8. Przepraszam skarbie.

166 33 13
                                    

Emily

Patrzyłam na niego ze łzami w oczach. Ból psychiczny rozkładał mnie od środka. Jak on może wogóle o to pytać, po tym co mu zrobił?

Przywaliłam mu z liścia w twarz. Popatrzył się na mnie zaskoczony moim wybuchem agresji. Sam tego chciał.
- Jesteś nic nie warty Ethan! Nie masz prawa o nim mówić po tym co mu zrobiłeś! - Krzyknęłam. - Jesteś zazdrosny i pijany, ale to w żaden sposób cię nie usprawiedliwia. Zawsze będziesz taki sam. Nigdy nie obchodził cię nikt ani nic. Myślisz tylko i wyłącznie o sobie. - Powiedziałam, a po moich policzkach płynęły pojedyńcze łzy. Już nie byłam w stanie z nim normalnie rozmawiać. Zresztą ostatnio wogóle nie potrafiłam.
- Emily, ja... - Zaczął. Rozśmiesza mnie. Chciał złapać mnie za rękę, więc automatycznie się odsunęłam.
- Właśnie. Ty. Nie zdajesz sobie wogóle sprawy z tego jak mnie to boli! Nie rozumiesz niczego, bo chcesz żeby wszystko szło po twojej myśli. Świat nie jest taki kolorowy. Świat nie leży u twoich stóp. Zostaw mnie, nie chcę cię znać. - Powiedziałam i wyszłam z jego domu.

Szłam do domu i płakałam. Nie myślałam racjonalnie. Dlaczego on musiał o nim wspominać? Nie miałam sił. Po prostu usiadłam na ziemi, płakałam.

Było ciemno więc nikt mnie nie widział i dobrze, bo pomyśleliby, że jestem chora. Było mi zimno. Zrozumiałam, że nie wzięłam kurtki, ponieważ wyszłam w pośpiechu.

Wstałam, wytrzepałam się i ruszyłam w stronę domu. Usłyszałam jakieś dziwne odgłosy. Starałam się nie zwracać na nie uwagi dopóki nie usłyszałam przeraźliwego głosu.
- Zgubiłaś się śliczna? - Spytał ochrypły głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś starego faceta, która wyglądał jak jakiś menel.
- Może Ci pomóc? - Spytał ochydnym głosem.
- Nie dzięki. - Powiedziałam i przyspieszyłam kroku.

Starałam się nie zwracać na niego uwagi. Zaczęłam biegnąć, lecz na moich koturnach nie zbyt mi to wychodziło. Dogonił mnie złapał za rękę i pociągnął za jakiś dom. Było ciemno i prawie nic nie widziałam. Cały czas się szarpałam, lecz był ogromnie silny.
- Pomocy! - Krzyczałam i błagałam, lecz nikt mnie nie słyszał, lub nie chciał słyszeć. Płakałam. Wiedziałam, że nie dam rady się uwolnić. Nie chciałam zostać zgwałcona.
- Zostaw mnie. - Mówiłam. On za to się do mnie dobierał.

Jak można być tak okropny człowiekiem? Błagam niech ktoś mnie uratuje. Szarpałam się, lecz alkohol, który wypiłam wcale nie ułatwiał mi sprawy.

Zaczął mnie całować. Jego ręce błądziły po moim całym ciele. Nie miałam już siły. Chciałam uciec, ale nie mogłam. Szarpałam się jeszcze ostatkami sił. Byłam pewna, że zrobi mi krzywdę.

Zdjął ze mnie sukienkę. Właściwie ją zerwał po czym zaczął się o mnie ocierać. Miałam ochotę zwymiotować. Zaczęłam go bić, ale kurczowo mnie trzymał. Czułam się brudna.

Nagle odczułam pustkę. Zauważyłam, że facet leżał koło mnie na ziemi. Nie rozumiałam i nie kontaktowałam. Nie wiem, dlaczego się na niej znajduje.
- Zostaw ją. Nie masz prawa jej dotykać stary chuju. - Usłyszałam głos osoby, którą kocham i nienawidzę jednocześnie. Podniosłam mój załzawiony wzrok na Ethana.
- Co ty sobie myślisz gówniarzu? - Spytał facet. Wstając i otrzepując się. Ethan rzucił się na niego przez co znowu wylądował na ziemi. Ethan okładał go pięściami. Widziałam tyko krew i słyszałam krzyk faceta.

