prologue

109 20 3
                                    

Bycie Kwami jest jednoznaczne z byciem przywiązanym do kogoś cienką, lecz jednocześnie kurewsko mocną smyczą. Praktycznie nie sposób tego zerwać.

A moje uszy są moje. I nikt nie może ich zobaczyć.

_ - _ - _

Ludzkie życie ma to do siebie, że jego długość jest z góry określona, ograniczona. Znamy średnią długość życia mężczyzn i kobiet w danym kraju i tym się właśnie kierujemy. Jeżeli we Francji średnia długość życia mężczyzn wynosi więc siedemdziesiąt osiem lat, nie powiemy, będąc Francuzem: "O, mój dziadek dożyje spokojnie stu dwudziestu lat", bo najpewniej mijamy się z prawdą. Nawet głupio jest robić sobie nadzieję.

W moim jednakże przypadku jest inaczej. Mogę wymyślić sobie liczbę jaką tylko zechcę - póki "nie trzaśnie mnie piorun" lub nie dopadną złe moce, mogę żyć setki, może nawet tysiące lat. Nie ma różnicy. Moje ciało pozostanie młode. Tym różnię się od ludzi - nie starzeję się. Oczywiście, ma trwać to do pewnego momentu. Tak przynajmniej powiedział mi niegdyś jeden z moich sensei'ów. Ale, czy zdradził mi sposób na to, jak spokojnie się zestarzeć i z owej starości umrzeć? Nigdy. Z tego też powodu przez większą część swojego życia obawiałem się, że nieświadomie zrobię coś, co odbierze mi moją siłę i pewne długie egzystowanie. 

Ogółem - są jeszcze dwie inne rzeczy, które wyróżniają mnie spośród tłumu. Dwie, o których nikt nie ma pojęcia (oprócz mojego obecnego sensei'a i przyszłego pana): fakt, iż pamiętam dzień swoich narodzin oraz kocie uszy.

Nad uszami nie będę się teraz zbytnio rozwodził, ponieważ nie ma to większego sensu. A co do mojego pojawienia się na tym świecie...

Zrodziłem się z ludzkich pragnień. Z chęci czynienia dobra, niesienia pokoju i dawania szczęścia. W pewnym sensie jestem ufizycznieniem owych pragnień i marzeń o spokojnym życiu. I istnieję po to, by takowe życie ludziom zapewnić. 

Co do tamtego dnia: pamiętam, że było wówczas ciemno, gdyż Edison jeszcze nie był pewien, czy na pewno chce się urodzić; w sumie nie myślał nawet o byciu zygotą. I śmierdziało. Tak, co do tego nie ma wątpliwości. Nie wiem, dlaczego postanowiono przywołać mnie na ten świat w obliczu panującej wszem i wobec - w tamtej stodole, wiacie, czy co to było - pleśni. Naprawdę - do teraz nie jestem w stanie tego pojąć. Nie rozumiem też w dalszym ciągu, jakim cudem było wówczas tak gorąco. Jakby Słońce zbuntowało się przeciwko ludzkości i w głębi swego gazowego serduszka wrzeszczało:

- Płońcie, małe gnojki!

Pierwszy krok jaki zrobiłem był niezdarny, koślawy. Pojawiłem się od razu w ludzkiej postaci; ani trochę nie przypominałem tego małego czarnego stwora, który widnieje w tych wszystkich przypadkowych książkach o mistycznych istotach. No, oprócz ogromnych kocich uszu, które wystawały mi spod burzy gęstych, czarnych jak wnętrze tamtej rudery włosów. Warto też wspomnieć, że moje długie, chude nogi w niczym mi nie pomagały. Podobnie jak cienkie niby patyczki ręce. Gdy pod własnym ciężarem upadłem, jeszcze nie wiedziały, jak amortyzować upadek, toteż zabolało. Kilka rozmiękłych od wilgoci ździebeł słomy przykleiło mi się do języka, więc z pełnym obrzydzenia wyrazem twarzy sięgnąłem blado-trupią dłonią do ust, by wyjąć z nich to cholerstwo. Należy wspomnieć, iż na samym początku nie byłem piękny. Miałem chude, jak u anorektyka ciało, skóra była tak blada, że można było zobaczyć przebijające przez nią fioletowe żyły, zaś moje sto osiemdziesiąt jeden centymetrów wzrostu nie pomagało w budowaniu pozytywnego wizerunku. Byłem też goły. Ale... tak też rodzą się ludzie, więc w zasadzie... Nie wiem, dlaczego dodałem to do minusów. Cóż. Nieważne. Skośne oczy w nazbyt ciemnym, wręcz nienaturalnym odcieniu były lekko spuchnięte. Bo tak - narząd słuchu "odziedziczyłem" po kocisku, a urodę po japońskich bożych dzieciach. 

Jak można się domyślić, dzień, kiedy z nagła zacząłem się starzeć, a więc i umierać, w końcu nadszedł. Lecz, nawet ku memu własnemu zdziwieniu, nie bałem się tego. Myślałem bowiem tylko o tym, by móc zestarzeć się u Jej boku. Jednak nie było mi to dane i po roku na nowo odzyskałem swe moce. Tracąc jednocześnie kawałek swej duszy.  

No i tak. Zwę się Plagg. Z wyglądu dzwudziestoletni Japończyk, który niegdyś pokochał pewną młodą kobietę całym swym sercem, a dziś wraca do porzuconego dawno temu Paryża, by ponownie nieść w nim poczucie bezpieczeństwa i spokoju.

MIRACULOUS czarne uszy | Kwami story [wersja demo; przerwane*]Where stories live. Discover now