XI

7.5K 382 106
                                    

   Spróbujcie wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy rano obudziłam się obok blondyna bez koszulki. Nie żebym narzekała na widoki - ciało ma boskie. Zerwałam się i spojrzałam na siebie. Byłam ubrana - nic po za pocałunkiem się nie wydarzyło. To dobrze. Gdybym zaszła w ciążę w tym wieku, ojciec od razu wyrzuciłby mnie z domu, a brat tylko by mu w tym pomógł.
   Rozejrzałam się po męskiej sypialni. Kolegów Malfoy'a nie było w pobliżu, a ich łóżka były idealnie posłane. Czyżby nie zostali tu na noc? Przecież pamietam, że weszli do pokoju. Może przystojny blondyn, który obdarowywał mnie pocałunkami kazał im iść do diabła i nie miał na myśli Blaise... Mało mnie to obchodziło. Z gracją księżniczki, którą zresztą byłam nazywana wstałam z wielkiego łóżka i skierowałam się po kartkę i pióro, które leżało na komodzie należącej do któregoś z chłopaków. Szybko napisałam krótką wiadomość i wyszłam. Dokąd? A dokąd Julie Potter może iść? Oczywiście, że od prysznic!

Draco POV

   Gdy się obudziłem, rudowłosej nie było już obok. Dla pewności przetarłem oczy trzy razy. Na jej miejscu leżała karteczka z idealnymi literkami i jej idealnym podpisem.

"Draco!
Wybacz, nie chciałam Cię budzić. Wyglądasz bardziej uroczo niż zwykle, gdy śpisz.  Spotkajmy się po obiedzie na błoniach. Chciałabym się przejść.
Julie"

   Jęknąłem niezadowolony. Wczorajszy wieczór i noc z młodą Potter sprawiła mi dużo radości. Ruda i nieokiełznana dziewczyna dawała mi poczucie czegoś, czego nie dostałem od nigdy od nikogo. Nie wiedziałem nawet jak nazwać uczucia i jak się zachować. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było tam chłopaków. Posłuchali się gdy kazałem im nocować gdzieś indziej. Jestem im winien przysługę...
   Wstałem z łóżka i zabrałem potrzebne rzeczy. Wyszedłem z pokoju do łazienki. Tylko piękna Potter dostała sypialnie z łazienką, my musieliśmy się męczyć. Kilkanaście minut i byłem jak nowy. Szedłem żwawym krokiem po korytarzu, do pokoju wspólnego. Spodziewałem się tam Julie, często tam bywała godzinami czytając książki, których tytułów nigdy nie słyszałem. Taka właśnie była Potter - tajemnicza, inteligenta, oczytana i cholernie piękna. Większość osób patrzyła na nią przez perspektywę brata - szczególnie inni ślizgoni.
   Niestety, zamiast pięknej Julie natknąłem się na Parkinson. Nadętą i przekonaną o swej racji Pansy. W pierwszym roku podobało mi się to, że za mną lata, ale teraz zrobiło się już nudne. Mogłaby przestać. Jej śmieszne próby imponowania mi nie przynosiły efektów. Co najwyżej dawały mi powody do śmiechu.

— Draco! Hej. — Zatrzepotała nieudolnie swoimi rzęsami.
— Hej Pansy — skrzywiłem się, wypowiadając imię dziewczyny — Nie widziałaś może...
— Kogo? — Uśmiechnęła się, przerywając mi, czym wywołała u mnie odruch wymiotny.
— Julie. Julie Potter. — Zagotowała się na samą myśl o rudej dziewczynie.
— Nie, nie widziałam. I mam nadzieje, że nie zobaczę. — Odeszła, przeklinając pod nosem.

   Skierowałem się w stronę wielkiej sali. Zbliżała się pora śniadaniowa, więc liczyłem, że tam zastanę dziewczynę, dzięki której wreszcie coś poczułem. Zamiast niej, czekał na mnie list od Paris, przyniesiony przez sowę z mojego rodzinnego domu.

