a/n: o którejkolwiek porze to czytacie, chcę Wam życzyć mile spędzonej nocy/dnia. kocham Was mocno i dziękuję, że tu jesteście. <3
- Za ile Inès tu będzie? - zapytał Ferrand, zachowując stoicki spokój, pomimo świadomości tego, jak za niedługo rozwinie się sytuacja.
- Niedawno wyszła z uniwersytetu. Za jakieś piętnaście minut, tak myślę - odpowiedziała Naeva.
Ferrand przytaknął tylko na to w odpowiedzi i poszedł do swojego pokoju, po drodze mamrocząc coś o tym, że pewnie musi być głodna i że żałuje, że nie zrobiliśmy nic do jedzenia.
Naeva, usłyszawszy to, odłożyła swój telefon na miejsce i przebiegła tych kilka metrów mieszkania, by móc pobuszować trochę w lodówce i przynajmniej spróbować przyszykować coś dla Inès do zjedzenia.
- To będzie twój pierwszy raz, kiedy zobaczysz się z Inès, co nie? - Zapytała mnie.
- Tak.
Również skierowałem się do kuchni i wyjąłem z jednej z szafek szklankę, by napić się czegoś. Naszła mnie ochota na sok pomarańczowy, toteż stanąłem tuż za Naevą, która grzebała teraz po lodówkowych szufladach z nadzieją na znalezienie czegoś konkretnego, i sięgnąłem ponad jej głowę po karton z sokiem stojący na najwyższej półce. Dziewczyna zwróciła się po części twarzą do mnie, gdy moja klatka piersiowa otarła się o jej plecy.
- Też będziesz chciała? - zapytałem bezmyślnie, odsuwając się od niej i machając jej niewinnie przed nosem kartonem.
- Nie, dzięki - wydukała, wracając do poszukiwań.
Zacisnąłem wargi , opieprzając się kolejny raz tego dnia za swoje zachowanie. Czy nie miałem trzymać się od niej z daleka? Och, dzisiaj chyba wyjątkowo nie wiedziałem co ta fraza znaczy.
- Uch!, nie ma tu niczego. Ani jednego warzywa, ani jednego opakowania jogurtu. Cud, że mleko i jajka macie. - Nie kryła złości. - Co jedliście dzisiaj na śniadanie?
- Zamówiliśmy pizzę. - Odparłem, napełniając szklankę do połowy sokiem.
- No tak... Czego mogłam się spodziewać. - Zamknęła lodówkę, trzaskając jej drzwiami z lekka za mocno i zabrała się za przeszukiwanie szafek.
Finalnie, Naevie udało się znaleźć mąkę i masło czekoladowe (niestety, nie nutellę), dlatego też zdecydowała się zrobić Inès naleśniki.
Ja zaś, zainspirowany jej zawodem w kwestii naszego odżywiania, postanowiłem następnego dnia wybrać się na zakupy i wypełnić lodówkę i szafki Ferranda tym, co niezbędne do normalnego funkcjonowania. Bo, o absurdzie, dziś zabrakło nam nawet chleba.
Gdy młoda kobieta kończyła smażyć naleśniki, zaoferowałem się, że posprzątam po wszystkim, mimo, że wiązało się to jedynie z powsadzaniem talerzy, sztućców i patelni w odpowiednie miejsca w zmywarce i starcie z blatu.
Właśnie miałem się za to zabrać, gdy zadzwonił zarówno mój telefon, jak i dzwonek do drzwi. Naeva pobiegła więc otworzyć wyczekiwanej Inès, a ja przeczytałem wiadomość, jak się okazało, od Ferranda.
Jedna sprawa: teraz to sam z domu już nie wyjdziesz po tym, co wymyśliłeś, geniuszu, z tym "baniem się samotności". I znaczy to mniej więcej tyle, że powinienem cię teraz zabić. Nie mam zamiaru cię niańczyć, idioto.
YOU ARE READING
MIRACULOUS czarne uszy | Kwami story [wersja demo; przerwane*]
Fantasy*Brudnopis "Kwiatu agawy" pisany w trakcie NaNoWriMo2018. Historia jest niedokończona; praca nad nią przerwana. OPIS: Plagg bliski był zapomnienia o istnieniu Paryża. Pasienie kóz na polach Wysp Kanaryjskich było znacznie bardziej przejmujące, niż...