciec najchętniej powiesiłby Cię za Twoje rude, piękne włosy — zaśmialiśmy się oboje na wspomnienie Lucjusza.
— Z pewnością najchętniej oglądałby to przy ogniu podobnym do koloru moich włosów. Twój ojciec mało mnie obchodzi — wzruszyłam ramionami.
— Wiesz... Mnie chyba tyle samo — puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się — i tak widuje go tylko na ferie i wakacje, więc... — swoją wypowiedź zakończył pocałunkiem. Pocałunkiem, który był odpowiedzią na wszystkie moje pytania. I na najważniejsze - tak, będę z Tobą.

Julie PotterWhere stories live. Discover now