the FIRST and LAST time

1.1K 154 13
                                    

  Na dworze panował przyjemny dla oka mrok, a w domu Jauregui trwało babskie posiedzenie. Dziewczyna zaprosiła kilka bliższych znajomych z Dragon Fly, aby zrobić Ally przyjemność. Chciała jej wynagrodzić swoją nieprzyjazną reakcję na, jakby nie patrzeć, dobre wieści. Poza tym uznała, że to będzie miła odskocznia od codziennych problemów, z jakimi wszystkie się zmagały.

- Naprawdę musimy w to grać? - jęknęła niezadowolona Lauren. - To strasznie dziecinne.

- Nie narzekaj, starucho. Należy nam się trochę rozrywki. Zresztą, nie możesz być wiecznie śmiertelnie poważna — odparła Hayley.

- Ona ma rację, Laur. Rozchmurz się trochę i pobaw się z nami.

- Niech będzie — westchnęła.

- Ally, teraz ty. Prawda czy wyzwanie?

- Wyzwanie. Niech stracę. - Machnęła ręką.

- Niech będzie coś łatwego na początek. Wypij całe piwo w pięć sekund.

- Łatwizna.

Blondynka sięgnęła po szklaną butelkę, po czym odkręciła kapsel. Przyłożyła ją do ust i zaczęła pić, a reszta dziewczyn odliczała.

- Pięć... cztery... trzy... dwa...

- Już! - zawołała, pokazując wszystkim pustą butelkę.

Koleżanki zaczęły klaskać, a Brooke podniosła się z podłogi i ukłoniła w ich stronę. Gdy emocje opadły, ponownie zajęła swoje miejsce.

- Lauren, prawda czy wyzwanie? - zapytała Ally.

- Prawda.

- Nudziara — mruknęła Ashley. - Niech się zesra tym pytaniem.

Hernandez uśmiechnęła się łobuzersko, gdy do jej głowy zawitał pewien pomysł. Faktem było, że dziewczyny się przyjaźniły, ale nie wiedziały o sobie wszystkiego, a to była dobra okazja, żeby wyciągnąć z Jauregui trochę informacji.

- Kiedy i z kim miałaś swój pierwszy raz?

- Pierwszy rok w Elite z Dennym jakimś tam — odparła z automatu, co niekoniecznie było zgodne z prawdą, ale one nie musiały o tym wiedzieć.

W sumie to nie skłamała, mówiąc o tym chłopaku. Miał z tym coś wspólnego.

Gra toczyła się dalej, a Lauren nie potrafiła powstrzymać się przed wycieczką wspomnieniami do tamtego momentu. To była jedna z tych chwil, których nigdy nie zapomni.

- Zdejmij bluzkę — polecił wysoki, młody blondyn zwisający nad ciałem szatynki.

Wahała się. Tak naprawdę wcale nie chciała tego robić.

- No dalej, mała.

- Nie — szepnęła cicho.

- Nie żartuj. - Chłopak podciągnął materiał jej białej koszuli od mundurka.

- Przestań...

Nie przestawał.

- Denny, przestań! - wrzasnęła, próbując go od siebie odciągnąć.

Blondyn nie dawał za wygraną. Wpakował dłoń pod bluzkę Lauren i mimo że usilnie próbowała go powstrzymać, on miał więcej siły.

- Zostaw ją, frajerze! - Oboje usłyszeli krzyk Camili. - Powiedziałam, zostaw ją!

Drobna dziewczyna złapała chłopaka za sweterek i całej siły pociągnęła do siebie. Szansa, że w jakikolwiek sposób zrobi mu krzywdę, była mała, ale musiała spróbować.

Na szczęście ich obu blondyn odpuścił. Zdenerwowany zszedł z ciała Lauren.

- Jeszcze raz się do niej zbliżysz, to możesz przypadkiem nie obudzić się rano — zagroziła. - Odpowiedni ludzie już o to zadbają.

Denny doskonale wiedział, że nie były to słowa rzucone na wiatr. Wystarczyłoby, że jedna z nich pstryknęłaby palcami, a faktycznie mógłby się już nie obudzić. Wolał nie ryzykować i po prostu opuścił ich wspólny pokój, trzaskając przy tym drzwiami.

- Co ci strzeliło do głowy, żeby go tu przyprowadzać?!

- Ja... ja tylko nie chciałam o tym myśleć... - załkała.

- O czym? Co się stało, Lo? - Jej głos diametralnie się zmienił, z pełnego wyrzutu szybko przeszedł w troskliwy półszept.

- Moja babcia... zabrali ją dzisiaj do szpitala. Może już z niego nie wyjść — odparła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

- Już dobrze, skarbie. Jestem z tobą. - Camila od razu objęła przyjaciółkę i wytarła kciukiem słoną ciecz.

Lauren oparła czoło w zagłębieniu jej szyi. Potrzebowała tej bliskości i znacznie bardziej wolała dotyk Cabello niż kogokolwiek innego.

- Wszystko będzie dobrze. Twoja babcia wyzdrowieje i wyjdzie ze szpitala szybciej, niż... - urwała, gdy usta szatynki niepewnie spoczęły na jej wargach.

Pocałunek był szybki, niedbały i pełen strachu. Trwał zaledwie dwie sekundy, ale to wystarczyło, by odbił się piętnem w ich pamięci. Obie były zagubione i niepewne. Lauren chciała oderwać myśli od demonów zbliżającej się śmierci bliskiej osoby, a Camila po prostu była dobrą przyjaciółką.

- Proszę, Camz. Ten pierwszy i ostatni raz — wyszeptała w jej usta.

- Lauren...

- Proszę.

Cabello w odpowiedzi pokonała te kilka cali, które je dzieliły, by ponownie poczuć ciepło jej warg na swoich. Z początku delikatne, niewinnie skromne muśnięcia zaczęły przeradzać się w bardziej dotkliwe, czułe... Obie wpadły w trans. Hipnotyzowały się nawzajem coraz to pewniejszym dotykiem i coraz to bardziej nasyconymi pożądaniem pocałunkami.

Camila wiedziała, że to niewłaściwe, ale nim się obejrzała, nie potrafiła przestać. Z każdą chwilą coraz bardziej pragnęła tej bliskości. Nie myślała o niczym innym, niż jak o najbliższym kontakcie z rozpaloną skórą przyjaciółki, miękkimi ustami i dłońmi, które wślizgiwały się pod jej bluzkę.

Minuty mijały, a one sprawiały wrażenie, jakby straciły poczucie czasu i kontakt z rzeczywistością. Wszystko działo się szybko, a jednocześnie powoli. Pojedyncze części garderoby lądowały bezgłośnie na podłodze. Jedynymi dźwiękami, jakie docierały do ich uszu, były ciche pojękiwania z przyjemności i przyspieszone oddechy obu dziewczyn.

Z każdą kolejną minutą pragnęły siebie coraz bardziej. Lauren nie obchodziło nic poza słodkim zapachem perfum Camili, czy paznokciami, które wbijały się w jej nagą skórę i delikatnie drapały plecy. Nie zwracała uwagi na nic, poza czekoladowymi tęczówkami przepełnionymi rządzą przyjemności.

- Lauren! O czym tym ty, cholera, myślisz? - Ally skutecznie rozwiała to piękne wspomnienie.

- O niczym ważnym.  

versus  | CAMREN |Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