Zsunęłam się po ścianie i płakałam. Byłam przerażona. On mógł mnie zgwałcić.

Ethan przestał bić faceta. Spojrzał na mnie ze smutkiem i strachem. Podszedł do mnie po czym delikatnie wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i zaprowadził do auta.

Jechaliśmy w ciszy. Widziałam, że na mnie zerkał, lecz bał się odezwać. Moje łzy zaschły na policzkach. Ethan dał mi swoją bluzę, abym nie chodziła prawie naga. Widziałam, że ma jeszcze zaschniętą krew starego faceta.

Po pewnym czasie Ethan zatrzymał się i wysiadł z auta. Zauważyłam, że jesteśmy już pod moim domem. Ja naprawdę nie kontaktowałam. Ethan otworzył drzwi od mojej strony i chciał pomóc mi wyjść.
- Dam radę. - Powiedziałam szeptem wysilając się na lekki uśmiech. Odsunął się aby umożliwić mi wyjście. Wyszłam powoli z auta po czym zaczęłam kierować się w stronę mojego domu.

Ethan szedł za mną krok w krok. Odwróciłam się do niego i popatrzyłam mu w oczy.
- Chcesz wejść? - Spytałam. Bardzo bałam się być teraz sama.
- Tak. - Powiedział. Widziałam, że ucieszyła go moja propozycja jak i zdezorientowała.

- Ja... - Zaczęłam mówić zamykając drzwi od domu. - Dziękuję. - Powiedziałam szeptem odwracając się do Ethana, który stał na środku korytarza. - Nie wiem co by się stało gdyby nie ty. - Powiedziałam. Podszedł do mnie i mnie przytulił. Po moim ciele przeszedł dreszcz. To takie dziwne uczucie.
- Nie dziękuj. To moja wina. Gdybym nie zaczynał rozmowy o twoim bracie, nic by się nie wydarzyło. - Powiedział ze smutkiem. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ethan wiesz, że... - Zaczęłam. W żadnym stopniu go za to nie obwiniałam.
- Idź się wykąp, a ja zrobię herbatę. - Oznajmił. Pokiwałam głową na znak zgody po czym poszłam na górę.

Wzięłam prysznic, bo jednak nie chciałam aby Ethan nie wiadomo ile na mnie czekał. Po wyjściu z łazienki nareszcie czułam się czysta i pachnąca.

Zeszłam powoli na dół. Wchodząc do salonu zauważyłam leżącego na kanapie Ethana, który pił herbatę. Podeszłam i usiadłam koło niego.
- Jak się czujesz? - Spytał niemal natychmiast.
- Lepiej. - Powiedziałam i wysłałam mu lekki uśmiech.
- Ethan ja pójdę się położyć, jestem strasznie zmęczona. - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja już właściwie muszę iść. - Powiedział.
- Nie. - Zaprzeczyłam od razu. Od razu moje policzki się zaczerwieniły. - Znaczy... - Zaczęłam. - Czy mógłbyś ze mną zostać? - Zrozumiałam jak absurdalne jest moje zachowanie. Proszę mojego byłego, aby został ze mną na noc.

- Zawsze. - Powiedział po czym poszedł ze mną na górę. Weszliśmy do mojego pokoju.
- Mam spać na kanapie? - Spytał.
- Możesz tutaj. - Powiedziałam wzruszając ramionami.
- Ty masz jedną stronę, a ja drugą. - Powiedziałam po czym położyłam się na swojej połowie.

Zrobił grymas niezadowolenia, lecz mimo tego posłuchał się mnie. Mnie w tym samym momencie oświeciło.
- Ethan. - Powiedziałam i prawie wyskoczyłam z łóżka.
- Przecież impreza jest w twoim domu. - Powiedziałam.
- Nie martw się. Poprosiłem Jess i Dylana, aby się tym zajęli. - Powiedział.
- A. - Powiedziałam tylko od razu czułam się spokojniesza.
- Dobranoc. - Powiedziałam.
- Dobranoc. - Powiedział. Na te słowa mnie do siebie przyciągnął.

Leżeliśmy na łyżeczkę. Pieprzony Black. Poczułam się jak kiedyś. Czy ja chcę aby to wróciło? Czuję, że jestem spokojna. Nie mam żadnych zmartwień. Chyba potrzebuje tego. Zanim odpłynęłam usłyszałam jego cichy szept.
- Przepraszam skarbie. - szepnął. Może kiedyś ci wybaczę?
______________________________________

Let You Down Where stories live. Discover now