"Kuzynie!
Piszę do Ciebie, ponieważ wyczuwam, że coś złego może się stać w tym roku w Hogwarcie. Uważaj na siebie i swoich przyjaciół. Weź tę wiadomość do serca i naprawdę pilnuj. Miałam wizje. Ojciec może powrócić w każdej chwili. Uważaj na Julie i jej brata. Chroń tych dwoje. Szczególnie uważaj na to, co robi Twój ojciec. Zaczyna się robić niebezpiecznie, Draco. Podrzyj list po przeczytaniu i odeślij sowę.
Paris Lestrange"

Moja kuzynka była zadziwiająco przekonującą osobą. W odróżnieniu od swojej matki, umiała wyciągać ludzi informacje bez konieczności używania czarów. Czułem, że w przyszłości będzie wspaniałą czarownicą. Jej moce i niezwykłość jej osoby, nazwisko i fakt, że jest dzieckiem Lorda Voldemorta sprawiały, że gdy dorośnie osiągnie naprawdę wiele. Pod warunkiem, że nikt jej za to nie zabije.

— Malfoy, natychmiast do mnie. — Usłyszałem swoje nazwisko i rozejrzałem się. Severus Snape mnie wolał. Cholera, co znowu zrobiłem?

Jak na zawołanie natychmiast wstałem i poszedłem za profesorem. Po liście od młodej Lestrange i zniknięciu Julie obawiałem się różnych oskarżeń, tym bardziej, że Severus przyjaźnił się z matką dziewczyny. Wpuścił mnie do swojego gabinetu i pokazał żebym usiadł na krześle przed biurkiem. Spojrzałem na niego i zacząłem zastanawiać się o co chodzi.

— Jak przebiegło wczorajsze posiedzenie? — Zapytał, patrząc przez okno.
— Dobrze profesorze, Julie była szczęśliwa.
— Więc domyśliłeś się, że to o nią mi chodzi, Draco. — Odwrócił się i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był przeszywający, a momentami niewygodny. Szukał we mnie czegoś, czym mógłby podważyć cokolwiek.
— To nie było trudne, profesorze. To Pana córka chrzestna, jest Pan z nią blisko. — Wzruszyłem ramionami i wyprostowałem się.
— Tak, to moja córka... — Zamyślił się, a po chwili wrócił na ziemie i spojrzał na mnie — Julie będzie przeżywać trudne chwilę. Będzie jej ciężej niż starszemu Potter'owi. Ona nie ma wielu przyjaciół, może liczyć tylko na Ciebie. Paris również napisała do mnie, będę wszystko obserwował. Będę chronił waszą trójkę...
— Pomogę jej. Naprawdę jej pomogę i będę przy niej.
— Draco, Twój ojciec nie cierpi tej dziewczyny bardziej niż całej jej rodziny. Będzie Ci to utrudniać jak tylko się da. Wiesz o tym chłopcze, prawda? — Usiadł i zwrócił twarz ku oknu.
— Wielokrotnie mi to pokazał, profesorze. Mam zamiar niebawem zaproponować jej wizytę u mnie. Moja kuzynka od dawna marzy by ją poznać. Sądzi, że się zaprzyjaźnią.
— Paris wspomniała o tym... W następnym tygodniu nie ma Twojego ojca. Pojedziesz w piątek rano z Potter do domu, w niedziele wieczorem wrócicie. — Uśmiechnął się. Uśmiech Snape był podobny do uśmiechu trolla, jednak to nie zniechęciło mnie do odwzajemnienia go. — Idź już. Niebawem mamy spotkanie organizacyjne.

Wyszedłem z gabinetu i poszedłem na śniadanie. Rozmowa z ojcem chrzestnym dziewczyny sprawiła, że poczułem się głodny. Usiadłem przy ławie i zająłem się jedzeniem. Po paru minutach obok mnie pojawiła się księżniczka Slytherin'u. Nie musiałem podnosić oczu z nad talerza, by wiedzieć, że to Julie. Charakterystyczny oddech nastolatki pozwalał rozpoznać ją od razu.

— Smacznego, Draco. — Zaśmiała się widząc moje zafascynowanie śniadaniem, a ja razem z nią.
— Dziękuję, wzajemnie. Gdzie zniknęłaś rano? — Zlustrowałem jej twarz. Nałożyła więcej makijażu niż zwykle.
— Byłam u siebie. Zaczytałam się... Znowu. — Zaśmiała się, a ja usłyszałem mruknięcie Pansy Parkinson.
— Patrzy się. Pansy, patrzy się. — Szepnąłem jej do ucha.
— Pocałuj mnie, dostanie zawału. — Zaśmiała się cicho, a po chwili moje usta wyładowały na jej. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi, a po kilku minutach dziewczyny już nie było.

Julie PotterWhere stories live. Discover now