-Przepraszam za ten wybuch z jego strony-szarowłosy w końcu postawił mnie na nogi i uśmiechnął do mnie pogodnie.
-Nic nie szkodzi. I jeszcze raz przepraszam za...-Przygryzłam język żeby się nie roześmiać z ogólnej sytuacji. Tylko ja mam chyba takie szczęście-Tego loda-wydusiłam w końcu-daje głowę, że odkupie-miałam wrażenie, że skądś ich kojarzyłam. Musiałam już ich kiedyś widzieć-Przepraszam za zamieszanie, ale się śpieszę...-wyminęłam chłopaków i ruszyłam dalej wzdłuż alejki- Do zobaczenia?-odkrzyknęłam już biegnąc
-Do zobaczenia-odpowiedział chłopak i zaśmiał się lekko pod nosem
Wbiegłam na plac i zobaczyłam kozłującą białowłosą postać. Rzuciłam rzeczy na ziemie i wbiegłam szybko między nią, a kosz w ostatnim momencie zahaczając końcówką palca o piłkę i zmieniając jej tor lotu. Usłyszałam głuche uderzenie o obręcz, a zaraz potem na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.
Nie czekając dłużej grzmotnęłam tyłkiem w asfalt z trudem łapiąc oddech. (Co z tego że przed chwilą ją z ziemi podnosili...) Nienawidzę biegać...
-Nigdy więcej-szepnęłam-maratończykiem nigdy nie zostanę-rozwaliłam się na boisku-dajcie mi czekolady!!!!-zaczęłam machać nogami jak rozwydrzone dziecko.
Is parsknęła na to tylko głośno zanosząc się śmiechem i podała mi rękę.
-Też tęskniłam-odparła, a potem oboje ryknęłyśmy śmiechem
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zasiadłyśmy nad partią szachów. Mam dziwne wrażenie czy nasze wszystkie ciężkie rozmowy odbywają się przy nich. Wiosenna pogoda idealnie pasowała do naszych gier w parku.
-A więc?-zaczęła białowłosa wykonując pierwszy ruch-Co się stało, że aż przyleciałaś do Ameryki?-zapytała
-Czy zawsze musi się coś dziać żebym odwiedziła przyjaciółkę?-Zaśmiałam się i przesunęłam pionek
-Niby nie...-odparła podnosząc do góry konia i wskazując na mnie-ale mam wrażenie, że w tym przypadku jednak o to chodzi-westchnęłam cicho
-Zawsze masz racje?-dziewczyna zaśmiała się na to stwierdzenie lekko
-Opowiadaj, partia jeszcze długa-przesunęłam swój pionek
-Ostatnio rozmawiałyśmy o sile, która staje się problemem z powodu braku wyzwań. Niedawno starałam się z tym zmierzyć. Dość ogromnym kosztem...-dziewczyna wykonała swój ruch
-Co masz na myśli?-podparła się łokciem o kant stołu
-Posiadam..., jakby drugą stronę. Jest straszna. Bez jakiejkolwiek sympatii do ludzi-Is nawet nie myślała żeby mi przerwać i dziękowałam jej za to w duchu-za każdym razem kiedy „przejmuje władze" niszczy coś w moim życiu, jednak na boisku jest niepokonana-przesunęłam pionek-wystawiłam ją do walki z przyjacielem. Wygrała bez problemu jednak potem z trudem udało mi się wyjść z pod jej kontroli. Sporo przez to naknociłam
-Przyszłaś się poradzić co z nią działać czy chodzi o coś więcej?-zapytała przyglądając mi się uważnie
-Bardziej co mogę spróbować zdziałać z chłopakami-odparłam zwieszając głowę-wiem, że naprawdę niewiele brakuje do momentu w którym nie będą już mieli żadnych chęci do gry...-Is zamyśliła się na moment
-Nie wiem szczerze co mogę ci doradzić... To musiało w końcu nadejść-dziewczyna zrobiła chwilową pauzę-mogłabym spróbować cię nauczyć posługiwać się zone..., ale nie wiem czy pomogłoby to na długo. Potrzeba im prawdziwych przeciwników Klijo. Nie przyjaciółki która chciała dla nich poświecić siebie...
