46. Śmierć jest straszna, ale nie dla tych, którzy odchodzą, tylko dla tych...

962 92 14
                                    

Śmierć jest straszna, ale nie dla tych, którzy odchodzą, tylko dla tych, którzy zostają...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ciągnąc za sobą niedużą walizkę szłam nieśpiesznie przez lotnisko. Prywatny samolot już czekał. Żegnaj Japonio...

Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer. Po paru sygnałach w końcu usłyszałam głos dziewczyny w słuchawce.

-Cześć Is...-powiedziałam i weszłam do wnętrza mojego środka transportu. Jak zawsze przywitał mnie ten sam co zwykle obraz przybytku, za którym zbytnio nie przepadałam.

-Klijo? Boże dziewczyno co cię ostatnio zeżarło? Już myślałam, że cię kosmici porwali...-przywitał mnie jej radosny ton.

-Przepraszam za tą przerwę-zajęłam miejsce przy oknie-wyjaśnię ci to za jakieś dziesięć godzin.

-Przyjeżdżasz?!-wydarła się do słuchawki, a ja zaśmiałam się z jej zachowania. Mimo wszystko kiedy ją poznawałam nie sądziłam, że jest aż tak żywiołowa. Jej charakter przy naszym pierwszym spotkaniu wydawał się dość oziębły i poważny.

-Oczywiście-Zaśmiałam się-obiecuje, że wszystko ci wyjaśnię jak tylko się spotkamy

-Spokojnie, zaczekam-czułam, że się uśmiecha, a ja nie ukrywając też szczerzyłam się jak głupia. Nie powiem, ale tęskniłam za nią niemiłosiernie-a więc do zobaczenia...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od razu po dotarciu do mojego starego domu złapałam piłkę i biegiem ruszyłam na to samo boisko gdzie po raz pierwszy widziałam Is. Szybki sprint chodnikiem dłużył mi się w nieskończoność i mimo, że moja kondycja nadal zostawiała wiele do życzenia nie miałam zamiaru zwalniać.

-Spokojnie Klijo-złapałam oddech-jeszcze tylko kawałek-powtarzałam sobie w myślach zmuszając ciało żeby wytrzymało chociaż następne pare metrów-potem zjesz sobie słoik nutelli-na samą myśl pociekła mi ślinka. Ach ty moja kochana nutello.

Skręciłam w alejkę parku i już w oddali zamajaczyło mi boisko. W jednym momencie poczułam, że w coś uderzam. Odbiłam się jak kauczuk od tego dziwnego „mury" i grzmotnęłam w chodnik.

Mogłabym przysiąść, że nic tam nie było. Potarłam zbolałą dupę.

-Ej, uważaj!-usłyszałam głos nad sobą, a kiedy podniosłam głowę zobaczyłam chłopaka z wściekle czerwonymi włosami i lodem rozpaćkanym po całej długości twarzy. Sądząc po trzymanym w ręku wafelku musiało się to stać przez to niechybne zderzenie.

Patrzyłam na ten obraz przez chwile, a potem ryknęłam niepohamowanym śmiechem. Rozplaskany ściekający lód na jego facjacie nie pomagał mi w powrocie do powagi.

-Prze...Prze-praszam-powiedziałam z trudem krztusząc się własnym śmiechem.

-Ty mała...-wyglądał na minimalnie wściekłego. Dosłownie jakby chciał się na mnie rzucić.

W tym momencie dostał po twarzy drugim lodem od stojącego obok szarowłosego chłopaka, któremu grzywka zakrywała jedno oko. W tym momencie zaczęłam się już całkowicie dusić. Tarzałam się po chodniku nie mogąc się pozbierać.

-Kagami nie nauczono cię, że nie można się tak zachowywać wobec kobiet...-rozpoczął wyciągając do mnie rękę z pomocą pozbierania mnie z ziemi.

-HIMURO!-wydarł się czerwonowłosy, jednak posiadacz imienia był bardziej zajęty podniesieniem mnie z chodnika.

Mają japońskie nazwiska. Czyżby Japończycy?

Jestem sobą |Kuroko No basket|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz