curse

1.1K 136 77
                                    

- Koniec! - ucieszyła się Lauren, gdy na ekranie laptopa pojawiły się napisy. - Czy teraz możemy oglądnąć coś dla przyjemności, a nie z konieczności? 

- Czyżby "Pianista" ci się nie podobał? - zaśmiała się Camila. - Ale skoro nalegasz, to możemy oglądnąć coś jutro. 

- Jutro? - Młodsza odrobinę posmutniała. 

- Już późno, Lauren. Muszę wrócić do domu. Rano szkoła. 

Jauregui od razu zapaliła się wyimaginowana żarówka nad głową. Nie chciała się z nią jeszcze żegnać. Przez ponad dwa lata żyły w ciągłych zwadach i nienawiści. Teraz, gdy wszystko zaczęło wracać do normy, pragnęła nadrobić ten stracony czas. 

- Wiesz... Ode mnie do szkoły jest trzy minuty szybciej. 

- No chyba dwieście na godzinę - zakpiła. 

- Zostań - prawie załkała. 

Camila bardzo chciała zostać i tylko czekała, aż zielonooka ją o to poprosi. Nie sądziła jednak, że zrobi to tak szybko. Sądziła, że minie jeszcze trochę czasu, zanim to nastąpi. 

- Nie mam tu mundurka. 

- Dam ci swój! Będzie trochę za duży, ale dobrze wyglądasz w luźnych rzeczach!

- I myślisz, że wizja tortur na twojej kanapie mnie przekona? - Uniosła jedną brew. 

- A moje wygodne, mięciutkie łóżko da radę? - Uśmiechnęła się zachęcająco. 

- Dobra, ale pod warunkiem, że zrobimy barierę z poduszek. 

Dziewczyna nie skomentowała tego w żaden sposób. Nie sądziła, że bliskość będzie dla Cabello problemem. 

- Żartowałam - parsknęła śmiechem starsza. - Szkoda, że nie widzisz teraz swojej miny. 

- Przezabawne, Camz. Naprawdę. - Udała obrażoną. 

Odwróciła się do niej plecami i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Camila tylko uśmiechnęła się pod nosem. Uważała to za urocze. 

- No nie obrażaj się. - Klęknęła na materacu i przywarła do jej pleców, obejmując ją za szyję, a podbródek układając na jej ramieniu. 

Przez ciało Lauren przeszedł przyjemny dreszcz, od samego dołu kręgosłupa po kark, na którym czuła ciepły oddech dziewczyny. Gdy ona była tak blisko, gdy jej dotykała, wspomnienie tamtej nocy wracało. Za każdym razem. Usta, które całowały ją tak czule, ale i namiętnie, dłonie, które błądziły po jej  ciele... 

Bywały takie momenty, że to jedno wspomnienie sprawiało jej największy ból, jednak teraz, gdy znów może poczuć jej dotyk... Teraz podsycało pragnienie. Chciała przeżyć to raz jeszcze, raz jeszcze się tak poczuć. Poczuć, że za otoczką erotyzmu jest coś więcej. To uczucie, które sprawia, że człowiek ma wrażenie, jakby unosił się nad ziemią, otoczony błogim spokojem i nadzieją, że będzie to trwać wiecznie. 

- Byłaś kiedyś zakochana?

- Skąd takie pytanie, Lo? - zdziwiła się Camila. 

- Czysta ciekawość, ale nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. 

- Kochałam wiele osób i każda z nich mnie opuściła. Potem chyba łatwiej mi było wypierać miłość, żeby tylko już nigdy więcej nie musieć czuć tego bólu - odparła. - A ty? Byłaś kiedyś zakochana?

- Raz - odpowiedziała. 

Właśnie to sobie uświadomiłam - dodała w myślach. 

Niedługo po tej rozmowie obie położyły się spać. Lauren leżała na samym skraju łóżka, byle tylko Cabello nie czuła się nieswojo. Oczywiście, korciło ją, żeby jej dotknąć, przytulić się, albo zwyczajnie zbliżyć, ale się powstrzymywała. Nie pozwoliła sobie zrobić niczego, czego druga by nie chciała. 

Camila myślała podobnie. Odseparowała się od młodszej, by dać jej jak najwięcej swobody. Nie potrafiła zasnąć. Ciągle spoglądała na nią i nasłuchiwała, czy oddycha. Była przewrażliwiona i miała tego pełną świadomość, ale nie mogła nic poradzić na to, że się bała. 

W końcu obie pogrążyły się we śnie. Obserwator tej scenki miałby niezły ubaw. Dziewczyny z każdą chwilą zbliżały się do siebie coraz bardziej, robiąc to kompletnie nieświadomie. Jak dwa magnesy. Gdy jedna zaczynała się wiercić, druga jak w amoku przysuwała się bliżej, w efekcie czego skończyły przyklejone do siebie. 

Po pewnym czasie po pokoju rozniósł się przeraźliwy krzyk Lauren. Camila od razu poderwała się do pozycji siedzącej. 

- Nie!

- Lo... - Lekko nią potrząsnęła. - Lauren, obudź się. Lauren! 

Jauregui otworzyła szeroko oczy i gwałtownie zaciągnęła się powietrzem. Była zlana potem i przerażona. Momentalnie wtuliła się w ciało starszej. 

- Już dobrze. To tylko sen. - Cabello czule głaskała ją po głowie. - Tylko zły sen - powtarzała. 

- Był straszny... 

- Spokojnie, już po wszystkim, Lo. 

- Tak jest co noc... 

- Koszmary? 

- Tak... Mam wrażenie, jakby to była klątwa. Jakbym za dnia dostawała kredyt od życia, a nocą spłacała dług, cierpiąc katusze w szponach koszmarów śmierci. 

- To minie, słońce. Minie... - odparła z nadzieją, że jej słowa jednak okażą się prawdą. - A dopóki będzie się tak dziać, będę przy tobie. Każdej nocy, dobrze?

- Dziękuję. 

versus  | CAMREN |Where stories live. Discover now