39. Będę biec za małą cząstką szczęścia nawet jeżeli po nim...

1.1K 103 26
                                    

Mały dzwoneczek zawieszony w rogu zadzwonił sygnalizując wejście nowego klienta. Drzwi do kawiarni cicho skrzyknęły i do środka wszedł Akashi. Chłopak z pustym wyrazem twarzy rozejrzał się po jasnym, nie pasującym w ogóle to złego nastroju wnętrzu w poszukiwaniu kolorowych czupryn.

Cała drużyna już od ładnych parunastu minut siedziała w jednym z wielu rogów pomieszczenia nie odzywając się praktycznie do siebie. Każdy ze spuszczonym wzrokiem patrzył albo na obrus rozłożony na stoliku, z wielką plamą od niedawna rozlanego napoju Aomine, albo własne zamówienie, które w większości przypadków było nawet nie tknięte.

Ryota ze smętną miną kręcił ślamazarnie łyżką w kubku kawy, z nadmierną ilością mleka uderzając co i raz o jego boki. Jego codzienna radosna aura całkowicie prysła, a puste spojrzenie wpatrzone w ciemną ciecz zupełnie nie pasowało do zwykłego radosnego nastawienia. Jego pozycja już od dłuższego czasu pozostawała niezmienna, a ruchy ręki niczym, u robota w jednostajnym tempie kreśliły kółka w powietrzu.

Chłopak drgnął dopiero nieznacznie kiedy usłyszał skrzypnięcie krzesła, odsuwanego od stołu. Podniósł swoje spojrzenie na zasiadającego Akashiego.

Jego mina też nie pałała radością do obecnej sytuacji. Oczy, mimo wielu nocy bez snu jak tylko mogły starały się nie pokazywać swojego zmęczenia, a natłok myśli z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej nie do zniesienia.

Kto w końcu powiedział, że wszystko to, co do tej pory posiadali tak nagle pryśnie? Nikt tak naprawdę nie sądził, że momentalny brak tej jednej, szalonej, czerwonowłosej dziewczyny, chodzącej w przydużych, najczęściej czarnych ubraniach zmieni tak wiele. Ile osób tak naprawdę spodziewało się, że w ciągu tak krótkiego czasu ten mały szarlatan zajmie tak ważne miejsce w życiu tych koszykarzy? Zapewne nikt..., nawet oni sami.

Akashi przejechał powoli wzrokiem po zebranych. Każdy milczał. Nikt nie wiedział jak zacząć. Nawet wiecznie głodny Murasakibara zostawił na talerzu kawałek czekoladowego ciasta.

-Szlak-usłyszał brzdąkniecie i szklanka po raz kolejny wylądowała na stole tworząc kolejną ciemną plamę na obrusie. Już drugi raz dzisiaj Daiki pod wpływem zamyślenia rozlał kawę.

Po nim najbardziej było widać znaczącą zmianę. Co się dziwić? Nadal obwiniał siebie za to co się stało. Dobrze wiedział, że gdyby nie on wcale nie stawałaby do tej walki...

Teraz miał wrażenie, że nawet swoją obecnością i pewnością siebie starała się ją jak najbardziej odsunąć w przyszłość. Zostać tutaj jak najwięcej czasu...

Aomine złapał serwetki i pośpiesznie zaczął wycierać plamę co wychodziło mu dość nieudolnie, a ręka dziwnie drżała. Kuroko nie czekając dłużej wspomógł przyjaciela w osuszaniu jasnego obrusa, starając się nie roznieść jej jeszcze bardziej niż przed chwilą zrobił to Daiki.

Problem wbrew pozorom nie był łatwy do rozwiązania, bo w końcu nikt nie wiedział co się naprawdę stało. Ta sama radosna osóbka w ciągu paru chwil zmieniła się w chodzącego diabła, który już od tygodnia pokazuje swoją prawdziwą skórę.

Nie przychodzi na normalne lekcje, a jak przyjdzie to opuszcza je jeszcze szybciej niż się pojawia. Stała się chamska, ignorująca ludzkie emocje. Nie przebywała wśród ludzi, a jak już to robiła jedyne co dało się wywnioskować z jej tonu to pogardę.

Wszystko zaczęło się powoli rozkruszać. Nawet na boisku, mimo że przychodziła na treningi nie dawała żadnego znaku życia. Po prostu siedziała gdzieś w rogu patrząc na wszystko pustym spojrzeniem kolorowych oczu.

Midorima westchnął ciężko. Mimo że najmniej przepadał za dziewczyną jej brak był dla niego nie mniej odczuwalny jak dla reszty.

-Skończmy w końcu tę ciszę skoro jesteśmy już wszyscy-powiedział poprawiając swoje okulary. Dobrze wiedział, że nie wytrzyma jeszcze paru minut przy tym milczącym stole. Spojrzał znacząco na Daikiego. Mimo, że to właśnie on zwołał spotkanie był praktycznie całkowicie nieobecny.

Jestem sobą |Kuroko No basket|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz