Czternasty.

1.2K 108 6
                                    

Zaspałem. Naprawdę mocno zaspałem. Dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy obudziłem się trzy godziny po ostatnim budziku. Dochodziła trzecia po południu. Debbie niedługo miała się pojawić w drzwiach mojego loftu.

Chciałem trochę posprzątać. W zasadzie nie tyle chciałem, co powinienem był posprzątać, zanim Debbie do mnie przyszła. Okazało się jednak, że wszechobecny nieład wkradł się w zasadzie wszędzie. Gdy posprzątałem walające się w przeróżnych miejscach butelki po wszelakich alkoholach, okazało się, że mój kubeł na śmieci jest pełen. Odkryłem, że niepozmywane naczynia wypełniają już znaczną część zlewu kuchennego.  Sprawdziwszy, jak wygląda łazienka, nieco się załamałem, jednak nie miałem zamiaru nic z tym zrobić, a w sypialni po prostu narzuciłem koc na moją brudną poduszkę i kołdrę pełną plam po herbacie, winie i whiskey, a nawet i zaschniętej śliny i pasty do zębów. 

Umyłem włosy. Nie byłem przekonany co do tego pomysłu, a jednak je umyłem, dzięki czemu jakimś dziwnym sposobem poczułem się lepiej. Postanowiłem więc dla pełniejszego efektu jeszcze w miarę w porządku się ubrać. Kiedy jednak otworzyłem szafę i zobaczyłem w niej jedynie trzy ostatnie koszulki i ostatnie, walające się bez ładu i składu bokserki, przypomniałem sobie o zrobieniu prania. I o istnieniu pralki i suszarki.

W lodówce świeciło pustkami. Postanowiłem przynajmniej wyskoczyć do sklepu, żeby kupić chociażby sok pomarańczowy i cokolwiek, co dało się podać do jedzenia albo w najgorszym przypadku jeszcze upichcić na szybko przed przyjściem Debbie.

Nie udało mi się. Kiedy drzwi windy otworzyły się na moim piątym piętrze, ukazała się przede mną postać blondynki, która siedziała obok drzwi do mojego loftu. Na moment moje serce stanęło z przerażenia. W końcu nie popisałem się właśnie kulturą, każąc gościowi koczować przed drzwiami o umówionej porze.

- Przepraszam - wydukałem jedynie, wyszedłszy z windy. Siatki z jedzeniem zaszeleściły, gdy przekładałem jedną z nich do drugiej ręki, by znaleźć klucze w kieszeni spodni. Poczułem się jak jeszcze większy kretyn, jakbym myślał, że Debbie już przejrzała mnie na wylot i zrozumiała beznadziejny stan mojej osoby i całego mieszkania, które zajmowałem. Ona jednak jak zwykle promiennie się do mnie uśmiechała. W jej oczach wyraźnie widziałem rozbawienie.

- Nie przejmuj się. - Wzruszyła ramionami, po czym wzięła jedną siatkę z mojej lewej dłoni, przez przypadek musnąwszy moje palce swoimi. Potem wyjęła z niej niewielkich rozmiarów bagietkę i oderwała kawałek, który zaczęła jeść. - Zadośćuczynienie i jesteśmy kwita - zażartowała, po czym znów odgryzła kawałek pieczywa.

Otworzyłem drzwi i wpuściłem Debbie pierwszą. Dziewczyna weszła nieśmiało do środka i zaczęła się od razu rozglądać.

- Ładnie tu - stwierdziła na samym wstępie, po czym zaczęła zsuwać lewego buta ze stopy.

- Nie... - zacząłem niemrawo. Miałem nadzieję, że Debbie tego nie usłyszy, ale ona już wpatrywała się we mnie pytająco. - Nie ściągaj butów - dokończyłem myśl. - Panuje straszny syf.

Debbie uśmiechnęła się z sobie tylko charakterystyczną pobłażliwością, po czym i tak ściągnęła obuwie i ruszyła przed siebie z siatką z zakupami.

- Zaryzykuję - zawołała, po czym, znalazłszy kuchnię, weszła do niej, znikając mi tym samym z oczu. - O kurde...

Nie spieszyłem się ze ściąganiem butów. Wolałem bowiem nie wiedzieć, jakie emocje wywołał na twarzy Debbie widok piętrzącego się wokół brudu. Koniec końców byłem jednak zmuszony wejść do środka. Ku mojemu zaskoczeniu i przerażeniu moja sąsiadka właśnie wkładała obleśnie brudne naczynia do zmywarki.

Colourless || H.S.Where stories live. Discover now