VI

9.2K 414 55
                                    

24 grudnia 1992 roku...

Harry zdecydował się przyjechać na święta. Z tego co słyszałam, miał zupełnie inne plany, jednak było coś co musiało je zmienić. Intuicja podpowiadała mi, że tym powodem byłam ja.
- Mamo - weszłam do kuchni, gdzie moja rodzicielka przygotowywała kawę
- Coś się stało, Julie? - spojrzała na mnie zaniepokojona
- Czemu Ty nie masz nic przeciwko temu, że jestem w Slytherin'ie? Nie drażni Cię moja znajomość z Draco? - głośno przełknęła ślinę, a ja wiedziałam, że to będzie poważna rozmowa
- Julie... Dla mnie jest ważne Twoje szczęście. Nieważne w jakim domu będziesz i z kim będziesz się przyjaźnić. Przyjaźń w Twoim wieku jest bardzo ważna. Sama miałam przyjaciela. Przecież to nic złego. - Postawiła dzbanek na tacy - Jeśli masz ochotę, to zaproś któregoś wolnego dnia Draco do nas - uśmiechnęła się
- Dziękuję mamo - pocałowałam ją w policzek i wyszłam z kuchni.
Weszłam po schodach na górę. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju. Nie należał do największych pomieszczeń, jednak był bardzo przytulny. Lubiłam w nim przebywać. Usiadłam na łóżku, otworzyłam podręczniki by poczytać i trochę nadrobić zaległy materiał. W okno zapukała sowa. Podeszłam do niego, otworzyłam je. Odpięłam sowie list z nogi i podałam jej miseczkę z wodą.

"Droga Julie!
Dziękuję za radę związana z Paris. Nigdy nie widziałem jej tak uradowanej. Jej uśmiech przypomniał mi o Tobie. Chciałem Ci życzyć wesołych świąt. Chociaż Ty z pewnością masz wesołe święta - to nie ulega wątpliwości.
Rozmawiałem z matką o nauce Paris. Stwierdziła, że nauczanie domowe to dobry pomysł. W Hogwarcie, mimo dużej tolerancji ze strony dyrektora, zjedliby ją.
Jeszcze raz wesołych świąt, księżniczko Slytherin'u.
                                                     Draco"

