(not so) bad day

1.1K 149 9
                                    

  W życiu każdego człowieka zdarzają się dni, które napawają nas odrazą do świata, czy niechęcią do życia. Dla niektórych jest to słabszy dzień w pracy, dla innych utrata kogoś bliskiego. Powodów może być wiele, albo nie musi być żadnego. Czasami takie dni po prostu nas dopadają znienacka bez konkretnej przyczyny.

Dla Camili tamten dzień był właśnie jednym z takich, gdy wszystko dookoła wydawało się tonąć w szarych odcieniach beznadziei. Nie miała ochoty jeść, pić, wychodzić z łóżka, a przede wszystkim rozmawiać z kimkolwiek. W kółko myślała o tym, że życie jest tylko kredytem i nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie pora na spłatę długu.

Z trudem wygrzebała się z ciepłej pościeli. Z trudem umyła zęby i opłukała twarz. Z trudem spięła włosy w niedbałego kucyka. Z trudem włożyła na siebie za dużą bluzę, gdy okazało się, że wszystkie komplety mundurku nie nadają się do ponownego ubrania. Z trudem zamknęła za sobą drzwi, wychodząc z domu bez śniadania. Z trudem stawiała każdy krok w stronę szkoły. Nie była w stanie prowadzić samochodu. Była zmuszona podjąć spacer.

Jedyne, co przyszło jej z łatwością, to wsłuchanie się w piosenkę lecącą w jej słuchawkach. Odtwarzała ją w kółko tylko przez jeden dzień w roku. Tylko w rocznicę śmierci jej rodziców.

- Piętnaście lat — parsknęła żałośnie pod nosem.

Wiedziała, że w szkole będzie musiała wysilić umysł i skupić swoje myśli na czymś innym. To był jedyny powód, dla którego wyszła z domu tamtego dnia. Wiedziała, że gdyby została sama, poddałaby się bez walki tym wszystkim negatywnym myślom.

Przemierzyła główny korytarz ze wzrokiem wbitym w podłogę. Miała wrażenie, że ludzie wypalają jej dziurę w plecach, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Miała świadomość tego, że wygląda jak bezdomna przybłęda. Jednak mało ją to obchodziło.

Skręciła w kolejny korytarz.

- Karla. - Usłyszała jak przez mgłę surowy ton dyrektorki. Odwróciła się niechętnie w stronę kobiety.

Nigdy jej nie lubiła i zazwyczaj ich rozmowy kończyły się krzykiem jednej ze stron, ale wtedy wolała tego uniknąć i potulnie przeprowadzić niechcianą konwersację.

- Dzień dobry, pani Treflie — odparła, nawet nie siląc się na uśmiech.

- Dlaczego nie masz na sobie mundurka? To pogwałcenie regulaminu szkoły, Karla.

- Zapomniałam wyprać. Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.

- Mam taką nadzieję. Za kilka miesięcy kończysz szkołę i chciałabym wystawić ci pochlebną opinię.

- Jak już powiedziałam, to się więcej nie powtórzy.

- Idź na lekcję.

Dziewczyna skinęła głową i wróciła do szurania butami po podłodze. Podniosła głowę, dopiero gdy dotarła do swojej szafki. Zauważyła Lauren, która stała przy oknie, opierając się niedbale o parapet. Była pogrążona w pisaniu czegoś na telefonie. Nawet nie zwróciła uwagi na Cabello.

Szatynka przekręciła kilka razy pokrętłem na kłódce, po czym lekko szarpnęła metolowe drzwiczki w swoją stronę. Dopadło ją spore zdezorientowanie, gdy dostrzegła niebieski balonik z helem, który unosił się swobodnie w jej szafce. Doskonale wiedziała, co to oznacza i kto za tym stoi. Delikatnie uniosła kąciki ust pierwszy raz tamtego dnia i oddała się fali wspomnień. 

- Camila, do jasnej cholery! Jeśli zaraz mnie nie wpuścisz, wykopię ci te drzwi — wrzasnęła Lauren. - Przepraszam, nie powinnam krzyczeć... proszę, otwórz mi. Mam coś dla ciebie.

Camila w końcu odpuściła i niechętnie wpuściła przyjaciółkę do pokoju. Oczy miała podkrążone i zaczerwienione od płaczu.

- Koniec tych smutków, Camz.

- To, że cię wpuściłam, nie oznacza, że mam ochotę rozmawiać.

- Proszę. To dla ciebie. - Wręczyła jej czerwoną wstążkę.

- Balonik?

- Jak widać. - Uśmiechnęła się lekko.

- Dlaczego dajesz mi balonik? - Nie rozumiała.

- To symboliczny drobiazg. Wiem, jak trudny jest dla ciebie ten dzień. Pomyślałam, że balonik pomoże ci odfrunąć do znacznie przyjemniejszych chwil. Wiesz... żebyś, chociaż przez chwilę nie myślała o rodzicach.

Cabello wpatrywała się w Lauren z wdzięcznością wymalowaną na twarzy.

- Dziękuję — odparła po chwili, wtulając twarz w miękką bluzę dziewczyny. - Ty jesteś moim balonikiem. Wystarczy, że będziesz przy mnie, a przetrwam każdą rocznicę i dużo więcej złego.

- Będę zawsze.

Camila wróciła do rzeczywistości. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale z początku znikomy uśmiech na jej ustach zmienił się w ten szeroki i radosny. Odwróciła się gwałtownie, by sprawdzić, czy Lauren ciągle stoi w tym samym miejscu. Była tam. Uważnie jej się przypatrywała ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami. Jej postawa wyrażała obojętność, ale wraz twarzy mówił coś zupełnie innego. Po chwili odbiła się od parapetu i po prostu odeszła bez słowa.  

versus  | CAMREN |Where stories live. Discover now