VII

8.8K 388 51
                                    

Nadszedł dzień, w którym musieliśmy odwiedzić ciotkę. Siostra matki nie przepadała za nami. W zasadzie naszej matki też nie lubiła. Trudno było powiedzieć, czy ona lubiła kogokolwiek po za swoim „cudnym" synem.
Mamie bardzo zależało by poprawić relację z Petunią i jej rodziną. Chciała żebyśmy kogoś mieli, ludzi na których można będzie liczyć, ludzi spokrewnionych z nami, złączonych w jakimś stopniu więzami krwi. Przez stosunek matki i ciotki cierpieliśmy przede wszystkim my. Niczemu winne dzieci. Byliśmy niewinni, nikomu nie chcieliśmy sprawić przykrości ani w jakiś sposób go zranić.
Harry nie lubił ciotki i kuzyna, w zasadzie to nic dziwnego. Przez to, że byli mugolami nie rozumieli tego co robimy i w jaki sposób robimy. Twierdzili, że to hańba dla rodziny i tak nie może być.
Podjechaliśmy pod dom krewnych. Samochodu wujka nie było. Tata zaparkował na podjeździe. Mama wyszła z pojazdu i skierowała się do drzwi. Wisiała na nich kartka, którą oderwała i szybko przeczytała. Po chwili kartka spłonęła w jej dłoniach, a ona wściekła wsiadła do auta.
- I co? - burknął ojciec z uśmiechem na twarzy
- Jajco - wzruszyła ramionami
- Jak dzieci - mruknęłam pod nosem
- Dokąd w takim razie? - zapytał mój ojciec
- Do domu. Dzieci muszą się spakować. Jutro wieczorem mają pociąg do Hogwartu.
Kątem oka spojrzałam na starszego brata. Przysypiał. Zwróciłam uwagę na bliźnięta. Oni także spali. Uroczy widok.

Draco P.O.V

Siedziałem w jadalni. Skrzaty biegały między kuchnią, a innymi pomieszczeniami. Paris właśnie usiadła na krześle obok mnie. Matka siedziała w salonie i co jakiś czas spoglądała na zegar. Ojca nie było w domu. Ministerstwo sprawiało, że często się spóźniał. Nikogo to jednak nie wzruszało. Taka była kolej rzeczy, on miał swoje priorytety, rodzina nie była najważniejsza.

- Paris - usłyszałem głos matki i obróciłem się w kierunku, z którego dobiegał. Stała i opierała się o kolumnę pokoju. Na jej twarzy dostrzegłem niezadowolenie spowodowane spóźnieniem ojca.
- Tak ciociu? - moja kuzynka odwróciła się z uśmiechem do swojej opiekunki
- Zdecydowałam co z Twoją nauką - usiadła na swoim krześle przy stole - Hogwart ani żadna szkoła magii nie jest miejscem dla Ciebie. Tu nie chodzi o uprzedzenia, wszyscy wiemy, że jesteś utalentowaną czarownicą - matka spojrzała na mnie, a ja twierdząco kiwnąłem głową - ale przez Twoje nazwisko... Nie chcemy dopuścić do strasznej zbrodni. Razem z Lucjuszem zatrudnimy dla Ciebie prywatnych nauczycieli. Tak będzie bezpiecznie - uśmiechnęła się do dziewczyny
- Dobrze ciociu - czarnowłosa odwzajemniła uśmiech, a po chwili spojrzała na mnie - Draco, opowiedz coś o Hogwarcie! Uwielbiam Twoje historie! - spojrzałem na dziewczynę, a potem na matkę czekając na zgodę
- Skoro ojca nie ma... Proszę bardzo - powiedziała, a po chwili udała się do kuchni by skontrolować pracę skrzatów
- Co byś chciała wiedzieć? - uśmiechnąłem się w stronę kuzynki
- Coś o ludziach w Hogwarcie. Jestem ciekawa tego jaka jest... - rozejrzała się po pomieszczeniu i rzuciła zaklęcie wygłuszające - Julie. Julie Potter. Słyszałam jak wuj mówił, że dostała się do Slytherin'u i że jej ojciec jest wściekły.
- Julie jest rok starsza od Ciebie. Wszyscy nazywają ją księżniczką Slytherin'u. Ma niezwykłe umiejętności. Ogólnie to bardzo zdolna czarownica. Tak przynajmniej sądzę.
- Jej brat to Harry Potter, prawda? - popatrzyła na mnie. Wiedziałem, że stara się nie czytać w moich myślach, jednak z trudem jej to wychodzi. Nie potrafiła do końca kontrolować swoich mocy.
- Tak, ale jeśli chodzi Ci o to, czy są w jakimś stopniu podobni z zachowania to raczej nie zauważyłem nic takiego. - Paris rozejrzała się po jadalni. Posmutniała.
- Przykro mi, że mój ojciec chciał zabić jej rodziców i brata... To nie jest okej. Draco, Ty nie jesteś taki jak oni. Dlaczego więc udajesz? Dlaczego znęcasz się nad innymi? - oczy dziewczynki zmieniły kolor na biały, przestraszyłem się. Matka często mówiła, że skumulowane uczucia mogą ją doprowadzić do takiego stanu rzeczy, ale.. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim transie.
- Przyjaźnię się z Julie Potter - na te słowa oczy małej czarownicy zmieniły kolor na naturalny
- To dobrze, kuzynie. To ona jest tą, której potrzebujesz. - Zaklęcie wygłuszające zniknęło, a dziewczynka zsunęła się z krzesła.
- Matko! - krzyknąłem, w ostatniej chwili łapiąc Paris, by nie uderzyła o podłogę