-Wiem..., ale nie mogę zrobić nic więcej...
-Szach mat-powiedziała spokojnie patrząc na plansze
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Stałam nad nie za dużym grobem z wyrytym napisem „Póki los nas nie rozdzielił", a nad nim wygrawerowanym zdjęciem uśmiechniętej blondynki. Nawet na tym kawałku kamienia wydawała się cieszyć z otaczającego ją świata. Co z tego że jedyne co mogła widzieć to wieko trumny...
-Cześć Ash...-szepnęłam cicho wpatrując się w pogodną twarz dziewczyny-dawno mnie tu nie było. Wiesz jak się dzieje. Wspomnienia dalej mnie męczą-wiatr poruszył lekko moimi włosami-Świat znowu zaczął mi się lekko sypać. Pogubiłam się-łzy zebrały mi się w oczach i wyciekły na policzki tworząc jedynie dla siebie znane tory-Dlaczego ciebie tu nie ma? Daje głowę, że w tym momencie zaśmiałabyś się serdecznie i od razu dała mi radę, która zmieniłaby wszystko.
Wyjęłam z kieszeni zapałki i spróbowałam odpalić trzymany w ręce niewielki znicz. To była już kolejna rocznica jej śmieci.
-Wiem, że nie lubiłaś kiedy płakałam-przetarłam wierzchem dłoni mokre policzki-ale jakoś nie mogę się powstrzymać-zużyłam pierwszą zapałkę próbując bezskutecznie odpalić knot-Staram się jak mogę żeby ich nie stracić Ash. Beznadziejnie mi to idzie-zużyłam drugą zapałkę-może po prostu jestem skazana na porażkę?-ta myśl przeraża mnie najbardziej, że przegram tą walkę, a oni się poróżnią między sobą. Nie chcę żeby do tego doszło. Za trzecim razem w końcu odpaliłam świeczkę i postawiłam znicz na środku-Moje wnętrze sporo nachrzaniło. Decyzje też nie były najlepsze...-zatrzymałam się na chwile przyglądając zdjęciu
-Są naprawdę świetni Ash. Dla mnie najważniejsi-po chwili stania w miejscu podeszłam do kwiatów stojących w wazonie, które rozrzucił wiatr.
-Wierze, że czuwasz tam gdzieś nade mną i starasz się mnie ze wszystkich sił wspierać. Od zawsze tak robiłaś..., mimo, że powinno być na odwrót-wepchnęłam jeszcze do środka wazonu jedną wielką czerwoną róże-To ode mnie-szepnęłam i odsunęłam się do tyłu żeby zobaczyć moje dzieło.
-Słyszałaś o propozycji? Jak sądzisz dobrze bym postąpiła idąc do szkoły muzycznej?-wiatr znowu zaatakował mnie ze zdwojoną siłą plącząc moje włosy-Nie chce zostawiać chłopaków... Jednak może powinnam to przemyśleć?-opatuliłam się bardziej w założoną na siebie bluzą-Wiem, że to szansa jednak nie przekonuje mnie do końca ta decyzja...
____________________________
Z góry przepraszam za błędy... ;)
CZYTASZ
Jestem sobą |Kuroko No basket|
FanfictionCo by się stało gdyby pokolenie cudów poznało kogoś kto jest do nich tak podobny, a jednak tak bardzo inny? Co jakby tym kimś była zamknięta w sobie dziewczyna w przydużej czarnej bluzie z kapturem na głowie która jedyne co w życiu pragnie to zrozum...
46. Śmierć jest straszna, ale nie dla tych, którzy odchodzą, tylko dla tych...
Zacznij od początku