Rozdział XI [Depresja]

Start from the beginning
                                    

– Owszem. – Obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, wyraźnie czekając na jakąkolwiek reakcję. Ostatecznie po prostu westchnął, po czym chcąc nie chcąc mówił dalej: – Chcę, żebyś to ubrała. I, na litość boską, zasłoń twarz – dodał, a dziewczyna z niedowierzaniem potrząsnęła głową.

– Ale...

– Rozmawialiśmy o tym – przypomniał, a jego ton po raz pierwszy zdradził, że jednak miał do niej pretensje o to, że mu się sprzeciwiła. – O Bloodwell. Najważniejsze to nigdy nie rzucać się w oczy, więc...

– Zrozumiałam! – Uniosła obie ręce ku górze w poddańczym geście. – Daj mi to. Zejdę za pięć minut.

Mimo wszystko poczuła ulgę, kiedy pozwolił, by prześlizgnęła się tuż obok niego. Ruszyła w głąb korytarza, starając się powstrzymać odruch nerwowego oglądania się za siebie. Zawahała się dopiero w chwili, w której przechodziła tuż obok zamkniętych sypialni – w tym również tej, która tak bardzo przeraziła ją ostatnim razem.

Angel zawahała się, czując jak coś nieprzyjemnie ściska ją w gardle na samo wspomnienie. Chociaż pierwotnie chciała przejść obok pokoju obojętnie, nagły impuls sprawił, że jednak z wahaniem spojrzała na zamknięte drzwi. Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej, tym bardziej że z łatwością mogła sobie wyobrazić niewidzialną siłę, która po raz kolejny zaczyna łomotać w litte drewno, pragnąć wydostać się na zewnątrz – z tym, że nic podobnego nie miało miejsca. Na razie.

Z wolna wypuściła powietrze, uspokojona. Chciała ruszyć dalej, kiedy coś innego przykuło jej uwagę.

Właściwie sama nie była pewna, co zadecydowało o tym, że spojrzała na inne drzwi – czy też raczej pod nie, zupełnie jakby na brudnej podłodze miała znaleźć coś istotnego. Na krótką chwilę zamarła, jak urzeczona wpatrując się w czerwony punkt, w którym dopiero po chwili rozpoznała coś, co mogłaby podnieść. Zanim zastanowiła się nad tym, co i dlaczego robi, w pośpiechu przykucnęła, po czym podniosła częściowo wsunięty pod zamknięte drzwi, zadziwiająco świeży... płatek róży?

Potrzebowała chwili, by uprzytomnić sobie, że jej podejrzenia są słuszne. Ostrożnie obróciła znalezisko w palcach, starając się postępować jak najdelikatniej, by przypadkiem nie rozerwać cieniutkiej powierzchni. Dla pewności rozejrzała się dookoła, jakby oczekując, że znajdzie coś jeszcze – kolejne płatki albo nawet cały kwiat, który uzasadniłby jego obecność w tym miejscu. Sęk w tym, że w korytarzu nie znajdowało się nic więcej i to w jakiś pokrętny sposób wydało się Angel niepokojące.

Ostrożnie podniosła się, nerwowo zakładając ramiona na piersiach. W garści wciąż ściskała delikatny płatek, raz po raz zastanawiając się nad jego pochodzeniem. Był świeży – zupełnie jakby kwiat został zerwany co najwyżej kilka godzin wcześniej. To nie miało sensu, zwłaszcza że w całym domu nie widziała żadnych roślin, a Shadow zdecydowanie nie wyglądał jej na kogoś z zamiłowaniem do ogrodnictwa, ale...

Kolejny raz miała wrażenie, że nie są w tym domu sami – i ta świadomość wydała jej się wręcz przerażająca.

Zadrżała, w następnej chwili z niezwykłą delikatnością wsuwając płatek do kieszeni spodni. Z jakiegoś powodu czuła, że powinna go zatrzymać – po prostu chronić – nawet jeśli pozornie takie myślnie wydawało się całkowicie pozbawione sensu. Kolejny raz wyczuwała coś, czego nie pojmowała i być może tak naprawdę nie chciała zrozumieć. Coś było nie tak, a ona czuła to coraz wyraźniej, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej potrzebując odpowiedzi. Wiedziała, że po raz kolejny mogła wziąć w obroty Shadowa, próbując wymóc na nim podanie jakichkolwiek sensownych faktów, ale niemalże na wstępie odrzuciła od siebie taką możliwość. Może i w niektórych kwestiach była w błędzie, zwłaszcza kiedy w grę wchodziły jego intencje, ale... w tamtej chwili wątpiła, żeby powiedział jej prawdę.

BLANK DREAMWhere stories live. Discover now