Matka szybko zawołała skrzaty, które pomogły zająć się dziewczynką i przeniosły ją do jej pokoju. Przestraszyłem się. Bardzo lubiłem Paris, jako jedyna w dworze była dzieckiem. I mogłem z nią porozmawiać na wiele tematów. Czarnowłosa była dosyć dojrzała jak na swój wiek - 10 lat to niezbyt dużo.
Ojciec wrócił do domu. Matka nawet na niego nie spojrzała, udawała, że go nie widzi. Była wściekła, widziałem w niej gotującą się złość. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie ojca i jeden wydany dźwięk, a mogła wybuchnąć.

- Kiedy zasiadamy do obiadu? - zapytał, siadając na swoim krześle. Było największe i zdobione srebrnymi wężami. Widać było do kogo należy.
- Sam żryj sobie obiad! - Wrzasnęła na tyle głośno, że nawet skrzaty domowe z kuchni zwróciły uwagę na jadalnie. Szybko wstała i skierowała się na piętro. Cofnęła się i machnęła ręką w moim kierunku. Wstałem i pobiegłem za matką.
- Jutro wyjeżdzasz do Hogwartu - wyszeptała - Nie mam zamiaru obserwować tego, co tu się wydarzy. I Ty także nie będziesz. - otworzyła drzwi od pokoju, w którym leżała Paris i głośno zamknęła je za sobą.

Zszedłem na dół. Skrzaty na stole ułożyły dwa nakrycia. Dla mnie i dla ojca. Byłem głodny, więc postanowiłem skorzystać.

- Draco, po szkole krążą pogłoski, że przyjaźnisz się z... - spojrzał na mnie jakby próbował sobie w ten sposób przypomnieć nazwisko - panną Potter.
- Jest w Slytherin'ie. Profesor Snape prosił abyśmy mieli dobre kontakty z pierwszorocznymi - skłamałem i uśmiechnąłem się poważnie - Po za tym Potter zdobywa dużo punktów dla domu. Jeśli dalej tak pójdzie może uda nam się zdobyć puchar... - ojciec mi przerwał
- Ach tak? Jesteś niezwykle wspaniałomyślny, synu. - Spojrzał na mnie niezadowolony - Myślałem, że rozumiesz naszą wyższość nad Potter'ami, ale chyba powinnienem przypomnieć Ci kim jesteś, Dracon'ie. - Wstał od stołu i odszedł w głąb domu. Nie chciałem za nim iść. Obiad zacząłem i skończyłem jeść w samotności. Nie miałem ochoty zjawiać się na kolacji.
Po posiłku wstałem i poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i przykryłem kołdrą. Byłem zmęczony życiem w rodzinie. Ojcem stukniętym na tle mugoli i czystości krwi, matką, która nie wiedziała jak ma się zachować, mdlejącą Paris i mną, który nie wiedział jak ma się w tym wszystkim odnaleźć i żyć.
____

Jesli ktos to czyta, to wybaczcie, ze od ostatniego rozdzialu minelo tyle czasu, ale potrzebowalam chwili dla siebie. Do kolejnego.
//J.

Julie PotterWhere stories live. Discover now