clear

1K 146 41
                                    

Mijał kolejny dzień, który dziewczyna spędzała w ten sam sposób i w tym samym miejscu. Tak samo ponury dzień, tak samo beznadziejny, tak samo mroczny. Jednak tego dnia coś się miało zmienić. 

- Mówili coś nowego? - zapytała Ally podczas rozmowy telefonicznej. 

- Tak, mózg podjął większą aktywność. Badają to przez jakieś śmieszne urządzenia. Wzrosła szansa, że się wybudzi. 

- To dobre wieści. To nadzieja, a ona jest teraz najważniejsza. Utrata jej, może być niebezpieczna. 

- Wiem. Żyję nadzieją od początku i nie przestanę. Nie mogę przestać wierzyć. - Umilkła na moment. - Ally...

- Tak, słońce? 

- Masz dobre układy z tym na górze. Prosisz go, żeby zadziałał? 

- Oczywiście, kochana. Modlę się każdego dnia, żeby nam ją oddał. 

- Myślisz, że ja też powinnam? Nigdy nie byłam w tym dobra. To śmieszne, bo po kilku pogrzebach powinnam mieć wprawę - zaśmiała się żałośnie. 

- Nie musisz. On wie. 

Rozmowa z Brooke odrobinę podniosła ją na duchu. Ona chyba jako jedyna potrafiła z nią rozmawiać. Używała słów, które w jej ustach nie były puste, nabierały znaczenia i potrafiły do niej naprawdę dotrzeć. 

Dochodziła piętnasta. To pora, gdy pielęgniarki z pierwszej zmiany kończyły pracę. To jeden z niewielu momentów, gdy zostawała w sali sama na dłuższą chwilę. Wykorzystywała to w jeden sposób. Ukradkiem wdrapywała się na szpitalne łóżko i delikatnie kładła obok niej. Słuchała bicia jej serca i nie rozumiała. Biło, a ona była jakby martwa. Gładziła ją po włosach i marzyła, by znowu móc spojrzeć w jej oczy. 

- Przepraszam... Tak bardzo mi przykro. - Po jej policzkach ponownie popłynęły łzy. - To ja powinnam tu leżeć. Ty na to nie zasługujesz. 

Po pomieszczeniu rozniósł się przeraźliwy dźwięk pikających urządzeń, które monitorowały jej funkcje życiowe. Dziewczyna od razu odskoczyła. Koszmar zaczął się na nowo. Długi jednostajny dźwięk. Dźwięk, który zwiastuje jedno. Śmierć. Cienka linia na ekranie i horda pielęgniarek z lekarzem na czele. 

Wyprosili ją z sali, ale przez niezasłoniętą szybę widziała tę okropną scenkę. Reanimacja. 

- Czysto! 

I jej ciało uniesione przez defibrylator. 

- Jeszcze raz!

I znowu to samo. 

Ponownie zaniosła się łzami. Nie wiedziała, ile jeszcze to wszystko wytrzyma. Za każdym razem, gdy jednej stawało serce, serce drugiej również przestawało bić na ten jeden moment. Na tę chwilę niepewności przesyconą strachem. 

- Udało się - odetchnął lekarz, a dziewczyna razem z nim. - Wracajcie do pra... - nagle urwał. 

Już nic nie słyszała, a widok zasłoniły jej pielęgniarki. Nie miała pojęcia, co się dzieje i to sprawiało, że wariowała. W takich sytuacjach niewiedza jest chyba najgorsza. 

Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a kobiety wręcz wybiegły. Udało jej się złapać jedną, zanim zniknęła w głębi szpitala. 

- Co się dzieję?

- Obudziła się - odparła z przejęciem. 

Nie pozwolili jej do niej wejść. Od razu zaczęli jakieś badania i nawet przez ułamek sekundy nie mogła jej zobaczyć. Nadal się bała, ale przepełniało ją tak ogromne szczęście, że strach gubił się w zawiłych labiryntach radości. 

- Obudziła się - powtarzała sobie co jakiś czas z szerokim uśmiechem i łzami, ale tym razem płakała z innego powodu. 

Siedziała w szpitalnej kawiarence. Wiedziała, że okupowanie korytarza nie ma sensu. Miła kobieta, która już ją dobrze znała, zaparzyła jej melisy, żeby chociaż trochę się uspokoiła. Była jak po metylenodioksymetamfetaminie. Podrygiwała nogami, jakby biegła w miejscu. 

- Panie doktorze! - zawołała, gdy zobaczyła mężczyznę na korytarzu. 

- Właśnie cię szukałem - odparł z uśmiechem. - Pytała o ciebie. Możesz już do niej iść. 

- Bardzo dziękuję. - Dziewczyna rzuciła mu się na szyję. - Dziękuję. 

I pobiegła. Nie zważała na zasady bezpieczeństwa, po prosu gnała przez szpital, by jak najszybciej móc ją zobaczyć. Żywą. 

Zatrzymała się dopiero przed odpowiednią salą. I nagle ogarnął ją ten strach. Nie potrafiła zdefiniować, czego tak dokładnie się obawiała, ale uczucie to było nieznośne. Wzięła głęboki wdech i popchnęła już uchylone drzwi. Wypuściła powietrze z płuc, dopiero gdy przekroczyła próg. 

Nie widziała co powiedzieć, choć tak często układała sobie w głowie kilka zdań na tę okazję. Jakby straciła zdolność porozumiewania się. 

Ciemnowłosa siedziała na łóżku i uważnie jej się przyglądała. Była ciekawa, czy przez ten czas coś się zmieniło. Jedyną zmianą były podkrążone, spuchnięte oczy. Poza tym nadal była równie piękna co wcześniej. 

- No chodź tu - mruknęła Lauren, rozkładając ramiona. - Mi jeszcze nie wolno wstawać. 

Camila szybko podeszła do zielonookiej, której piękno oczu świat mógł podziwiać na nowo. Ostrożnie, lecz zachłannie wtuliła się w ciało dziewczyny. Ciepłe, żyjące ciało. 

versus  | CAMREN |Kde žijí příběhy. Začni objevovat