Dwudziesty czwarty.

1.1K 74 4
                                    

D E B B I E

- Hejka, ferajno! - krzyknęłam jak zwykle wgłąb mieszkania i natychmiast kucnęłam, aby rozsznurować buty i stawić czoła dzieciakom.

Ku mojemu zaskoczeniu ciszy nie przerwały żadne dziecięce krzyki, a  pierwsza w długim, wąskim korytarzu pojawiła się Sophie, która dzierżyła w ręce jakieś naczynie żaroodporne.

- Hej - powiedziała cicho i się uśmiechnęła, po czym, machnąwszy głową, jakby chciała mnie do siebie przywołać, zniknęła w drzwiach kuchni. Od razu wstałam więc na równe nogi i ruszyłam na palcach za moją siostrą. Zastałam ją właśnie przy wkładaniu naczynia z obiadem do piekarnika.

- Casserole? - spytałam, zaglądając przez okienko do wnętrza urządzenia, aby następnie spojrzeć na starszą siostrę.

Sophie pokiwała głową, uśmiechnąwszy się delikatnie.

- Z makaronem, jajkiem, pomidorami, czerwoną fasolką i serem - wymieniła automatycznie, po czym wycofała się nieco i rozejrzała po kuchni. - Masz ochotę na coś do picia: wodę, kawę, kakao, herbatę?

- Myślę, że herbata to dobry pomysł - zdecydowałam, oparłszy się plecami o blat. Założyłam ręce na piersi i obserwowałam Sophie. - Gdzie są wszyscy? 

- Noah i Ernest są jeszcze w szkole, Eric zgarnie ich w drodze z pracy. A Sama tak wymęczyli w przedszkolu, że wszedł do domu, poszedł bez słowa do pokoju i śpi. - Sophie wpatrzyła się w czajnik z błogim uśmiechem na twarzy, po czym przeniosła wzrok na mnie: - Jak suseł. Jest przesłodki. 

Uśmiechnęłam się szeroko. Sophie rzadko miewała chwile słabości, gdy mówiła o swoich dzieciach. Nie znaczyło to oczywiście, że ich nie doceniała czy nie kochała. Zawsze była jednak bardziej stonowana w uczuciach niż ja, więc trudno było z niej tego typu reakcje wydobyć. A teraz nie była w stanie ukryć, jak ważny jest dla niej Sam i jak mocno go kocha.

Znów nawiązałyśmy kontakt wzrokowy. Miałam wrażenie, że Sophie myśli o tym samym co ja.

- Starzejesz się - skwitowałam prosto, na co siostra zaśmiała się cicho. 

- Och zamknij się. - Sophie przewróciła ostentacyjnie oczami, mimo wszystko walcząc z uśmiechem, po czym odwróciła się do mnie tyłem i zaczęła grzebać w szafkach w poszukiwaniu mojej ulubionej herbaty. — Powiedz mi lepiej, co u ciebie słychać. Coraz rzadziej nas odwiedzasz. Harry jest aż tak absorbujący? — spytała, nawet się do mnie nie odwróciwszy.

Za każdym razem, gdy ostatnimi czasy pojawiałam się w drzwiach mieszkania mojej siostry, zwykłam mówić o Harrym. Spędzałam z nim więcej czasu niż z kimkolwiek innym i po prostu musiałam się komuś ze spędzonych z nim chwil wygadać. Padło na moją siostrę — Lee miał już dosyć słuchania trajkotu o facecie, przed którym jego godność została nadszarpnięta ze względu na jego własne gapiostwo.

Sophia nie przepadała za moim sąsiadem, mimo że mówiłam o nim w samych superlatywach. Najwyraźniej coś jej w tych moich sprawozdaniach nie pasowało. Dlatego też niechętnie o nim słuchała i mówiła, mimo wszystko ubierając swój sceptycyzm w wyrozumiałe, przymilne słowa i uśmiechy. Zgodziła się, aby Harry pomógł mi pilnować jej dzieci w ten wtorkowy wieczór, ponieważ ona i Eric chcieli wyjść i spędzić wieczór tylko we dwoje z okazji ósmej rocznicy ślubu. Nie wiem jednak czy ustąpiła dlatego, że byłam aż tak przekonująca, czy za długo suszyłam jej o to głowę, czy może po prostu wstawiennictwo Erica w tej sprawie okazało się nad wyraz skuteczne.

Puściłam jej uwagę mimo uszu i postanowiłam powiedzieć jej największą nowinę ostatnich dni, ledwo panując nad emocjami. Wciąż byłam bardzo podekscytowana, że jeden z rysunków Harry'ego zdobił mój pośladek, nawet jeśli był w uproszczonej formie.

Colourless || H.S.Where stories live. Discover now