Ósmy.

2.1K 103 21
                                    

Postanowiłam wprowadzić trzeciego narratora. Enjoy! xx

N I A L L 

Jest przed północą. Siedzę na kanapie i powoli piję piwo z piątej czy szóstej puszki. Na zewnątrz leje jak z cebra. A przynajmniej lało, gdy Louis zaciągnął mnie tu, do bractwa, z racji że właśnie ukończyłem dwadzieścia dwa lata. Ta impreza jest więc inauguracją nowego roku akademickiego i moją urodzinową imprezą zorganizowaną przez ludzi, których nie znam, dla ludzi, których nie znam.

To mój ostatni rok studiów. Mam zamiar zrobić licencjat i zaczepić się w jakiejś firmie informatycznej. Tu, na wyspach, znalezienie pracy po tak krótkim czasie studiowania wcale nie jest ciężkie. W Szkocji pewnie przyjęliby mnie od razu, abym mógł się powoli piąć po szczeblach kariery zawodowej, dożyć sędziwego wieku i potem przejść na emeryturę, wychowawszy swoje dzieci i po części także dzieci moich dzieci. Zwykłe, proste, normalne życie. 

Wzdycham nostalgicznie pod nosem i upijam łyk ciemnego Guinnessa, myśląc o mojej przyszłej żonie, chociaż nie mogę sobie wyobrazić jej wyglądu. Aparycja to jedna z tych rzeczy, której nie jestem w stanie zmyślać. Tak samo jak nie umiem wymyślać historyjek na dobranoc. Nawet kłamanie idzie mi fatalnie.

Ktoś wrzasnął coś po irlandzku, a ja, mimo że nie znam tego języka, unoszę wzrok i szukam tej osoby, zwłaszcza że u wielu ten wrzask wywołał śmiech. Dziewczyna, która dosiadła się do mnie na kanapie, co zupełnie umknęło mojej uwadze, również zaczyna chichotać. Czuję się jak ostatni kretyn, więc uśmiecham się delikatnie, starając się zatuszować moją konsternację.

- Tu jesteś! - woła Louis, mój najlepszy przyjaciel, podchodząc do kanapy. Już otwieram usta, żeby się odezwać, gdy on znowu zabiera głos: - Przez pół godziny cię szukałem, Donna.

Zupełnie zamieram, wciąż mając otwarte usta, gotowy, by coś powiedzieć. Ostatecznie zamykam je i staram się ignorować fakt, że Louis ma mnie zupełnie gdzieś. Może jest zbyt zalany, żeby skupiać się na dwóch osobach na raz.

Louis ciągnie Donnę za rękę, a ja odprowadzam ich wzrokiem, dopóki nie giną mi z oczu, wchodząc między tańczących ludzi prawdopodobnie po to, by do nich dołączyć.

Zastanawiam się czy nie dołączyć do kogoś na parkiecie. Widzę kilka dziewczyn, które tańczą w kółku, ale nie zamierzam się do nich dołączać. Nie zniósłbym dziwnych spojrzeń i drwiących uśmieszków, więc szukam dalej. Oprócz par widzę też facetów usiłujących tańczyć w pojedynkę, chociaż ledwo trzymają się na nogach. Trzy drobne dziewczyny kłębią się na fotelu w rogu pokoju i chichoczą, oglądając wyczyny samotnych samców. 

Ostatecznie nie decyduję się zatańczyć, przypominając sobie, że chociaż alkohol dodaje odwagi, na pewnie nie podwyższa umiejętności tanecznych, których mnie akurat bardzo brakuje. Nie chcę później znaleźć siebie na YouTube w jakimś video o wpadkach.

Nagle dostrzegam w tłumie nieznajomych Harry'ego, który poprawia włosy. Rozmawia z jakąś dziewczyną, ale gdy tylko czuje na sobie mój wzrok, odwraca się. Jego dłoń opada, przez co loki z powrotem niesfornie opadają mu na czoło. Uśmiecha się do mnie szeroko, po czym odpowiada dziewczynie i wskazuje w moją stronę ruchem głowy, aby następnie machnąć jej na pożegnanie i ruszyć w moją stronę.

- Hej - mówi, po czym siada na kanapie obok mnie z takim impetem, że ta przesuwa się kilka centymetrów do tyłu. Czuję charakterystyczny zapach jego tanich perfum, za którymi szaleją dziewczyny. Zawsze widuję, jak za jego plecami wdychają tę woń, przymykając oczy. Mógłby mieć każdą tylko dzięki fiolce z płynem i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Albo udaje, że wcale o tym nie wie. - Jak się bawisz? - pyta, ledwo ukrywając ironiczny uśmiech.

Colourless || H.S.Where stories live. Discover now