dix-huit

26 3 5
                                    

a/n: piosenkę włączyć jest najlepiej w drugiej części rozdziału. miłego czytania, kochani ^^


- Przepraszam, że się nie odzywałem - głos Michiakiego rozbrzmiał w pokoju, gdy ustawiłem rozmowę na tryb głośnomówiący. - Miałem zbyt dużo na głowie.

- Spokojnie, sensei, nie paliło się.

- Odwiedziłem Kioto. Ale Akiko już tam nie było. Wyjechała dzień przed moim przylotem do Japonii. Jutro jadę do Osaki, jest tam spotkanie "znajomych" - nie miałem wątpliwości co do tego, że robi teraz w powietrzu cudzysłów - po fachu. Niektóre osoby zgodziły się pomóc mi w jej poszukiwaniach. Ty wiesz, że nawet w japońskim dzienniku pokazują, co obecnie dzieje się w Paryżu? Praktycznie każde wiadomości i każda strona tytułowa każdego magazynu informacyjnego zaczyna się od słowa "tragedia" lub "Paryż".

- Wiem... - przełknąłem ślinę, zmęczonym spojrzeniem przebiegając po salonie w kawalerce Ferranda.

Cahnnel siedział po mojej prawej ze stopami opartymi o stół i wsłuchiwał się w naszą rozmowę.

W mieszkaniu było jeszcze ciemno, ponieważ Słońce nie zdążyło wzejść. Było przed szóstą. Kilka minut wcześniej Ferrand dopiero co wstał, od razu nastawiając wodę na kawę. Tak wymęczonego jeszcze nigdy go nie widziałem.

- Plagg-kun... Powiedz mi, co ostatnio się działo. Wiem, że nie było za ciekawie.

Westchnąłem ciężko, szykując się na tę jakże niewygodną rozmowę.

- Ostatnio... nie przydałem się za bardzo... - wyznałem, paląc się ze wstydu i poczucia winy.

- Dlaczego?

- Ferrand dość szybko użył kataklizmu, przez co potem ledwo co się przemieszczałem. Skończyło się na tym, że Ferrand pobiegł sam...

- Gdzie pobiegł sam? Po co? - Michiaki przerwał mi, teraz głosem pełnym strachu.

- Przyjaciółka Ferranda zostało mocno pokiereszowana przez ostatni wybryk Cecillii. Większość dnia spędziliśmy zatem w szpitalu. No i ja zostałem w tym szpitalu, on zaś pobiegł po odtrutkę dla pacjentów.

- Nadal nie rozumiem, Plagg-kun.

- Och! Po prostu byłem nie do użytku!

- A ty co? Przedziurawiona prezerwatywa? - zaśmiał się cicho Michiaki.

Zacisnąłem wąsko wargi, powstrzymując opanowującą mnie z wolna irytację.

- Doskonale wiesz, że nie do takiego użytku.

- Ach, oczywiście. Ale pożartować zawsze można.

- Przed chwilą umierałeś ze strachu, z tego co słyszałem.

- Dobrze. Przepraszam, mów dalej, Plagg-kun.

- Powiem tak - ponowiłem próbę wytłumaczenia Michiakiemu, w jak żałosnej sytuacji znalazłem się ostatnim razem. - W Paryżu powyrastały kwiaty, które powodowały, że skóra osoby, która kwiat dotknęła po jakimś czasie zaczynała sama z siebie pękać i odpadać... Przyjaciółka Ferranda, nie Naeva, zaznaczam od razu, została przez te kwiaty poparzona. Zawieźliśmy ją do szpitala, a potem przemieniłem Ferranda.

Opowiedziałem mu właściwie cały tamten dzień ze szczegółami, a nie - tak jak planowałem - ogólnikowo. Ale Michiaki słuchał uważnie, jak zawsze. A robił to z takim zaangażowaniem, że nawet kiedy skończyłem, sensei nie odezwał się od razu, pewnie układając sobie w głowie wszystko, czego się dowiedział.

MIRACULOUS czarne uszy | Kwami story [wersja demo; przerwane*]Where stories live. Discover now