Po przeczytaniu listu od chłopaka zrobiło mi się niezwykle miło. Odpisałam mu, że dziękuję i wzajemnie. Przywiązałam króciutki liścik do nogi sowy, a ta po chwili odleciała. Przez moment wpatrywałam się w miejsce, gdzie przed chwilą jeszcze stała. Zamknęłam okno i zabrałam pustą miseczkę z parapetu. Musiało chcieć jej się pić.
Dobiegała 18:00. Za półtorej godziny mieliśmy spotkać się w jadalni na uroczystej kolacji wigilijnej. Ten zwyczaj był od... Zawsze. Mama stwierdziła, że będzie to podtrzymywać tak długo, jak będzie żyć. Raz już uniknęła śmierci z rąk tego gnoja bez nosa. Wolałabym nie sprawdzać, czy drugi raz będzie równie szczęśliwy. Zdjęłam z wieszaka sukienkę, którą mama podarowała mi na urodziny. Nie dodawałam biżuterii do swojej stylizacji - wisiorek od ojca chrzestnego, kolczyki od Draco i pierścionek od Hermiony wystarczająco podkreślały mój urok. Po co mi więcej błyskotek? Czy ja wyglądam na srokę? Założyłam na nogi czarne rajstopy i wyższe buty. Rude włosy związałam w eleganckiego koka. Stanęłam przed lustrem. Postanowiłam dodać sobie trochę urody delikatnym makijażem. Chwyciłam leżący na wierzchu tusz do rzęs, a po chwili ich długość zmieniła się nie do poznania. Ponownie spojrzałam w lustro. Już nie było w nim zapłakanej dziewczyny, którą widziałam w sobie po kłótni z bratem. Była tam odważna, dumna i piękna Julie Potter, dziewczyna nazywana księżniczką Slytherin'u.
Czas zleciał niezwykle szybko. Zeszłam po schodach, które były udekorowane w podobny sposób jak reszta domu. Zajrzałam do salonu. Wszyscy już siedzieli na kanapie, z wyjątkiem mojego starszego brata. Najwyraźniej Harry się nie spieszył. Wspaniały czarodziej miał czas na wszystko. Gdy tylko się zjawił, rodzice wstali i podeszli do choinki, pod którą stały pudełka. To był czas na udekorowanie jej.
- Czekacie na zaproszenie? - rzucił ojciec do mnie i mojego rodzeństwa. Po chwili wszyscy staliśmy już przy choince, a zabawa w strojenie jej dopiero się zaczęła.
- Julie - wysepleniła Katherine
- Tak? - z uśmiechem kucnęłam przed moją młodszą siostrzyczką
- Gwiazda! Na czubek! - powiedziała z uśmiechem wymachując świecąca częścią przed moimi oczami . Podsadziłam ostrożnie dziewczynkę tak, by założyła gwiazdę. Przed postawieniem jej na podłogę, dałam jej szybkiego buziaka w czoło.
- Fuj! - zaśmiała się i pobiegła w drugi koniec pokoju
Po ubraniu choinki, wszyscy zasiedliśmy do stołu. Potrawy przygotowała mama. Może nie były postne, ani wigilijne, ale śmiem sadzić, że najważniejsza była nasza obecność i to, że jesteśmy bezpieczni. Dawno nie widziałam mamy tak szczęśliwej. Ojciec odciągnięty od pracy w ministerstwie również wyglądał na zadowolonego. Razem tworzyli piękne małżeństwo.
- W drugi dzień świąt pojedziemy do mojej siostry - powiedziała moja matka po skończonej kolacji
- Do Petunii? - mój brat przewrócił oczami, nie wyglądał na szczęśliwego
- Owszem synu - wtrącił mój ojciec
- Przecież ciotka nazywa Cię wariatką! - krzyknął
- Harry... To nasza rodzina - moja rodzicielka uśmiechnęła się - Jedyna. Powiedziałabym, że najbliższa - spojrzała ma mnie
- Nie. To moje rodzeństwo jest najbliższą rodziną - wstał od stołu - Już profesor Snape jest mi bliższy niż Dursley'owie! - zasunął za sobą krzesło i wyszedł z jadalni. Po chwili usłyszałam tylko huk zamykających się drzwi od pokoju.
- Co za chłopak... - mruknął starszy Potter - Może ja pójdę z nim porozmawiać... - ojciec nie zdążył dokończyć, ponieważ mama mu przerwała
- Nie James. Nie ma takiej potrzeby, kiedyś zrozumie... - spojrzała smutno za okno.
Potem wszyscy, z wyjątkiem mojego starszego brata, poszliśmy rozpakować prezenty. Dostałam dużo książek i poduszki, o które bardzo długo prosiłam. Byłam zadowolona z prezentów, nie spodziewałam się, że dostanę cokolwiek - przecież niedawno miałam urodziny, a kupowanie prezentów dwa razy to spory wydatek. Jednak magiczna atmosfera świąt, nie tylko ta zwykła, która panowała na codzień w moim życiu zmieniała całe zło świata.
Gdy wszyscy się rozeszli, cichym krokiem zmierzyłam ku kuchni. Mama zazwyczaj używała w niej magii, ale wigilia była dniem, w którym unikała jej przy sprzątaniu. Z uśmiechem na ustach myła naczynia. Podziwiałam to. Kto normalny lubił myć naczynia?
-  Mamo - podeszłam bliżej do kobiety
- O, Julie. Jeszcze nie śpisz? - posłała mi serdeczny uśmiech
- Chciałam z Tobą o czymś porozmawiać - wzruszyłam ramionami
- To coś ważnego? - zakręciła wodę i spojrzała na mnie poważnie
- Myślę, że tak - zrobiłam poważną minę
Mama rozejrzała się po kuchni. Z pod sukienki wyciągnęła różdżkę i niemal szeptem rzuciła zaklęcie wyciszające. Zrozumiała, więc nie chciała żeby ktokolwiek nas słyszał, a tym bardziej nam przeszkadzał. Katherine i William już spali, ojciec zszedł do swojego gabinetu w piwnicy, a Harry nie wynurzył się z pokoju odkąd wyszedł z jadalni. Niby nikt nie miał możliwości przeszkadzania, ale mama najwyraźniej dmuchała na zimne.
- Skoro chciałaś porozmawiać, to śmiało córeczko - usiadła na krześle przy małym kuchennym stoliku, na którym leżały mugolskie gazety dla kobiet. Pokazała mi ręką krzesło na przeciwko. Usiadłam na nim.
- On wróci? - spojrzała na mnie przez chwilę zastanawiając się o co mi chodzi
- Jeśli mówisz o Voldemordzie, to obawiam się, że tak... - mruknęła, a cały jej dobry humor zniknął
- Myślisz, że będzie chciał dokończyć to, czego nie zrobił wtedy? - miałam nadzieje, że zaprzeczy, bardzo tego chciałam
- Julie, prawda jest taka, że nie wiem co powinnam Ci powiedzieć w tym temacie - wzięła głęboki oddech - Nie mam zamiaru was straszyć, ani Ciebie, ani Harry'ego, ale ja i James jesteśmy od lat przygotowani na smierć z rąk tego potwora. Wszystko, co mogliśmy zrobić to zabezpieczyć waszą dwójkę. O życie Katherine i William'a raczej się nie obawiam - wzięła kolejny dłuższy oddech - Już dawno załatwiliśmy się zapewnieniem im opieki po naszej ewentualnej śmierci. Molly wychowała tyle własnych dzieci, że jeśli coś się nam stanie, wy będziecie mogli spokojnie skończyć szkołę, a opieką nad rodzeństwem zupełnie się nie przejmować - w jej oczach dostrzegłam łzy. Czasami chciałabym być normalną nastolatką, a nie czarownicą, która robi jakieś fiziu wiziu różdżką.
- Ty i Severus... Macie jakiś sekret, którego wyjawienie nie byłoby dobre, prawda? - spojrzałam smutno na nią
- Tak skarbie. Nie jestem z tego dumna, Severus także, ale mamy. I kiedyś wyjdzie on na światło dzienne. Ale teraz to nie jest ważne - przytuliła mnie mocno do siebie, a ja poczułam jak bardzo za tym uściskiem tęskniłam.

Julie PotterWhere stories live. Discover now