16. W co ty kurwa grasz?

156 24 10
                                    

Emily

Obudziły mnie promyki słońca padające na moją twarz. Uśmiechnęłam się po czym lekko otworzyłam oczy. Czułam, że to będzie dobry dzień. Od dawna nie czułam się tak szczęśliwa z myślą, że muszę wyjść z łóżka. Mimo tego, że w nocy nie mogłam zasnąć, czuję się wyspana. Myśl, że znowu mam przy sobie Ethana, że jest moim chłopakiem, przeraża mnie. Boję się tego co będzie dalej, ale musimy iść do przodu i wierzyć, że damy sobie radę. Mimo przeciwności, które pojawią się na drodze do szczęścia. Myślę, że powinnam zostać poetką.

- Emily, wstawaj! Chodź na śniadanie! - Usłyszałam krzyk matki. Ze zdziwieniem oparłam się na łokciu, po czym znowu opadłam na łóżko. Wspólne śniadanie? Nie przypominam sobie, abyśmy kiedykolwiek jedli razem jakiś posiłek.

Zrzuciłam z siebie kołdrę po czym wywlokłam się z łóżka. Wyszłam z pokoju, podeszłam do schodów i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni w której zauważyłam Lea jak i rodziców, którzy siedzieli przy stole i zjadali swoje śniadania.

- Hey. - Powiedziałam. Zastanawia mnie czy rozmowa z nimi ma jakikolwiek sens.
- Jak się spało? - Spytał tato. Z zaskoczeniem na niego spojrzałam. To wszystko jest takie... Dziwne.
- Dobrze. - Powiedziałam, lecz zabrzmiało to bardziej jak pytanie. Zrobiłam sobie kanapkę i zaparzyłam herbatę po czym usiadłam koło nich przy stole.

Patrzyłam na nich w niezrozumieniu. Przecież to nie możliwe, że nagle po prostu wszystko jest dobrze. Coś musiało się wydarzyć. Może ich zwolnili? Może się rozwodzą?
- Możecie powiedzieć mi po co to wszystko? - Spytałam. Chcę znać prawdę. - Nagle jesteśmy szczęśliwa rodzinką? - Spytałam. Patrzyłam na nich oczekując odpowiedzi na te frustrujące mnie pytania.
- Emily, zdaję sobie sprawę, że nie byliśmy najlepszymi rodzicami. Chcemy naprawić nasze relację. Wiem ile cię to kosztuje, patrząc na to, że przez tak długi czas sama zajmowałaś się bratem. Odeszłam z pracy. Chcę spędzać z wami więcej czasu. Myślę, że uda nam się wszystko naprawić. - Oznajmiła mama. Popatrzyłam na nią.
- Odeszłaś z pracy? - Spytałam nie wierząc w to co usłyszałam.
- Chcę naprawić nasze relację, więc musiałam odejść. Postaram się być taką mamą o jakiej marzysz. - Powiedziała z uśmiechem.

Co mam odpowiedzieć? Tak zostańmy ponownie wesołą rodzinką. To nie tak, że przez całe życie byłam sama i musiałam sobie radzić mimo wszystko. To co, że jak Leo prawie zginął to was bardziej przejęło to, że mieszka u ciotki i co pomyślą sobie inni, niż to, że mógł umrzeć.
- Ja... - Zaczęłam. Oboje spojrzeli na mnie z nadzieją. - Muszę iść. - Powiedziałam po czym poszłam do swojego pokoju.

Rzuciłam się na łóżko i popatrzyłam w sufit. To niemożliwe. To musi być jakiś kiepski żart.

Wzięłam telefon do ręki i muszę stwierdzić, że jeśli zaraz nie wyjdę to się spóźnię. Podbiegłam do szafy, wybrałam ciuchy i się ubrałam. Spakowałam się po czym bez pożegnania wybiegłam z domu.

Na pewno się spóźnię. Nie rozumiem jak moi rodzice mogli tak bardzo mnie rozkojarzyć? Dlaczego nagle przypomnieli sobie o moim istnieniu? Usłyszałam trąbnięcie auta i trzask drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam moją wściekłą przyjaciółkę.
- Co ty sobie wyobrażasz Johnson? - Krzyknęła do mnie.

- W sensie... - Zaczęłam.
- Nie odbierasz odemnie telefonu, nie odpisujesz ani mi, ani Chrisowi. Co takiego się wydarzyło, że nie mogłaś odpowiedzieć chociaż jednemu z nas? - Spytała.
- Przepraszam, okey? Właśnie w tym problem, że dużo się wydarzyło i nie miałam siły do was dzwonić. - Popatrzyła na mnie głęboko się nad czymś zastanawiając. - Opowiem Ci w aucie. - Powiedziałam gdy miała zamiar coś powiedzieć.

Wsiadłyśmy do jej auta i ruszyłyśmy do szkoły. Po drodze opowiedziałam jej co wydarzyło się pomiędzy mną i Ethanem, jak i to, że moi rodzice upadli na głowę.
- Jak to wogóle możliwe, że gdy ja siedzę i się nudzę u ciebie cały czas coś się dzieje? Czemu ja tak nie mam? - Westchnęła.
- Wierz mi, nie chcesz. To męczące. - Stwierdziłam.

Let You Down Where stories live. Discover now