sept

43 4 10
                                    

a/n: jest mała awaria. kość w ręce mi się chyba przestawiła, jutro idę do lekarza. będę coś dzisiaj w dalszym ciągu pisać. but it sucks. trochę mnie boli XD


 Naklejka z kwiatem lilii naklejona na jeden z ekspresów, który niegdyś miał symbolizować niewinność i delikatność, teraz - okropiony ludzką krwią - trwał jedynie jako symbol błądzący pomiędzy złem a dobrem... błądzący pomiędzy niczym. Poświęciłem na przyjrzenie się jej ledwie sekundę. W tym czasie ustanowiłem w swojej głowie także ogólny plan działania, by jak najszybciej zapobiec piętrzącym się na naszych oczach tragediom.

- Ferrand - zwróciłem się do chłopaka, wpratrującego się z zadziwieniem w upadajacą na ziemię, pomiędzy odłamki szkła drobną kelnerkę.

Ocknął się, jakby z transu i nie słuchając nawet, co chcę mu powiedzieć, złapał równie zszokowaną Naevę za przegub i wybiegliśmy we trójkę z kawiarni. Jego spojrzenie błądziła pośród spanikowanych ludzi, biegnących o swoich aut, jakby czegoś szukał.

- Gdzie masz samochód, Naeva? - zapytał, nie patrząc jednak na nią, a obserwując zachowanie ludzi.

- Tam - wskazała trzęsącą się dłonią na prawo od kawiarni.

- Odwiozę cię do swojego mieszkania...

- Ferrand - położyłem mu rękę na ramieniu, patrząc się na niego wymownie. Momentalnie zrozumiał, co chcę mu przekazać, a wówczas jego jabłko Adama podskoczyło do góry, gdy nerwowo przełknął ślinę.

- Naeva... - zaczął, jednakowoż nie dokończył. Pogrzebał w kieszeni kurtki, którą miał przewieszoną przez lewe przedramię i podał dziewczynie klucze do swojej kawalerki. - Dasz sobie radę sama? Musisz... - myślał na bieżąco, rozgorączkowany. - Ja... Sprawdzę, w jakim stanie jest tamta kelnerka.

- Oszalałeś, czy co?! Przecież widziałeś, jak się tam wykrwawia! Zabraniam ci tam wracać! Pojedziecie obaj ze mną - obrzuciła mnie przelotnym spojrzeniem, by zaraz osadzić swój przepełniony aż nadto mieszanką strachu, powagi i stanowczości wzrok na Ferrandzie.

- Zostawiłem tam swoje rzeczy - postanowiłem się wtrącić. - Portfel z paszportem... Muszę się po nie...

Niedaleko nas rozległ się przyprawiający o gęsią skórkę krzyk. To jeden z niczego nieświadomych przechodniów, mężczyzna powyżej czterdziestki, został zaatakowany przez trzecią z dziewczyn z kawiarni, tą od americano. Jej, wcześniej biała koszula była teraz rozpięta przy obojczykach i ubrudzona krwią i plamami po rozlanej kawie. Tamta agresorka musiała rzucić się także na nią, lecz najwidoczniej nie zdążyła zadać jej śmiertelnych obrażeń.

- Uciekaj stąd, Naeva, Błagam... - zdążyłem jeszcze usłyszeć, nim dobiegłem do dziewczyny i silnym szarpnięciem odciągnąłem ją od mężczyzny.

Zdążyła go niestety ugryźć w lewe ramię.

Odciągając ją, zrobiłem to z tak ogromną siłą, że potoczyła się niczym dmuchana lalka jeszcze kilka metrów po chodniku, jednak zdążyła się już podnieść i właśnie biegła w moją stronę z szaleńczym wyrazem twarzy. Nie było sensu wahać się z wyprowadzeniem tezy, iż do reszty nie miała świadomości tego, co robi.

- Plagg! - zawołał za mną Ferrand.

Odruchowo przekręciłem głowę w jego stronę, spostrzegając, że biegiem "odprowadza" Naevę do jej auta. Skupiłem się na powrót na kelnerce, a ta, pojawiając się jakby znikąd, skoczyła na mnie, nogi oplatając wokół mojej talii, zaś dłonie zaciskając do granic możliwości na mych ramionach. Próbowałem uwolnić się z jej uścisku, ale ta mała istota wykazywała się spektakularnie dużą siłą. już miała obrać sobie za cel odgryzienie mi policzka, gdy nagle czyjeś równie wspaniale silne ręce jak ona sama chwyciły ją w biodrach i, wściekle szarpiąc, oderwały ją ode mnie. W chwili, gdy dziewczyna nie trzymała się już moich ramion, jej nogi wciąż były oplecione wokół mnie, toteż pociągnęła mnie za sobą nieco, przez co omal nie legnąłem plackiem na ziemię. Szybko odzyskałem równowagę i sprawdziłem tylko, czy beanie nadal jest na mojej głowie. Na szczęście - podsunęła się zaledwie kilka centymetrów do góry, odsłaniając czarne kosmyki gęstych włosów na poziomie potylicy. Poprawiłem ją najszybciej, jak tylko mogłem, śmigle odnajdując osobę, która uratowała moje ciało od bolesnych ran.

MIRACULOUS czarne uszy | Kwami story [wersja demo; przerwane*]حيث تعيش القصص. اكتشف الآن