Dwudziesty drugi.

1.1K 82 11
                                    

D E B B I E

- Nie wierzę, że chcesz to zrobić - stwierdził Harry, gdy tylko wyszliśmy z loftu, a w nozdrza uderzył nas zapach deszczu i nieprzyjemny chłód.

- Ja nie wierzę, że mi na to pozwalasz, skoro jesteś tak bardzo przeciwny - odparowałam, patrząc na niego z wyzywającym uśmieszkiem.

Było czwartkowe popołudnie, trwał właśnie trzeci tydzień października. Już nie spotykałam się z Harrym na dachu, ponieważ Słońce wschodziło w momencie, gdy kończyłam wyprowadzać psy. Czas spędzaliśmy wspólnie średnio co dwa dni albo w lofcie Harry'ego, albo po mojej pracy w barze, a czasami także i w pobliskim parku, gdzie spacerowaliśmy, rozmawiając. Chociaż, niezmiennie, nadal to ja mówiłam więcej.

Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i skręciliśmy w prawo. Wtedy w nasze twarze uderzył porywisty wiatr, niosący z sobą pył, piach i zwiędłe liście. Zmrużyłam oczy, mimochodem przysuwając się bliżej mojego towarzysza, jakby mógł on stanowić jakąś barierę między mną a wiatrem.

- Po prostu zdałem sobie sprawę, że i tak nic bym nie ugrał - rzekł, gdy już wiatr nieco się uspokoił. Spojrzałam na niego, on spojrzał na mnie i równocześnie uśmiechnęliśmy się do siebie.

- Jak daleko jest to studio tatuażu?

- Tu, na rogu. - Harry wskazał budynek na końcu, po drugiej stronie ulicy. 

Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, rozejrzawszy się uprzednio. Harry chwycił mnie za rękaw kurtki. Odkąd powiedziałam mu o achromatopsji, bardzo często tak robił przy przechodzeniu przez ulicę, jakby martwił się, że może jednak nie dotrę na chodnik. Nie przeszkadzało mi to. Tak na dobrą sprawę to nawet odrobinę mnie rozczulało i dodawało otuchy. Tym drobnym gestem Harry udowadniał, że się o mnie martwi i jestem dla niego istotna.

Wreszcie - pokonałam dwa schodki, Harry otworzył przede mną przeszklone drzwi i znalazłam się w salonie tatuażu, gdzie zza kontuaru wychynęła nagle niska kobieta o żywym spojrzeniu.

- Hej, Donna! - przywitał się z nią mój przyjaciel. Kobieta wybiegła prędko zza biurka i przywitała się z nim całusem w policzek.

- Harry, dobrze cię widzieć! Wyglądasz o niebo lepiej niż ostatnio - stwierdziła, gładząc chłopaka po ramionach, które okrywał płaszcz.

Styles uśmiechnął się z widocznym zakłopotaniem, przez co ja sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. W tym właśnie momencie Donna spojrzała na mnie, potem znów na Harry'ego z jakąś taką porozumiewawczą miną.

- A, tak. Debbie, poznaj Donnę. Donna - Debbie - rzekł, nachylając się raz do jednej, raz do drugiej z nas, w zależności od tego które imię właśnie wymawiał.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie szeroko i uścisnęłyśmy swoje dłonie. Donna była kilka centymetrów wyższa niż ja, mniej więcej wzrostu mojej siostry, a jej poczciwy uśmiech sprawiał, że czułam się, jakbym znała ją już dobrych parę lat.

- Macie zamiar zrobić sobie dopasowane tatuaże? - spytała kobieta, patrząc na nas oboje.

Ja i Harry spojrzeliśmy na siebie w panice, po czym ja roześmiałam się głośno i zaczęłam ściągać moją dżinsową kurtkę, podczas gdy Harry starał się jakoś wyplątać z tego wszystkiego.

- Nie nie nie! My - spojrzał na mnie - nie jesteśmy razem. To moja sąsiadka. Przyjaźnimy się - wymamrotał pod koniec, po czym westchnął, gdy ja przytaknęłam dziarsko.

Donna zmrużyła oczy, jakby się zastanawiała, czy próbujemy ją nabrać, ale ostatecznie uśmiechnęła się z pobłażaniem i odwróciła się w stronę kontuaru.

Colourless || H.S.Where stories live. Discover now