Rozdział 10.

4.7K 196 10
                                    


*Anastazja

Na przeciwko kominka znajdował się piękny  duży marmurowy stół i drewniane masywne krzesła. Z pomocą Zary uprzątnęłyśmy go, a Zara nakryła.

Do kolacji zostało nie całe dwie godziny, więc miałam okazję się do niej dobrze przygotować. Udałam się do wodospadu. Po kwadransie, byłam dokładnie umyta i wygolona. Zara pomogła mi też z fryzurą, oraz zrobiła mi delikatny makijaż. - Moja służka , przygotowała mi, nieziemsko piękną szyfonowa suknie na cienkich ramiączkach. Była w grafitowym kolorze. Miała głęboki dekolt, który kończył się za pępkiem. Wykończony był cyrkoniami i diamentami. Zauważyłam, że  ma rozcięcie po prawej stronie. Zara pomogła mi ją włożyć, stojąc przed wielkim  lustrem, którego wcześniej nie zauważyłam po prostu nie mogła uwierzyć, że to ja . Miałam wrażenie, że przede mną stoi obca osoba. Obróciłam się bokiem, by zobaczyć tył tej olśniewająco pięknej kreacji i zaniemówiłam, ponieważ była bardzo luźna na plecach. -Będę musiała uważać przy siadaniu.

Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.

-Zaro, czy ta suknia nie jest zbyt odważna.

-Nie, pani. Jest piękna.

Wierzyłam jej. Czułam się piękna. Chciałam być piękna nie tylko dla siebie, ale i dla niego.

Do kolacji zostało nie cała godzina i Lucyfer mógł się zjawić lada moment.

*Lucyfer

Potrzebowałem chwili, dla siebie. Dlatego też wzbiłem się w powietrze ponad swoje królestwo, które chciałem powiększyć o cały świat.

Nawiedziłem siebie za to, że  tak łatwo  wybuchałem przy niej , dlaczego ona łatwo mi się przeciwstawia. Najbardziej mnie bolało, gdy widziałem jej strach w oczach, a jeszcze gorzej, bo go czułem. -Taki właśnie ma wpływ rytuał krwi. Ona czuje moje emocje i uczucia, a ja jej. Jeszcze dochodzi do tego fakt, że ją kocham.

Nagle zapragnąłem do niej wrócić i błagać ją o wybaczenie, choć na nie zasługiwałem. - Zanim pojawiłem się w naszej kwaterze, wylądowałem w ogrodzie, gdzie zebrałem kilka kalii. - Miałem cichą nadzieję, że jej się spodoba mój prezent. Te kalie były tak piękne , jak ona.

Moja Anastazja.

Znów wzbiłem się w niebo i po chwili wylądowałem na balkonowym sklepieniu.

To co ujrzałem , przeszło moje najśmieszniejsze oczekiwania.- Sądziłem, że Anastazja, będzie na mnie zła, wściekła i przede wszystkim będzie obrażona na mnie, oraz to że nie wyjdzie z łóżka.

A tu kolacja dla nas dwojga i na dodatek, ona piękna w nieziemskiej sukni, którą zapragnąłem zedrzeć z niej w tej samej chwili, gdy tylko zauważyłem jej cudne odbicie w lustrze.

Wyglądała olśniewająco.

Boże nie zasługiwałem na nią. Choć dla mnie była darem od losu.

-Najdroższa, wyglądasz niesamowicie -oznajmiłem i wszedłem w głąb kwatery.

Wzdrygnęła się.

-O już jesteś. -powiedziała bez tchu.

Uśmiechnęliśmy się do siebie. A moja ukochana dyskretnie zaczęła mi się przyglądać.

Dostrzegłem, że Zara skończyłam nakrywać do stołu i nie zauważalnie wyszła zostawiając nas samych. - Podszedłem do Anastazji i wziąłem ją w ramiona i pocałowałem. Jej usta były takie słodkie i rozkoszne. Poczułem jak jej zwinne dłonie uroczo mierzwiły moje włosy. Tym samym zapragnąłem pogłębić pocałunek.

Miłość Lucyfera [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now